Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Złotek miał udany rok. Gdyby tylko nie ta wpadka na Widzewie

PIOTR SZPAK, [email protected]
Mariusz Złotek jest zadowolony z minionego roku, który jak sam twierdzi był dla niego udany.
Mariusz Złotek jest zadowolony z minionego roku, który jak sam twierdzi był dla niego udany. fot. Marcin Radzimowski
Mariusz Złotek, jedyny pierwszoligowy arbiter piłkarski z naszego regionu jest bardzo zadowolony z mijającego roku.

Mariusz Złotek

Mariusz Złotek

Ma 39 lat, żonaty, żona Nina. Dzieci: Marlena (14), Wiktoria (6 lat). Były piłkarz Stali Gorzyce, Granicy Chełm i Tłoków Gorzyce. Sędziuje od 12 lat, jego zainteresowania skupiają się wokół sportu. Jest domatorem, w wolnych chwilach lubi przeczytać książkę, wycisza się słuchając łagodnej muzyki.

Mariusz Złotek z Gorzyc jest najwyżej rozstrzygającym piłkarskim arbitrem z naszego regionu. Na co dzień prowadzi mecze pierwszej ligi. Jak mówi, jest dumy z tego, że facet z tak małej miejscowości "gwiżdże" w meczach drużyn z wielkich miast.

Na początku 2009 roku Mariusz życzył sobie by do końca roku rozstrzygał na boiskach pierwszej ligi. I życzenie się spełniło, utrzymał się w tej klasie rozgrywkowej i uważa to za olbrzymi sukces.

JESZCZE ROCZEK

Ale pierwsza liga to nie najwyższa klasa rozgrywkowa w naszym kraju, jest jeszcze ekstraklasa, spełnienie marzeń wielu arbitrów.
- Ja też mam takie marzenia, z tym, że jestem realistą i wiem, że zostaną one marzeniami. Ja od losu nie wymagam zbyt wiele, to, że doszedłem do pierwszej ligi to dla mnie olbrzymi sukces, kapitalna sprawa. Ja, z malutkiej miejscowości, jestem na liście pierwszoligowych arbitrów w najpopularniejszej dyscyplinie sportu. Jeśli posędziuję na tym szczeblu jeszcze przez jeden rok będę bardzo, ale to bardzo zadowolony. Pierwsza liga to już inny piłkarski świat, świat znacznie ładniejszy niż ten w klasie A i B, czy nawet czwartej lidze - mówi.

ŹLE USTAWIONY

Jesienią gorzyczanin prowadził kilka ważnych spotkań. Najtrudniejsze jego zdaniem było to z ostatniej kolejki, w którym KKS Kluczbork przegrał z Sandecją Nowy Sącz 1:3. Napracował się tyle, co w kilku innych meczach razem wziętych. Nim pojechał do Kluczborka nie obyło się jednak bez wpadki, tym bardziej przykrej, że widziała ją cała Polska. Mecz Widzewa Łódź z Sandecją Nowy Sącz transmitowany był przez TVP Sport. Łodzianie wygrali 1:0, ale Mariusz nie podyktował dla łodzian ewidentnego rzutu karnego. Mecz ten ma nagrany na dysku DVD, często go ogląda i jest wkurzony, że nie podyktował, jak sam mówi, ewidentnego karnego.

ASYSTENCI NA MEDAL

Po meczu miał kaca moralnego, tłumaczył sobie, że nie zawinił, że przecież wyniku meczu nie wypaczył, ale czuł olbrzymi niesmak.

- Mam zasadę, że nie gwiżdżę w ciemno. Skoro tej sytuacji na Widzewie nie widziałem dokładnie, to nie mogłem podjąć decyzji. Karny był, ale ja byłem źle ustawiony i tak doszło do wpadki. Ale to był tylko ten jeden jedyny raz. W pozostałych spotkaniach sędziowało mi się dobrze. Mam wysokiej klasy asystentów, Tadzia Garncarza ze Stalowej Woli i Łukasza Klimka z Jeżowego. Jesteśmy zgrani, rozumiemy się bez słów, będziemy nadal razem jeździć na mecze pierwszej ligi i oby trwało to jak najdłużej - dodał z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie