- Problem, jaki jest wystarczy powąchać i zobaczyć straty w naszych ogrodach i na podwórkach - mówią właściciele kilku domów jednorodzinnych przy ulicy Miłej w Tarnobrzegu.
Kiedy ludzie budowali domy, nikt nie sądził, że ich sielskie, niemal wiejskie życie, zamieni się w koszmar. Koszmar, który przypomina błotnistą maź i nie jest obojętny dla nosa.
POWÓDŹ ZROBIŁA SWOJE
Tryskające ze studzienek gejzery, po raz pierwszy pojawiły się wiosną ubiegłego roku. Dokładnie w trakcie powodzi. Kolejny atak nastąpił kilka tygodni później. Sposób na ich zatamowanie był jeden. Kiedy mieszkańcy jednej posesji próbowali zatamować gejzer u siebie, u sąsiadów gejzer wybuchał z podwójną siłą. Od kiedy studzienki wybuchają, na posesjach zalegają rozlewiska mazi, a zdesperowani ludzie, już nie wiedzą, do kogo pukać po pomoc. Pukali przez ostatnie dwa lata.
Ostatnio zapukali do Antoniego Sikonia, prezesa Tarnobrzeskich Wodociągów. Usłyszeli, że ulica Miła, leży na nowych terenach inwestycyjnych, które nie są jeszcze wyposażone we wszystkie planowane systemy. - Problem wiąże się z wyjątkowo obfitymi opadami deszczu, jakie miały miejsce w ostatnim roku - tłumaczył Antoni Sikoń. - Teren nie jest jeszcze uzbrojony w sieć kanalizacji deszczowej i systemy odprowadzania wód.
Zdaniem prezesa Sikonia rozwiązanie problemu nie będzie trudne, gdyż nadmiar zbierającej się wody będzie można odprowadzić do pobliskiej rzeki Mokrzyszówki. Takie rozwiązanie zagwarantuje budowa odpowiednich systemów. Lecz tutaj pojawia się zgrzyt, gdyż ich budowa, jak zapowiedział prezes Sikoń, będzie możliwa dopiero za dwa, trzy, a nawet pięć lat. Wynika to z programu realizacji kolejnych inwestycji, jakie spółka będzie prowadziła wspólnie z lokalnym samorządem.
WIZJA LOKALNA
Mieszkańcy czekać nie chcieli i zainteresowali swoim problemem prezydenta miasta i radnych. W poniedziałek z mieszkańcami ulicy Miłej spotkali się pracownicy Tarnobrzeskich Wodociągów,. Wszystko po to, by znaleźć szybkie i możliwe rozwiązanie problemu. Na miejscu pracownicy przypomnieli, że teren ulicy Miłej jest trudny, gdyż leży w niecce. - Dziś sytuację ma rozwiązać pompownia, lecz nie jest zaprojektowana na ścieki deszczowe, tylko na ścieki sanitarne - tłumaczyła Kazimiera Bukowska, kierownik działu technicznego w Tarnobrzeskich Wodociągach. - System nie jest w stanie przerzucić takiej ilości wody. Dlatego jeśli dostają się tam wody deszczowe, to jest on niewydolny. Szkoda z takiego stanu rzeczy jest podwójna. Dla państwa, bo zalewa domy, a dla nas, bo obciążone są urządzenia.
Dlatego najlepszym rozwiązaniem problemy było wykonanie kanalizacji deszczowej. - Taka kanalizacja znajduje się po drugiej strony ulicy Mickiewicza - sugerowała Kazimiera Bukowska. - Należałoby się zastanowić, gdzie podłączyć ową deszczówkę. Temat jest trudny, ponieważ przy podwyższonym poziomie w rzece Mokrzyszówce, deszczówka do rzeki spływać nie będzie. Sytuację uratuje przepompownia.
Co zrobić, żeby teren nie był zalewany? - Można zrobić tak, by tych kilka studzienek, które znajdują się na zaniżonym terenie odkopać i przenieść rury ponad teren - tłumaczyła kierowniczka. - Nie będzie zakłócenia w kanalizacji, która dziś zbiera wody opadowe oraz dla bezpieczeństwa, by nie było mowy o skażeniach terenu.
Podsumowując spotkanie przedstawiciele Tarnobrzeskich Wodociągów zobowiązali się, że kolejne spotkanie odbędzie się z udziałem tarnobrzeskich urzędnikiem, którzy wezmą udział w wizji lokalnej na ulicy Miłej. Termin spotkania wyznaczono na 17 lutego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?