Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legendarny koszykarz: Za pierwszy kontrakt w Stali uzbierałem na... odtwarzacz wideo

Bartosz Michalak
Roman Prawica w rozmowie z Bartoszem Michalakiem.
Roman Prawica w rozmowie z Bartoszem Michalakiem.
Legendarny koszykarz Stali Stalowa Wola, trzykrotny wicemistrz Polski z Anwilem Włocławek, wielokrotny reprezentant kraju - Roman Prawica opowiedział nam o swoim życiu.

Trudno się z panem umówić na dłuższą rozmowę. Praktycznie całe wakacje spędził pan na obozach z juniorską kadrą Polski. Zaczęło się od Bułgarii, skończyło na turnieju we Wrocławiu. Wrócił pan i... zaczął się rok szkolny, czyli znowu dzień w dzień jest pan na sali gimnastycznej.
Razem z trenerem Jerzym Szambelanem i Marcinem Klozińskim pracowaliśmy przy reprezentacji U-16. Z mistrzostw Europy dywizji B wróciliśmy w dobrych humorach. Chłopcy zajęli w Sofii drugie miejsce na dwadzieścia cztery reprezentacje, dzięki czemu awansowali do dywizji A. W pierwszej piątce imprezy znalazł się Dominik Wilczek ze Śląska Wrocław. To prawda, praktycznie całe wakacje spędziłem poza domem, ale nie mogę mówić o tym z jakimkolwiek przekąsem, ponieważ taka jest specyfika pracy przy kadrze. Zresztą na moje miejsce czeka dużo szkoleniowców.

Pocztówka z przeszłości. Roman Prawica (stoi trzeci z lewej) po raz pierwszy wyróżniony w plebiscycie  sportowym na Podkarpaciu.
Pocztówka z przeszłości. Roman Prawica (stoi trzeci z lewej) po raz pierwszy wyróżniony w plebiscycie sportowym na Podkarpaciu. archiwum

Ktoś kopie dołki pod Prawicą?Co roku szkoły trenerskie kończy dość sporo osób. Tutaj nie ma świętych krów. Trener Szambelan może czuć się trochę bardziej pewny swojej posady. Ale zawdzięcza on to wyłącznie sobie i sukcesom, jakie odniósł w poprzednich latach (między innymi wicemistrzostwo świata z kadrą U-17 - red.).

Pogadajmy chwilę o pana przeszłości. Pięcioletni kontrakt, jaki wywalczył pan sobie w Anwilu Włocławek, pozwalał panu miesięcznie zarabiać jak duże pieniądze?Zacznijmy od tego, że nie można tamtych stawek przekładać na dzisiejsze czasy. Z bardzo prostego powodu - dużo moich kolegów, którzy grali ze mną w Anwilu czy nawet w Śląsku Wrocław, który wówczas płacił bardzo godne pieniądze, boryka się obecnie z poważnymi problemami finansowymi.

Sami są sobie winni?Nie do końca. To nie z tego powodu, że wtedy szastali kasą. Po prostu w Polsce nie było takiej możliwości, żeby ustawić się dzięki grze w koszykówkę do końca życia. W przypadku koszykarzy tyczy się to również tych najlepszych, jak choćby Dariusza Zeliga czy Jarka Jechorka. Dewaluacja pieniądza wielu odbiła się czkawką. Jak wiadomo, każdy inaczej sobie radzi z zakończeniem kariery, przygody ze sportem...

Pan poradził sobie naprawdę całkiem w porządku.To bardziej wynika z mojego charakteru. Nigdy nie miałem jakiś niestworzonych potrzeb. Potrafiłem odkładać pieniądze, dzięki czemu mogłem później dokonać kilku inwestycji, jak choćby kupno nieruchomości. Zostałem przy koszykówce, ale jeśli chcielibyśmy pogadać tylko w kategoriach finansowych, to wyciągnąłbyś trochę mniej optymistyczny wniosek.

Pieniądze to nie wszystko...Żałuję braku zdecydowania, co do spróbowania gry w zagranicznym klubie. Jako reprezentacyjny gracz miałem możliwość uprzeć się na wyjazd z kraju.

Jako trener przed czym najczęściej przestrzega pan swoich podopiecznych?Przed zbyt pochopnym przejściem z koszykówki młodzieżowej do seniorskiej. Część chłopców najchętniej ominęłaby okres gry w młodzieżowych reprezentacjach oraz młodzieżowych drużynach swoich klubów i od razu spróbowała sił w seniorach.

