Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Kozioł - kapelan Jana Pawła II ze sportowym zacięciem. Poznaj go

BARTOSZ MICHALAK facebook.com/bartosz.michalak1991
Przez ponad trzydzieści lat był proboszczem parafii Świętego Floriana w Stalowej Woli. Pełnił również funkcję kapelana Jana Pawła II. Ksiądz prałat Jan Kozioł opowiedział nam o swoim niezwykłym życiu.

Urodził się ksiądz w 1933 roku. Nie wypada mi więc nie zapytać o zdrowie. Jeśli brać pod uwagę tylko wygląd zewnętrzny i werwę, to nie przypuszczam, żeby ksiądz narzekał na jego brak.

W tamtym roku byłem zmuszony poddać się operacji wszczepienia bajpasów w Krakowie. Blisko siedem godzin leżałem na stole operacyjnym. Po rekonwalescencji w szpitalu, w którym co ciekawe wykryto u mnie wczesne stadium cukrzycy, zostałem skierowany do sanatorium w Rymanowie Zdroju. Docelowo miałem tam jechać “na serce”, ale jeszcze bardziej opiekowano się mną pod kątem właśnie choroby cukrzycowej. Łykam dziennie trochę tych tabletek, ale w moim wieku to już chyba normalne. Systematycznie odwiedza mnie również pani pielęgniarka, żeby pobrać krew. Sutanna zakrywa ślady (uśmiech).

Boi się ksiądz śmierci? Jestem ciekawy, jak do sprawy “kopnięcia w kalendarz” podchodzi niezwykle uduchowiony człowiek.

To jest indywidualna kwestia każdego z nas, bez względu na stopień uduchowienia. Spotkałem w swoim życiu dużo osób, które nie były szczególnie wierzące, a słowami i czynami dawały do zrozumienia, że kompletnie nie boją się śmierci. Jedno jest pewne: każdego z nas czeka ten sam los. Jak sobie “pościelimy” na ziemi, tak się wyśpimy lub wręcz przeciwnie w życiu wiecznym.

Ciągle jednak poruszamy się w sferze domysłów, swego rodzaju dziecięcej ideologii: “Jak będę grzeczny, to pójdę do błękitnego nieba, a jak nie, to do czerwonego piekła”.

Pan by chciał, żeby Bóg każdemu człowiekowi z osobna objawił się i powiedział stanowczo: “Spójrz, ja istnieję! Wierz we mnie”? To byłoby za proste, a Jezus w Piśmie Świętym wyraźnie dał do zrozumienia, że życie doczesne jego wyznawców nie będzie usłane różami. Na tym właśnie polega wiara.

O tym pogadamy za chwilę. Słyszałem teorię, że każdy człowiek może trafić do, szeroko pojmowanego, nieba.

Z kolei na tym polega miłosierdzie Pana Boga. Człowiek musi jednak szczerze żałować swoich grzechów. Może to uczynić nawet w chwili śmierci.

Czyli całe życie mogę wyrządzać ludziom krzywdę, podpalać kościoły i wystarczy, że wystraszony przed śmiercią dojdę do wniosku: “Jak trwoga, to do Boga! Przepraszam, proszę o przebaczenie!”?

W czyśćcu też można urządzić człowiekowi “piekło”. Szczególnie, jeśli trafi tam na bardzo długi czas. Jak byłem w pana wieku, to Polska podnosiła się po II wojnie światowej. Na spotkaniu z żołnierzami w Przemyślu jeden z nich, stosunkowo młody - przed trzydziestką, zapytał prowadzącego dyskusję księdza, czy Rudolf Hess (jeden z przywódców nazistowskiej III Rzeszy - red.) będzie mógł kiedyś trafić do nieba, jeśli dokona szczerego żalu za grzechy. Kiedy usłyszał odpowiedź twierdzącą, wstał i wyszedł, mówiąc na do widzenia: “To ja chcę trafić do piekła, bo na wieczność z Hess’em nie mam ochoty” (uśmiech).

Jak wyglądały lata młodości księdza?

Moje dzieciństwo i młodość przebiegały w bardzo trudnych czasach. Przeżyłem wojnę, wysiedlenie, front, śmierć ojca i wygnanie z domu. Dwaj moi bracia zostali zabrani przez Niemców do pracy do niewoli. Z kolei siostra była w stanie błogosławionym i skazana na zabranie jej męża do pracy w Niemczech. Te doświadczenia wpłynęły na moją dojrzałość życiową, tym bardziej, że miałem dziewięcioro rodzeństwa. Rodzice zawsze dbali o nasze katolickie wychowanie, dawali piękny przykład służby Bogu.

Jak wyjaśnić takie zjawisko, jak powołanie kapłańskie? Ksiądz do seminarium wstąpił w 1951 roku, święcenia kapłańskie przyjął sześć lat później. Mimo upływu lat nie „znudziło się” księdzu, a wiemy, że różnie z tym bywa u innych...

Nie wszystko da się opisać słowami. Ludzie, którzy przeżywają śmierć kliniczną często nie potrafią opisać uczuć, jakie doznali, będąc przez chwilę poza swoim ciałem. Ludzki mózg jest za słaby na rozumienie, tłumaczenie takich transcendentnych zjawisk. Podobnie jest z prawdziwym powołaniem do służby Bogu. Ale od razu zaznaczam, że to nic złego, że ktoś opuszcza seminarium, wybiera drogę świecką. Jak ktoś ma być kiepskim księdzem, to niech lepiej zostanie dobrym ojcem (uśmiech). Każdy człowiek ma prawo szukać swojej życiowej drogi. A błądzenie jest rzeczą ludzką.

Kiepskich księży nie brakuje. I to nie jest żaden zarzut. Są lepsi piłkarze i gorsi, zdolniejsi artyści i beztalencia. Ja mam na myśli takich, którzy odprawią pogrzeb, udzielą chrztu tylko za określoną kwotę. I nie rzucam słów na wiatr. Mam konkretny przykład, z pewnej parafii w małej wsi w powiecie niżańskim, w której panuje jeden, brutalny zwyczaj: “Nie ma sianka, nie ma obrzędu”.

Nigdy nie wnikałem w takie sprawy. Jeśli rodzina pytała mnie, ile należy się za udzielenie chrztu, to odpowiadałem wprost: “Co łaska”. Mniej zamożni dawali dwadzieścia złotych, bardziej majętni pięćdziesiąt. Nikogo nie rozliczałem w ten sposób, mimo że comiesięczne, obowiązkowe wpłaty do kurii nieraz przyprawiały mnie o spory ból głowy. Ja też słyszę o przypadkach, jakie pan przytoczył. Ciężko je inaczej określić, jak skandaliczne...

Miewał ksiądz chwile zwątpienia w istnienie Boga?

Nie, ale potrafiłem i wciąż potrafię otwarcie mówić o nierozumieniu wielu zjawisk. Szczególnie czyniłem to jako młody ksiądz w rozmowach z doświadczonymi kapłanami.

Pamięta ksiądz jeszcze dokładnie moment przybycia do Stalowej Woli? To było ponad czterdzieści lat temu...

Dokładnie w lipcu 1973 roku zostałem skierowany do Stalowej Woli przez biskupa Ignacego Tokarczuka do pracy, jako wikariusz, do parafii Świętego Floriana. Proboszczem w tym czasie był ksiądz Władysław Janowski. Jedenastu wikariuszy, w tym ja, dojeżdżało do kościoła, najczęściej rowerami, z różnych części miasta. Ja mieszkałem w takim baraku za torami razem z dwoma innymi wikariuszami. Był on własnością starszej kobiety, która strasznie nie lubiła, gdy oglądaliśmy mecze reprezentacji Polski (uśmiech).

To znaczy?

