Chwila wytchnienia pod koniec pierwszej doby.
Jacek Łabudzki po raz kolejny zapisał się w historii. Jako pierwszy Polak ukończył jeden z najtrudniejszych biegów na świecie - Brasil 135. Jego trasa liczyła 217 kilometrów, zawodnicy rywalizowali w niezwykle wyczerpujących warunkach, a lekarz z Sandomierza na pokonanie tego dystansu potrzebował ponad 42 godzin.
- To najtrudniejszy bieg w Ameryce Południowej. Po raz pierwszy rywalizowałem na tym kontynencie. Zacząłem z wysokiego pułapu - mówi Jacek Łabudzki.
BIEGLI SZLAKIEM PILGRZYMKOWYM
Trasa liczyła 135 mil, czyli 217 kilometrów. - Biegliśmy w górach w Brazylii, praktycznie w tropiku. W dwóch stanach - Minas Gerais i Sao Paulo. Te góry można porównać do naszych Beskidów, jeśli chodzi o przewyższenia i wysokości, natomiast krajobrazowo są to zupełnie inne klimaty niż w Polsce - opowiada pediatra z Sandomierza.
Ciekawostką jest to, że organizatorzy tak wytyczyli trasę, że biegła ona przez najbardziej znaną w Brazylii ścieżkę pielgrzymkową Caminho da Fe. - Oni są bardzo religijni, dlatego ten bieg jest bardzo popularny, śledzi go wiele osób - dodaje Jacek Łabudzki.
WYSIŁEK BYŁ OGROMNY
Warunki były bardzo trudne, nic dziwnego, że około dwudziestu osób nie wytrzymało trudów tego biegu. - Tam jest lato, tropik. Temperatura ponad 30 stopni, wilgotność prawie pełna, nie ma czym oddychać. To jest trudny, selektywny bieg. Ogromny wysiłek. Mieliśmy limit czasowy 48 godzin, w którym musieliśmy się zmieścić. Trasę trzeba było pokonać w pojedynkę - zaznacza najlepszy biegacz wśród polskich lekarzy.
Wielka radość na mecie - w koszulce finishera, z medalem i kolegą Wojciechem Kasińskim z Pszczyny.
W dodatku na trasie nie było punktów odżywczych. Wszystko trzeba było sobie zapewnić we własnym zakresie. - Każdy z uczestników biegu musiał mieć samochód. Z tego auta można było brać jedzenie i picie. Ja miałem kolegę z Polski, doktora Wojciecha Kasińskiego z Pszczyny, który jechał za mną wypożyczonym samochodem. Pozostali mieli jeepy, land rovery z napędem na cztery koła i czteroosobowe ekipy. Mój kolega jechał sam, ale daliśmy sobie radę - z satysfakcją przyznaje Jacek Łabudzki.
POMOGŁY OKŁADY Z LODU
Start był o 8 rano. - Pierwszy dzień poszedł nadzwyczaj dobrze, ale zapłaciłam za to następnego dnia. Zaczęły mnie boleć mięśnie czworogłowe, nie mogłem zbiegać. W dodatku upał był jeszcze większy. O godzinie 14, jak osiągnąłem 175 kilometr i miałem do przebiegnięcia jeszcze dystans maratonu, powiedziałem "dość". Bałem się, że jeszcze trochę i dostanę udaru. Załatwiliśmy worek z lodem, robiłem okłady. Zarządziłem trzygodzinną przerwę, dopóki słońce nie zajdzie. Położyłem się, odpocząłem. Wstałem o 18. Przyszła burza, odświeżyło się powietrze. Temperatura spadła o 5 stopni, z 35 na 30. I nocą spokojnie skończyłem ten bieg - mówi lekkoatleta z Sandomierza.
Dodajmy, że większość uczestników biegu stanowili Brazylijczycy, ale byli też reprezentanci Stanów Zjednoczonych i innych państw Ameryki Łacińskiej, Singapuru, Japonii i pięciu Europejczyków, w tym jeden Polak. - Byłem szczególnie hołubiony przez organizatorów, zresztą przemiłych ludzi, ponieważ jako pierwszy zawodnik z kraju nad Wisłą ukończyłem ten bieg. I to na dobrym miejscu, bo byłem czternasty wśród mężczyzn, a drugi z Europejczyków. Lepszy był tylko Włoch - mówi z zadowoleniem.
W mroku nocy na 115 kilometrze.
INDIE, GRECJA, CHORWACJA...
Jacek Łabudzki po raz kolejny przeszedł więc do historii - jako pierwszy Polak ukończył ten trudny i wyczerpujący bieg. Ale na tym nie zamierza poprzestać. W tym roku czekają go jeszcze inne wyzwania. - Kalendarz mam napięty. W lipcu czeka mnie bieg w Indiach, który odbywa się na Dachu Świata, między 3500 a 5500 metrów nad poziomem morza. Trasa jest w górach i liczy 222 kilometry. Organizatorzy zapraszają tylko 20 osób z całego świata, takich, które mają na koncie kilka ekstremalnych biegów. Udało mi się znaleźć w tym gronie - wyjaśnia.
Wcześniej, bo w kwietniu, chce zaliczyć 100 mil, czyli ponad 160 kilometrów na Istrii w Chorwacji. Później 100 kilometrów w Szwajcarii, które już wcześniej pokonał. Po raz drugi w planie ma też przebiegnięcie słynnego Spartathlonu w Grecji. - Wyzwania są coraz większe, mam nadzieję, że wszystkie uda się zrealizować - dodaje znany lekarz z Sandomierza.
Jacek Łabudzki na starcie najtrudniejszego biegu w Ameryce Południowej - Brasil 135.
(fot. fot. archiwum prywatne)
KIM JEST JACEK ŁABUDZKI
Urodził się 4 stycznia 1960 roku w Krakowie. Od wielu lat mieszka w Sandomierzu. Ma żonę Beatę, synów - Piotra, Bartłomieja i Kacpra. Jest lekarzem pediatrą, pracuje w Centrum Medycznym "Rokitek" w Sandomierzu i jego filii w Koprzywnicy. Jest etatowym medalistą Ogólnopolskich Igrzysk Lekarskich w Zakopanem w lekkiej atletyce, z powodzeniem startuje w maratonach. Ukończył Maraton Piasków na Saharze, Western States Endurance Run w Kalifornii, Comrades Marathon w Republice Południowej Afryki. Zaliczył też biegi na 100 kilometrów w Szwajcarii, słynny Spartathlon z Aten do Sparty, którego trasa liczy 246 kilometrów oraz Ultra-Trail du Mont-Blanc. Hobby - bieganie, turystyka górska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?