Mówi się, że kto nie ryzykuje, ten później nie pije szampana.Dla większości nie jest to dobra droga. Podobnie jak wyjazdy do zagranicznych klubów, które nie gwarantują konkretnego rozwoju. Jak to się mówi - gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy.

Pan jako młody chłopak, kiedy zaczął zarabiać fajne pieniądze, jaką zrobił najbardziej próżną rzecz?Może powiem w ten sposób. Za mój pierwszy kontrakt w Stali Stalowa Wola przez cały rok uzbierałem sobie na... odtwarzacz wideo.

Bez szału.Dokładnie. Następnym moim „próżnym” zakupem było wejście w posiadanie starego volkswagena golfa „jedynki”. Mina trochę ci zrzedła (uśmiech).

Jest jakaś sytuacja z parkietu koszykarskiego, która do dzisiaj panu została w pamięci?Słynny rzut Jacka Krzykały ze Śląska Wrocław w ostatniej sekundzie meczu. Dosłownie sekundę wcześniej ja trafiłem „trójkę”, dzięki czemu wyprowadziłem Anwil na prowadzenie dwoma punktami. W hali zapanowała euforia. Byliśmy pewni zwycięstwa, ale wówczas sędzia doliczył sekundę do spotkania.

Wydawało się, że to czysta formalność. Kto by się spodziewał, że Krzykała, oddając rzut przez całe boisko, trafi do naszego kosza i zapewni zwycięstwo Śląskowi...Jest to swego rodzaju klasyk, który zna chyba każdy kibic koszykówki w Polsce.
To były mecze decydujące o mistrzostwie kraju. Pamiętam też taką dziwną sytuację, kiedy graliśmy trzeci pojedynek play-off we Wrocławiu i na około trzy minuty do końca spotkania prowadziliśmy bodajże dziesięcioma punktami.
Wydawało się, że jesteśmy blisko sukcesu, ale w trakcie tych ostatnich minut seria niekorzystnych decyzji arbitrów spowodowała, że straciliśmy prowadzenie i ostatecznie polegliśmy.

Nie wy pierwsi, nie ostatni.Tylko, że jak się potem okazało, na ten czas transmisja z tego spotkania w Telewizji Polskiej została przerwana. Nie doszukuję się na siłę jakiegoś spisku. Załóżmy, że traktuję ten fakt jako swego rodzaju ciekawostkę (uśmiech).

Słynny rzut Krzykały spowodował u pana łzy? Takie gwałtowne przejście z „nieba” do „piekła” nie należy do najprzyjemniejszych…
Bardziej się wzruszyłem, kiedy po odejściu z Anwilu Włocławek do Polonii Warszawa, przyjechałem z nowym zespołem na tak zwane stare śmieci i dosłownie wszyscy kibice na trybunach we Włocławku zgotowali mi przyjęcie na stojąco z brawami. Przyznaję, że to było coś niezwykłego.

Z zawodu jest pan... mechanikiem urządzeń przemysłowych i hydraulicznych. Prawda czy fałsz?Mechanikiem maszyn hydraulicznych i pneumatycznych. Ale od razu zaznaczam, że bardziej teoretykiem niż praktykiem (uśmiech). To jest jak ze sportem. Jeśli regularnie nie trenujesz, nie ćwiczysz z pasją danych zagrań, to potem kiepski jest z ciebie zawodnik. Jeśli w szkole bywa się bardzo rzadko i kompletnie nie czuje się tematu mechaniki urządzeń przemysłowych, to ciężko myśleć o pracy w tym zawodzie.

Jak skończyć szkołę, bywając w niej, nawet nie gościem, ale trochę przypadkowym turystą?Duża w tym zasługa świętej pamięci pani magister Heleny Sobolewskiej. Pomogła mi w zorganizowaniu indywidualnego toku nauczania. To była rzadkość na tamte czasy. Poza tym zawsze będę pamiętał zorganizowane przez profesor Sobolewską wybory na najpopularniejszego sportowca w szkole (uśmiech).

Z jakiego względu?Udało mi się je wygrać, co było w pewnym sensie trochę paradoksem, bo część osób naprawdę mogła nawet nie wiedzieć, że chodzę do tej samej szkoły, co oni. Mechanik ze mnie kiepski, ale za to skończyłem studia w Kielcach i Rzeszowie, gdzie robiłem „magisterkę”, więc trochę nadrobiłem naukowe zaległości (uśmiech).

Otrzymał pan jakiś czas temu propozycję pracy z młodzieżą w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie, która uznawana jest za najlepszy ośrodek w kraju.Ciekawa oferta, ale perspektywa przeprowadzki dosłownie na drugi koniec Polski myślę, że ostudziłaby zapał u wielu.

Efektowny wsad Romana Prawicy w hitowym spotkaniu Śląska Wrocław z Anwilem Włocławek.
Efektowny wsad Romana Prawicy w hitowym spotkaniu Śląska Wrocław z Anwilem Włocławek. archiwum

Jakby pan się określił jako trener? Kat czy bardziej „tatuś”?Na pewno chłopcy mają ze mną ciężko, bo jako były zawodnik czasami mogę wymagać od nich zbyt dużo. Zdarza mi się wyprosić zawodnika z zajęć, jeśli ten ma swoje fochy albo jest rozkojarzony. Zimny prysznic nikomu nie zaszkodzi. Entuzjazm, słuchanie poleceń i realizacja zadań - trzy podstawowe zasady, jakie musi sobie wpoić młody zawodnik.

Panu zdarzyło się kiedyś wylecieć z treningu?Trener Szambelan wyprosił mnie za to, że w czasie, kiedy coś do mnie mówił... ruszałem nogą (uśmiech). Oczywiście na drugi dzień wróciłem i oduczyłem się na lata tupania nogą.

Przez problemy z sercem mógł pan zdecydowanie przedwcześnie zakończyć przygodę ze sportem.W trakcie jednego ze zgrupowań młodzieżowej reprezentacji na szczegółowych badaniach wykryto u mnie nieprawidłową pracę serca. Początkowo brzmiało to dla mnie jak wyrok. W regionie nie było lekarza, który chciałby mi podbić kartę lekarską, która uprawniałaby mnie do gry. W pewnym momencie byłem nawet gotów grać na własną odpowiedzialność.

Kto w końcu panu pomógł?Miałem to szczęście, że trafiłem w końcu na profesjonalnego lekarza sportowego, doktora Witolda Furgała. To on podjął się kolejnych szczegółowych badań, zorganizował wizytę u specjalisty z Krakowa, który będąc w Stanach Zjednoczonych, spotykał podobne przypadki u sportowców.

Co konkretnie panu dolegało?Paradoksalnie nic szczególnego - z dużej chmury, spadł mały deszcz. Okazało się, że taka delikatna wada serca w żaden sposób nie zagraża mojemu życiu. Byłem bardzo szczęśliwy, bo mogłem wrócić do tego, czego w tamtym czasie kategorycznie mi zabroniono, czyli wyczynowego uprawiania sportu.

Za jeżdżenie na konsultacje lekarskie płacił pan za swoje?Pamiętam, że klub zapewnił mi wtedy samochód z kierowcą. Konkretnie poloneza, który w tamtych czasach był pożądanym autem (uśmiech). Przejechałem nim wiele kilometrów, zanim w końcu trafiłem do specjalisty w Krakowie. Mimo to z koszykówką pożegnałem się trochę za szybko. Po zerwaniu więzadeł krzyżowych w prawym kolanie musiałem poddać się operacji, a następnie długiej rehabilitacji. Udało mi się wrócić na parkiet, ale to już nie było to. W głowie wiedziałem jak chcę grać, ale nogi wyraźnie nie potrafiły sprostać moim założeniom…

Roman PrawicaUrodził się 27 lutego 1971 w Stalowej Woli. Jest najskuteczniejszym strzelcem w historii Stalówki, z którą wywalczył m.in. mistrzostwo Polski juniorów. Przez 10 lat występował ze Stalą w ekstraklasie. Trzykrotnie zdobył z Anwilem Włocławek wicemistrzostwo Polski. Grał także w ekstraklasowych: Polonii Warszawa i Stali Ostrów Wielkopolski. Dwukrotny uczestnik meczu gwiazd polskiej ligi. Wielokrotny reprezentant Polski juniorów i seniorów. Aktualnie trener w stalowowolskiej Kuźni Koszykówki oraz w juniorskiej reprezentacji Polski. Ma żonę Annę, a także córkę Klaudię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie