Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jia Jun, nowa zawodniczka Zamku Tarnobrzeg wyznaje: - Tu się dobrze gotuje. Mniam, mniam

Piotr SZPAK
Podczas gry jest niesamowicie skoncentrowana.
Podczas gry jest niesamowicie skoncentrowana. Grzegorz Lipiec
Grająca od niedawna w zespole z Tarnobrzega Chinka Jia Jun po raz pierwszy została mistrzynią Polski, ale nie chce na tym poprzestać.

Jia Jun

Jia Jun - z lewej, z koleżankami z drużyny Nan Ying (w środku) i Li Qian.

Jia Jun - z lewej, z koleżankami z drużyny Nan Ying (w środku) i Li Qian. Grzegorz Lipiec

Jia Jun - z lewej, z koleżankami z drużyny Nan Ying (w środku) i Li Qian.
(fot. Grzegorz Lipiec )

Jia Jun

Ma 26 lat, jest panną, pochodzi z chińskiej prowincji Mongolia Wewnętrzna. W Polsce jest po raz pierwszy. W tenisa stołowego gra już 21 lat, w pierwszym turnieju wystąpiła mając... 5 lat.

Leciała do Polski z nadzieją, że zobaczy wielki kraj, a zobaczyła malutkie w stosunku do Chin państwo. Polubiła jednak Polskę i chciałaby zostać tu na dłużej. Jian Jun nie wiedziała, że leciała do tak przyjaznego dla ludzi miejsca na świecie.

Jest pierwszą zawodniczką grającą w tarnobrzeskiej drużynie, która pochodzi z Mongolii Wewnętrznej. To jedna z prowincji Chin, licząca "zaledwie" 24 miliony mieszkańców. Nic dziwnego, że po przylocie do Polski czuła się chwilami jak na bezludnej wyspie.

DOBRA ZNAJOMA

Ja Jun szybko się w naszym kraju zaaklimatyzowała. To zasługa kapitan drużyny Kingi Stefańskiej, która dość dobrze mówi po chińsku, co w tym przypadku miało kapitalne znaczenie. Pod odespaniu dwóch dni i nocy Jia Jun najpierw rozejrzała się po okolicy, później jak na kobietę przystało pochodziła po sklepach, a następnie zaczęła się uczyć polskich słówek. Nie było jednak tak łatwo i tak szybko. Jak już pisaliśmy Jia Jun to dobra znajoma najlepszej zawodniczki tarnobrzeskiego klubu Li Qian. W dzieciństwie bardzo się lubiły, razem trenowały, kolegowały się, miały wspólne marzenia i troski. Mając dziewięć lat trafiły do tego samego ośrodka dla najlepszych dzieci grających w tenisa stołowego. Kiedy dorastały przyjaźń między nimi nie ginęła. Ale w końcu ich drogi się rozeszły. Li Qian wyleciała do nieznanej jej Polski do nieznanego miasta o nazwie Tarnobrzeg. Jia Jun została w Chinach i czyniła systematyczne postępy.

UCZY SIĘ POLSKIEGO

Postępy były tak duże, że pewnego dnia trafiła do reprezentacji Chin. I to nie reprezentacji kadetek czy juniorek, ale do pierwszej reprezentacji seniorek. Trenowała z najlepszymi i miało to przełożenie na uzyskiwane przez nią wyniki. Dwa lata temu została międzynarodową mistrzynią Finlandii, w 2010 roku wygrała też turniej w Wellington w Nowej Zelandii. Niestety, wypadła z kadry poprzez niegroźną kontuzję. Kiedy wróciła do pełni formy w karze Chin były już inne dziewczęta. Jia Jun z niedowierzaniem, ale i olbrzymią satysfakcją przyjęła propozycję gry w Polsce, w tym samym zespole, w którym jest Li Qian. Dzięki Kindze Stefańskiej i Li Qian Jia Jun mówi już trochę po polsku, nie na tyle jednak by można z nią przeprowadzić wywiad. Dlatego potrzebna była pomoc Li Qian, za którą niniejszym dziękujemy.

- Wiedziałam, że jak lecę do klubu, w którym gra Li Qian to musi być coś dobrego i tak jest faktycznie. Treningi są długie i urozmaicone. Poziom polskiej ekstraklasy dobry. Marzyłam o tym by w Chinach zostać mistrzynią. Nie udało się tam, to udało się tutaj. Jestem mistrzynią Polski - śmieje się. - Chcę tu grać, tu jest tak fajnie - dodaje wskazując ręką na "Małą".

SMACZNA ZUPA

Jia nie miała większych kłopotów z przyswojeniem sobie polskiej kuchni. Przez kilka pierwszych dni jadła jajecznicę i chleb bez masła. Później gotowała sobie ryż z suszonymi warzywami, aż w końcu sięgnęła po kurczaka. Długo nie mogła zdecydować się na zjedzenie polskiej białej kiełbasy, ale jak już spróbowała od razu jej zasmakowała. Prawdziwy pyszny obiad polski-chiński zjadła po miesiącu pobytu w naszym kraju. Dlaczego polsko-chiński? Bo przygotowała go Li Qian, która ma polskie i chińskie obywatelstwo. To był bakłażan zapiekany z mięsem mielonym. "Mała" przyrządziła go tak, że na drugi dzień poszły razem na tarnobrzeskie targowisko przy ulicy Kwiatkowskiego i kupiły... cztery bakłażany. Smakowała jej też wyśmienita zupa krem pomidorowa zrobiona przez kapitan tarnobrzeskiej drużyny Kingę Stefańską. Nic złego nie powie też o polskich gołąbkach, czyli mięsie z ryżem zawiniętym w liść kapusty. Polubiła polską kuchnię, próbuje nawet sama coś przyrządzać i coraz bardziej jej się tu udaje. - Tu się dobrze gotuje. Mniam, mniam - zaśmiała się na koniec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie