MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy makabrycznej zbrodni w Mielcu.

Marcin RADZIMOWSKI
- Kochanie, kocham cię! O Boże! - krzyknęła Beata. Ale Roman nie słuchał. Dźgał nożem bez opamiętania. Jak rzeźnik. Dziesięciolatka próbowała odciągać oprawcę od zmasakrowanej matki. Na jej oczach ojciec - kat zadał ostatni cios, wbił ostrze w brzuch kobiety.

Beata wyszła za Romana w 1999 roku. Przed ołtarzem w jednym z kościołów w Mielcu przysięgali sobie miłość aż do grobowej deski. Kobieta nie przypuszczała wtedy, że słowa przysięgi wypełnią się zaledwie po kilkunastu latach. A śmierć przyjdzie z rąk jednej z najbliższych osób.

UZALEŻNIONY OD ŻONY

Wkrótce na świat przyszła pierwsza córka, Kasia. Dla Beaty to był najszczęśliwszy dzień w życiu. Kolejne takie chwile radości przeżywała dziesięć lat temu, gdy urodziła się Ania. Szczęśliwa mama uwielbiała dzieci i nic dziwnego, że kiedy tylko nadarzyła się okazja, także zawodowo związała się z nimi. Pracowała jako opiekunka w żłobku, dodatkowo prowadziła też sklepik z ciuszkami dziecięcymi.

Sielanka nie trwała jednak długo. Kilka lat temu 40-letni obecnie Roman stracił pracę. Chcąc nie chcąc z dnia na dzień stał się zależny finansowo od żony. Dla mężczyzny z jego temperamentem to było nie do zaakceptowania. Z każdym dniem narastały w nim negatywne emocje. Był sfrustrowany własną nieudolnością. Potrzebował pomocy, dlatego skonsultował się z psychiatrą.

- Dla Beaty stał się w pewnym momencie nie do zniesienia. Ciągle pijany, wszczynał awantury i wyzywał ją - mówi jedna z koleżanek 33-latki. - Nieraz płakała, prosiła go, by się zmienił. Nic nie działało.

CHOROBLIWA ZAZDROŚĆ

Beata doprowadziła do rozdzielności majątkowej. Mieszkanie ona kupiła i nie chciała go stracić. Dla Romana to było już za wiele. Zaczął podejrzewać, że żona chce go opuścić, że go zdradza. Ta myśl zaczęła go prześladować. Tym bardziej, że był chorobliwie zazdrosny, a Beata dawała mu powody do podejrzeń. Czasem wychodziła z domu twierdząc, ze idzie do koleżanki. Romek dzwonił, ale u koleżanki jej nie było.

Mężczyzna nie miał wątpliwości, że stał się rogaczem a żona znalazła sobie kogoś innego. Zaprzeczała, ale on nie wierzył. Śledził ją na każdym kroku, sprawdzał jej telefon. Kpił z niej i naśmiewał się, ze zaczęła studiować. Swoim kolegom też opowiadał, że Beata go zdradza, że widział ją z jakimś gachem. A może to tylko kolega, jak twierdziła? Na swój sposób bardzo ja kochał, ale to była chora miłość…

W mieszkaniu Beaty i Romana awantury stały się codziennością. On krzyczał na nią, wyzywał od najgorszych, także w obecności córek. Dziewczynki bały się agresji ojca, bały się też, że zrobi coś ich mamie. Początkowo kobieta wybaczała mu, kiedy przychodził z kwiatami i na kolanach zarzekał się, że się zmieni. Bo kocha. Z czasem uświadomiła sobie, że to tylko puste słowa.

- Wyzywał ją od szmat, mówił na nią "czarna pipa", bo była lubiła się ubierać na czarno - wspomina znajoma Beaty. - Groził jej, że jak od niego odejdzie to ją poćwiartuje i zakopie z psami w lasku.

BO CHCIAŁA NA WYCIECZKĘ

Kilka tygodni przed tragedią Beata przestała sypiać w jednym łóżku z mężem. Spała z dziewczynkami w jednym pokoju. W połowie października ubiegłego roku oświadczyła Romanowi, że za kilka dni wyjeżdża na weekend. To wycieczka pracownicza do Kazimierza nad Wisłą i Lublina. Powiedział, że absolutnie się nie zgadza, bo wycieczka jest wymówką a ona na pewno ma kochanka i to z nim chce gdzieś jechać. Beata postanowiła jednak postawić na swoim.

19 października od rana 33-latka krzątała się w mieszkaniu, przygotowując do wyjazdu. Pakowała damskie fatałaszki, kosmetyki, dokumenty. Około godziny 13 do mieszkania przyszedł Roman i zaczął się awanturować. Powiedział, że Beata nigdzie nie pojedzie.

W tym czasie ze szkoły wróciła młodsza z córek, dziesięcioletnia Ania. W przedpokoju usłyszała dochodzące z łazienki odgłosy awantury. To ojciec krzyczał do matki, że ta "z kimś się du…", że jest szmatą. Roman wpadł w szał. Chwycił za nóż, myśliwski, z łukowatym ostrzem i ząbkami na drugiej krawędzi. Używał go do oprawiania ryb, bo wędkarstwo to jego pasja.

Z dużą siłą uderzył pierwszy raz. I kolejny. - Kochanie, kocham cię! O Boże! - krzyknęła Beata. Ale Roman nie słuchał. Dźgał nożem bez opamiętania. Jak rzeźnik. Ile zadał ciosów, nie sposób precyzyjnie zliczyć, bo kobieta próbowała się zasłaniać. A on uderzał na oślep.

OSTATNI CIOS

Ostatkiem sił zalana krwią kobieta zdołała otworzyć drzwi i wyczołgać się z łazienki. To był już tylko odruch, bo konała. Dziesięcioletnia Ania wybiegła z pokoju, zobaczyła leżącą w kałuży krwi mamę i pochylającego się nad nią ojca. Z nożem w ręce. Dziecko krzycząc i płacząc z przerażenia próbowało odciągać oprawcę, chwytając za rękaw. Ten nachylił się nad umierającą żoną i ostatni raz wbił ostrze noże w jej brzuch.

Roman odrzucił nóż i wyszedł z mieszkania. Zamknął drzwi na klucz, zostawiając wewnątrz córeczkę i zmasakrowane ciało żony. Poszedł do jednego z kolegów. - Chyba ją zaj… - powiedział. Zastanawiał się, czy teraz zgłosić się na policję, czy może wziąć sznur i odebrać sobie życie.

Około godziny 14 do komendy policji w Mielcu przyszedł mężczyzna. Przez okienko powiedział dyżurnemu, że zamordował żonę. Podał adres, imię i nazwisko. Kiedy funkcjonariusze dotarli na miejsce, w mieszkaniu zastali makabryczny widok. Ciało kobiety w kałuży krwi i przestraszoną małą dziewczynkę.

PAMIĘTAM KŁÓTNIĘ

Roman został aresztowany. Podczas przesłuchania mówił: "Nie chcę widzieć tego widoku. Pamiętam, że kłóciliśmy się w łazience a później widziałem ją leżącą na podłodze". Biegli psychiatrzy badający i obserwujący go przez kilka tygodni, nie doszukali się w nim choroby psychiatrycznej ani upośledzenia umysłowego. Korzystał z pomocy psychiatry, ale terapia miała podłoże nerwicowe i depresyjne.

W ocenie psychiatrów 40-latek ma jednak zaburzenia osobowości. W chwili dokonania zbrodni wystąpiła u niego reakcja dysforyczna - skrajna agresja, całkowicie nieadekwatna do okoliczności. Mężczyzna miał tym samym ograniczoną poczytalność, czyli zdolność rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Odpowie przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu za zabójstwo, ale sąd będzie mógł skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary. Nie musi, ale może orzec mniejszą, niż minimalna kara za największą zbrodnię, czyli osiem lat więzienia.

P.S. Imiona zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie