Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Gessler w specjalnym wywiadzie dla naszych Czytelników

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Tempo, w jakim żyje, można porównać do piłkarskiej tiki-taki w wykonaniu Barcelony - niejednego przyprawia o zawrót głowy. Jak sama przyznaje: "Ja niczego nie muszę, po prostu chcę". Magda Gessler, słynna polska restauratorka, opowiedziała nam o sobie.

ZOBACZ TAKŻE:
Magda Gessler: W kuchni jest najlepsza energia, tam pachnie, jest smacznie

(dostawca: Dzień Dobry TVN/x-news)

Pojawiła się pani w Stalowej Woli w związku z otwarciem centrum handlowego “VIVO!”. Po co to pani? To chyba żadna przyjemność opowiadać o gotowaniu rozkojarzonym, rozgadanym, tłumnie zebranym ludziom...

Gdyby takie spotkania nie sprawiały mi przyjemności, to nie brałabym w nich udziału. Ja niczego nie muszę, po prostu chcę. Lubię kontakt z ludźmi. Lubię tłum, nie boję się go, ani nie czuję się nim skrępowana. Rozmowa z ludźmi to dla mnie podstawa dobrego funkcjonowania w świecie. Wie pan, ja nawet nie wiem, jaki dzisiaj dzień mamy...

Mam dopiero 24 lata, więc “pan” ze mnie żaden. Dobrze, jest sobota. Co pani robi jutro?Ale wygląda pan zdecydowanie dojrzalej (uśmiech). Menadżer podpowiada, że lecimy do Stambułu.

Na jaki temat na pewno nie porozmawiamy?
Unikam rozmów na temat mojej rodziny. Mam dwoje dzieci. Nigdy nie szukały medialnego szumu, który ja na swój sposób generuję. Wręcz zabraniały mi publicznie wspominać o nich, żeby nikt nie mógł później powiedzieć: “Gesslerowa szuka dzieciom roboty”. I to jest dla mnie powód do dumy. Dzisiaj młodzi ludzie lubią wybierać drogę na skróty.

Dlaczego ludzie chcą się do pani... przytulać?

Nie wiem, ale od razu zaznaczam, że jeśli pan w średnim wieku nieprzyjemnie pachnie, a próbuje się do mnie “przykleić”, to mówię mu na ucho, żeby zaczął używać dobrych antyperspirantów. Czasami też podaję marki dezodorantów. Nie robię tego złośliwie - trochę w samoobronie, bardziej z dobroci serca.

Magda Gessler i Bartosz Michalak
Magda Gessler i Bartosz Michalak

Jest pani trochę próżną i pyszną osobą? Taką, która lubi szum wokół siebie.
Szum wokół mnie był od zawsze - taka już jestem. Moje życie nie rozpoczęło się przecież wraz z nagraniem pierwszego odcinka “Kuchennych rewolucji”. Szczerze mówiąc, wcale nie tęsknię za czasami, gdy nie byłam tak rozpoznawalna, choć na co dzień mam niewiele okazji, żeby przekonać się, czy popularność mnie męczy. Do końca roku mój kalendarz jest precyzyjnie zaplanowany. Nie ma możliwości, żebym mogła sobie ot tak wyjść na spacer na miasto.

I to mnie właśnie fascynuje u ludzi, którzy osiągają jakiś szczyt, ale mimo to dalej chcą utrzymywać wysokie tempo, a nie na przykład leżeć „plackiem” na plaży i podziwiać stan swojego konta.

Pan dalej nie rozumie, że dla mnie takim wypoczynkiem, w postaci tego “leżenia plackiem na plaży”, jest właśnie kontakt z ludźmi, którzy chociażby stoją pod sceną, a później proszą o wspólne zdjęcie.

A jak ktoś pod sceną głośno rozmawia, śmieje się, podczas gdy pani z pasją mówi o... robieniu zrazów?
Gdy mówię, zawsze jest cicho. Chociaż w przeszłości zdarzało się, że zawstydzałam młodzieńców, którym najwyraźniej za bardzo buzowały hormony. Zauważył pan, żeby dzisiaj ktoś mi przeszkadzał?

Nie, ale grobowej ciszy też nie ma. Kiedy minie “bum” na gotowanie? Jeszcze kilka lat temu cała Polska “tańczyła”...

Może nigdy? W dzisiejszych czasach ludzie traktują gotowanie jak psychoterapię. Coraz więcej ludzi żyje w samotności. I niekoniecznie mam tutaj na myśli brak rodziny. Można mieć życiowego partnera, dzieci, a i tak być samotnym. Nie wiem, jak długo ludzie będą szukać ukojenia w kuchni. Nie wiem też, ile sezonów „Kuchennych rewolucji” czy „MasterChefa” zostanie jeszcze wyprodukowanych. Nie decyduję nawet o tym, w jakiej restauracji robię rewolucję. Proszę mi wierzyć, że o wyborze miejsca jestem informowana jako jedna z ostatnich osób. Wyjeżdżamy w niedzielę, na kilka godzin przed podróżą mój menadżer dostaje adres. Mam cztery dni na odmianę danego miejsca.

Zdarzały się już próby przekupstwa pani decyzji?
Właściciele restauracji nie mają do mnie kontaktu, więc to wyklucza takie sytuacje, a podczas pracy na planie rejestrowane jest każde słowo.

Jak to możliwe, że praktycznie w każdym odcinku pojawia się jakiś wątek obyczajowy? Albo teściowa nienawidzi zięcia, bo ten jest nierobem. Albo córka ma żal do ojca i tym podobne “trudne sprawy”.
Przed wejściem z kamerami do danej restauracji jej szefostwo i najbliższe otoczenie jest obserwowane przez ludzi pracujących w projekcie “Kuchenne rewolucje”. To daje sporą wiedzę o możliwych trudnościach. Nie szukamy na siłę wątków obyczajowych, one „pchają się” same. W pracy nad restauracją trzeba na nie zwracać uwagę, bo ryba psuje się od głowy.

Nie wpada pani w rutynę?
Trudno wpaść w rutynę przy projekcie, w którym to nie ja wychodzę na prostą, a wyprowadzam na nią właścicieli restauracji. Co ciekawe, podczas pracy na planie nigdy nie towarzyszy mi stres. Nie było go nawet podczas kręcenia pierwszego odcinka. To kwestia ciekawości świata i ludzi. Tak bardzo angażuję się w problemy każdej odwiedzanej restauracji, że nie ma już miejsca na inne emocje. Pierwsze odcinki były dużo bardziej agresywne niż te w kolejnych sezonach.

To fakt.

Dziś jest inaczej, bo i moja wiedza o ludzkich problemach jest bogatsza. W nowych odcinkach jest mniej krzyku, więcej wyważonego zagłębiania się w przyczyny kłopotów odwiedzanego miejsca, nie tylko w kontekście konkretnej restauracji, ale i całej lokalnej społeczności. Mam wrażenie, że na Podkarpaciu obecna jest niechęć do poznawania, odkrywania, szukania nowych dróg, brak ciekawości. Ta niechęć wcale nie musi wynikać tutaj z braku pieniędzy czy czasu. Bardziej z przyzwyczajenia i braku chęci do zmian, poznania czegoś nowego.

Przez wiele osób traktowana jest pani jako “kobieta z jajami”. Mnie bardziej ciekawi, kiedy Magda Gessler zamienia się w “płaczkę” i lubi sobie, jak każda wrażliwa kobieta, poszlochać?

Jeśli płaczę, to ze szczęścia. Jestem bardzo wrażliwa, ale nie płaczę z innych powodów. Szkoda mi makijażu (śmiech). To nie jest żadna poza, potwierdzi to panu każdy, kto mnie dobrze zna. Życie polega na szukaniu rozwiązań, a nie wylewaniu łez nad problemami.

Na oficjalnym koncie na Facebook’u ma pani blisko milion fanów. Dobry kapitał, żeby chociażby zająć się... polityką.
Pan chyba zwariował.

Sama pani powiedziała, że lubi tłum i szum. A nigdzie nie ma więcej szumu niż w polskiej polityce.
Musiałabym stracić wyobraźnię, żeby chcieć dołączyć do tego szarego, politycznego życia. “Kuchenne rewolucje” były i są dla mnie genialną ucieczką, azylem od tej naszej, nierzadko smutnej codzienności. Aczkolwiek przyznaję, że regularnie otrzymuję polityczne propozycje. Często od zwykłych ludzi. Chyba pan nie sądzi, że któraś polska partia byłaby gotowa mieć mnie w swoich szeregach (śmiech)?

Zawsze można założyć własną partię. To byłby hit!
Czy koledze przypadkiem nie zaczyna brakować pytań (uśmiech)?

Mam takie jedno, ale jest straszne banalne.

Sprawdźmy.

Która dotychczasowa “rewolucja” jest dla pani najbardziej szczególna i z jakiego powodu?
Jest ich kilka. “Syrenka” w Ustce, “Baśka” w Wiśle i gruzińska restauracja “Gaumarjos” w Warszawie. Poznałam w tych miejscach niezwykłych ludzi, z którymi moja serdeczna znajomość trwa do dziś. W tym tygodniu zakończyłam bardzo szczególny odcinek w Łodzi, ale o tym nie wolno mi jeszcze mówić.

Wywiad z panią załatwił mi, pochodzący ze Stalowej Woli stylista, Jarek Szado, którego pani dobrze zna. Czuje pani takie klimaty modowo-stylowe?
Bardzo lubię Jarka. Szanuję go za to, że od wielu lat się nie zmienia. To człowiek, którego pasja nie zna granic. Odpowiadając na pana pytanie… No cóż, trudno mi „nie czuć klimatów stylowych”. Ukończyłam malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Madrycie, często maluję, ilustruję swoje książki, tworzę scenografię do własnych restauracji, wymyślam własne kreacje… Tak, chyba czuję „klimaty stylowe” (śmiech).

Działam pod presją czasu, stąd takowa “wtopa” (uśmiech). O czym marzy kobieta, której nie brakuje sławy, pieniędzy i, z tego co widzę, zdrowia, dobrej kondycji również?
Moje marzenia niech lepiej pozostaną moim sekretem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie