– Jadę z bratem z Charkowa. Tam jest strasznie, a w domu została cała moja rodzina. Nie wiem dokąd mnie rzuci los
– mówi nam siedemnastoletnia Irina ze łzami w oczach.
Stoi z małym bagażem na dworcu w Przemyślu. Takich przypadków jest tysiące. Małe dzieci z matkami i babciami w poczekalni, obok peronu, w przejściu podziemnym. W Medyce dwoje niespełna trzyletnich dzieci ogrzewa zmarznięte dłonie przy ogniu palącym się w specjalnie zespawanym pojemniku.
Młode małżeństwo z Żytomierza już od dwóch dni jest w drodze. Z trojgiem malutkich dzieci. Jadą do Wrocławia, choć nie mają tam ani bliskich, ani znajomych. Co będzie dalej? Nie wiedzą. Liczą jedynie, że wojna się szybko skończy i będą mogli wrócić do domu. Na dworcu mogą liczyć na ciepły posiłek, dzieci dostają czasem zabawkę i słodycze. Rozdają je wolontariusze.
Przy gmachu dworca w Przemyślu spotkaliśmy grupę z organizacji Awakening Europe Volunteer z Alaski. Przyjechało ich około 60 osób. Dyżurują w dzień zmieniając się między sobą. Rozdają potrzebną pomoc, bo chcą dać uchodźcom nadzieję.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?