17 października 1973 roku miał miejsce historyczny pojedynek Polski na Wembley. Remis dał nam awans na mistrzostwa świata. Gol Jana Domarskiego wywołał u mnie i moich towarzyszy głośne śpiewy. Pamiętam, że ta kobieta zaczęła krzyczeć, że jesteśmy hołotą, że zadzwoni na policję, żeby nas zabrali (uśmiech).

No tak, w końcu ksiądz jest ogromnym miłośnikiem piłki nożnej...

Czułem ogromną satysfakcję, kiedy mogłem w Stalowej Woli trzykrotnie siedzieć razem na trybunie honorowej z trenerem Kazimierzem Górskim.

Z jakiej okazji?

Stalowa Wola organizowała polonijne mistrzostwa świata w piłce nożnej. Później Kraków zabrał nam tę imprezę. Do dzisiaj śledzę wyniki meczów. Interesują mnie różne ligi. Przed wywiadem czytałem relację z meczu Stali z Gryfem Wejherowo. Widzę jak ciężko w lidze idzie Lechowi Poznań. Oglądanie Bayernu Monachium z Robertem Lewandowskim w napadzie, to prawdziwa przyjemność. Ogólnie piłka nożna sprawiła mi dużo radości w życiu.

Wymieni ksiądz kilka nazwisk, które pamięta, związanych ze Stalą Stalowa Wola?

Rudolf Patkolo, z którym zdarzało mi się rozmawiać nie tylko o piłce. Andrzej Osika, mój brat cioteczny, był przez chwilę kierownikiem drużyny piłkarzy. Bramkarz Jerzy Majgier, ale również trener pięściarzy Ludwik Algierd. Bardzo dobry człowiek. Mocno przeżył śmierć swojej żony, co tylko potwierdza fakt, jak bardzo ją kochał. W szkole uczyłem syna Lucjana Treli, który zawsze dumnie powtarzał, że tato walczy w reprezentacji Polski. Mówił, że końcówki ma słabsze, ale i tak jest najlepszy (uśmiech).

Z kim ksiądz świętował awans Polaków na przyszłoroczne mistrzostwa Europy we Francji?

Z Panem Bogiem (uśmiech). Sam oglądałem mecz. Nie każdy lubi piłkę nożną. Na siłę nie można nikogo zmusić do jej oglądania i używania ostrzejszych słów, bo golach zdobytych przez rywali.

Liczył ksiądz kiedyś, ile w swoim życiu odprawił mszy świętych?

Kościół to nie fabryka gwoździ. Można wykonać prosty rachunek: 57 pomnożyć przez 365. Załóżmy, że mój krótki pobyt w sanatorium uzupełniają odprawiane pogrzeby oraz udzielone śluby (uśmiech). Księża mają swój grafik. Na przykład dzisiaj odprawiłem mszę o siódmej trzydzieści rano. Następnie mam zaplanowane zajęcia w kancelarii parafialnej oraz konfesjonał.

Nie zwalniamy tempa...

Żyję nieco wolniej niż w czasach, kiedy byłem proboszczem. Byłem nim do 75. roku życia, a biskup Andrzej Dzięga jeszcze o rok chciał wydłużyć moją posługę (uśmiech). Aktualnie granica wieku została obniżona do siedemdziesięciu. W listopadzie 2008 roku moje obowiązki przejął ksiądz Marian Balicki, który wcześniej przez lata był proboszczem parafii Świętego Józefa w Nisku.

Jaki był dla księdza najtrudniejszy moment podczas pełnienia funkcji proboszcza parafii Świętego Floriana?

Najtrudniejszym przeżyciem było dla mnie podpalenie parafialnego kościoła w noc przed Bożym Narodzeniem. Sprawcy nie udało się ustalić do dziś. Całe szczęście, że kilka tygodni wcześniej wnętrze kościoła zostało pokryte specjalnym płynem utrudniającym zapalenie drewna. W czasach komunistycznych miało miejsce podpalenie punktów katechetycznych, nad którymi znajduje się kaplica świętej Anny. Ponadto wiele razy miały też miejsce kradzieże na terenie plebani. Zdarzały się także włamania do kościoła czy zakrystii. Sprawcę udało się schwycić tylko raz.

Kiedy?

Sam go schwytałem! Okazał się nim być... inżynier. W sądzie ciągle powtarzał, że w dniu włamania był pijany, co było nieprawdą. Przypadkiem usłyszałem na korytarzu jakiś dźwięk. Było ciemno, wziąłem w ręce krzesło i poszedłem sprawdzić. Po chwili zobaczyłem sylwetkę mężczyzny. Nie protestował, nie próbował się tłumaczyć. Był dobrze ubranym, wykształconym człowiekiem, a mimo to szukał jeszcze „szczęścia” u Kozioła (uśmiech).

Był ksiądz kapelanem Jana Pawła II. Kojarzy ksiądz jakąś szczególną anegdotę związaną z tym zaszczytnym tytułem?

Kardynał Karol Wojtyła w grudniu 1973 roku poświęcił w Stalowej Woli kościół pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Polski. Pewna kobieta oczekiwała na przystanku na jakiś transport w kierunku Rzeszowa. Było bardzo zimno, sypał śnieg. Drogą tą przejeżdżał samochód właśnie z Karolem Wojtyłą, który chciał pomodlić się w Babicach za zmarłego kolegę. Nieświadoma tego kobieta zatrzymała auto (uśmiech). Kardynał Wojtyła uparł się, żeby dłużej nie marzła na przystanku, tylko przy okazji zabrała się do Rzeszowa. Kobieta wysiadając z samochodu miała powiedzieć słowa: “Będę się modliła, żeby kardynał został papieżem”. Pięć lat później jej modlitwy zostały wysłuchane. A sam papież tę historię pamiętał doskonale…

Powiedział ksiądz wcześniej, że według Jezusa życie jego wyznawców nie będzie usłane różami. Jak ksiądz tłumaczy fakt, że często ten chrześcijanin całe życie ma pod górkę, a ktoś zupełnie oddalony od Boga żyje w luksusach i każda jego decyzja kończy się sukcesem?

Prawdziwych luksusów możemy zaznać dopiero w życiu wiecznym. Dowodów namacalnych na to nie ma, ale jeśli na siłę mielibyśmy ich teraz poszukać, to proszę poczytać relacje ludzi, którzy, tak jak wcześniej mówiliśmy, przeżyli śmierć kliniczną. Większość nie chciała wracać do swojego ciała, do życia na ziemi, bo zaznała namiastkę tego, co może czekać nas po śmierci. Mówi się o uczuciu niesamowitego spokoju, ciepła, lekkości. Ale to są zbyt proste określenia, a tych skomplikowanych, umożliwiających opisanie tego stanu człowiek po prostu nie zna.

Co ksiądz uważa na temat ateistów?

Bardzo dobrzy fachowcy (uśmiech). Nawiązuję tutaj do prac przy naszym kościele, które kiedyś wykonywało kilku ateistów. A tak całkowicie poważnie, to Bóg nakazuje nam szanować każdego człowieka. I tego który w kościele jest trzy razy w tygodniu, ale również tego, który nie wierzy w nic.
Ksiądz prałat Jan Kozioł

Urodził się w 1933 roku w Jaśle. Były kapelan Jana Pawła II. Do seminarium wstąpił w 1951 roku w Przemyślu. 30 maja 1957 roku przyjął święcenia kapłańskie. Trafił na rok do parafii w Białobrzegach koło Łańcuta. Następnie na dwa lata skierowany do pracy w parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Sanoku. Kolejne dwa lata spędził w parafii Bircza, krótszy okres w Radymnie i osiem lat w bazylice w Przeworsku. W lipcu 1973 roku, za namową biskupa Ignacego Tokarczuka, przyjechał do Stalowej Woli do parafii Świętego Floriana. Ukończył studia m.in. na kierunkach teologia i filozofia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie