Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmar letniego remontu

Jarosław Panek
Remont mieszkania to nie zawsze łatwe malowanie. Czasem zamienia się w koszmar, który psuje nam wakacje.
Remont mieszkania to nie zawsze łatwe malowanie. Czasem zamienia się w koszmar, który psuje nam wakacje. Archiwum
Przyszedł czas na remont. Nierozważny kaprys, aby na nowo pomalować ściany, wyrzucić stare płytki w łazience.

Lub zafundować sobie podwieszany sufit w salonie to kara, jaką zafundowaliśmy sobie na własne życzenie. Będziemy jeszcze gorzko żałować.

Na świecie jest wiele sposób zadawania sobie cierpienia, a jednym z najskuteczniejszych i najbardziej bolesnych jest wakacyjny remont. Ci, którzy go jeszcze nie przeżyli, to grono niewtajemniczonych naiwniaków, naprawdę wierzących w to, że zmiana koloru ścian, mebli, czy płytek w łazience to po prostu przyjemne zakupy w sklepie "dom i ogród", dobieranie kolorów wzorów i takie inne romantycznie bzdury. Nasz poradnik - pamiętnik będzie dla nich wszystkich niemiłym rozczarowaniem, ale też może przetrwać ten trudny czas. A zatem zaczynamy. Dziś o fachowcach.

Geniusz budownictwa

Fachowcy budowlani, to ludzie przekonani o swoim geniuszu. Kim był Mozart wobec dzisiejszego glazurkarza, czy Einstein wobec hydraulika? Przecież Mozart musiał ciągle czekać na łaskę cesarza, a glazurkarz sam tej łaski udziela, godząc się lub nie (zwykle nie) na położenie nam płytek. Jeśli ktoś naprawdę sądzi, że Mozart był dla świata ważniejszy, po pierwszej rozmowie w glazurkarzem, raz na zawsze zmieni pogląd na tę sprawę, chyba że do końca życia chce mieszkać w odrapanej toalecie.

Wielu sądzi, że aby wkraść się w łaski hydraulika, czy tynkarza wystarczy poklepać go po plecach i obiecać szczodrą zapłatę. Błąd! Na wstępie radzimy sobie przygotować odpowiednią historyjkę o tym, jak legendarne są białe montaże naszego hydraulika, widziane niedawno u kolegi, tudzież jak niebywałą prostotą charakteryzują się ścianki działowe postawione u sąsiada. To powinna być żywa narracja, tym cenniejsza, jeśli wtrącimy do niej kilka ochów, achów i cmoknięć wyrażających podziw. Dopiero tak "rozmiękczony" nasz Mozart od remontu w ogóle raczy zauważyć, że rozmawia z klientem. Niestety, zostając już w terminologii muzycznej, to zaledwie uwertura. Drugi akt powinien polegać na pokazaniu naszemu geniuszowi, jaka czeka na niego robota. Nie dziwmy się, że to go w ogóle nie zainteresuje. Wszak on bynajmniej nie przyszedł zobaczyć, co ma zrobić. On przyszedł nam pokazać, co inny fachowiec wcześniej zepsuł (tu padnie dosadne słowo na literę "s") w naszym domu. Nie powinniśmy być zdziwieni, że tynkarz zamiast oglądać ściany, z dezaprobatą ogląda dach, a stolarz pochyla się zatroskany nad krzywo zamontowaną umywalką. Radzimy pokornie wysłuchać na początku tych słów współczucia, chyba, że ktoś woli po raz ostatni obejrzeć swojego fachowca od strony jego pleców. Odwracanie się na pięcie, to jedyny taneczny krok, ćwiczony przez wszystkich majstrów przez lata swojej kariery i trzeba przyznać, że wielu wykonuje go z niebywałą gracją. Ale wracając do temu.
Czas na kontratak

Po pół godziny przyjmowania takich wyrazów współczucia od naszego fachowca, przechodzimy do subtelnego kontrataku i kierujemy dyskretnie rozmowę na robotę, jaką powinien wykonać ów majster. Ten, komu uda się ta sztuka za pierwszym podejściem, może potem od razu wykładać na uniwersytecie Yale techniki sprzedaży i marketingu. Wszak glazurkarz jest czujny i wie, że chcemy go wpuścić na minę położenia nowych płytek! Mimo wszystko musimy to jakoś zrobić i on w końcu się podda. W krótkim momencie słabości, jaki następuję w tym czasie, należy szybko podać oczekiwane przez nas terminy zakończenia prac.

"Termin" - słowo znienawidzone przez wszelkiej maści budowlańców - szybko łagodzimy drugim słowem jakim jest "zapłata". Pozwala to fachowcowi lżej przeżyć szok wywołany bezczelnym pytaniem o datę. No właśnie termin. Fachowców pod względem terminu, dzielimy na cztery grupy: prawdomównych ("przyjdę, kiedy uznam za stosowne"), realistów ("przyjdę za pół roku"), marzycieli ("przyjdę za kwartał") i niebezpiecznych ("przyjdę za tydzień"). Szczególnie odradzamy niebezpiecznych, bo za tydzień na pewno nie przyjdą, a tylko zburzą nam wszystkie plany.

A jakie są państwa wspomnienia z remontu? Czekamy na wypowiedzi na forum

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Koszmar letniego remontu - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie