Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy Rudnika nad Sanem nie chcą składowiska odpadów pod domem

Konrad SINICA [email protected]
Na zdjęciu inicjatorzy protestu: Izabela Bogacz, Maria Surdyka, Piotr Wiche i Eugenia Grendel.
Na zdjęciu inicjatorzy protestu: Izabela Bogacz, Maria Surdyka, Piotr Wiche i Eugenia Grendel. Konrad Sinica
Mieszkańcy Rudnika nad Sanem protestują przeciwko budowie punktu przeładunku złomu.

Stalowowolski biznesmen planuje utworzyć punkt do zbierania i przeładunku odpadów na terenie byłej Jedności w Rudniku nad Sanem. Mieszkańcy okolicznych domów stanowczo sprzeciwiają się tej inwestycji.

- Nie wyrażamy zgody na lokalizację tego przedsięwzięcia, które, naszym zdaniem, wielce zagraża środowisku naturalnemu i okolicznym mieszkańcom - mówi w imieniu protestujących mieszkańców Izabela Bogacz z Rudnika nad Sanem. - Na tej spokojnej ulicy zamieszkują zarówno ludzie starsi, jak i rodziny z dziećmi. Nie chcemy szczurów, smrodu, chorób i hałasu jeżdżących tam i z powrotem samochodów z toksycznymi odpadami.

Ludzie obawiają się, że planowana inwestycja znacząco obniży komfort ich życia. Tym bardziej że już teraz mają jednego dokuczliwego sąsiada, czyli zakład sprzedający stalowe elementy, który pracuje na trzy zmiany. Grupa mieszkańców wystosowała w tej sprawie apel. Pod ich protestem podpisało się ponad sto osób zamieszkujących ulice Jana Pawła II, Kordeckiego i Grunwaldzką. Swój apel przekazali burmistrzowi.

- My nie mamy nic przeciwko działalności gospodarczej tego człowieka. To nie jest jakaś sąsiedzka zawiść. Niech on sobie z powodzeniem realizuje tu jakieś przedsięwzięcie, ale nie coś takiego - wyjaśnia Maria Surdyka, jedna z sygnatariuszek apelu. - Takie składowisko powinno być na obrzeżach miasta. Wierzymy, że burmistrz nas poprze.

GMINA JAKO ARBITER

Rudnicki magistrat ma jednak związane ręce. Nie może być stroną w tym konflikcie. Burmistrz musi występować jako bezstronny arbiter, który waży argumenty obu stron sporu.

- Bez względu na to czy nam się to podoba, czy nie, organ, jakim jest gmina, musi iść tokiem administracyjnym - wyjaśnia Lucjan Tabasz, zastępca burmistrza Rudnika nad Sanem. - Burmistrz nie może wydać obywatelowi decyzji odmownej tylko dlatego, że mu się ta inwestycja nie podoba. Musimy wszcząć odpowiednie procedury.

A proceduralnie wygląda to następująco. Na początku roku właściciel dwóch działek na terenie byłej Jedności, w związku z planowaną przez siebie inwestycją, zwrócił się do Urzędu Gminy w Rudniku nad Sanem z prośbą o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Do uzyskania takiej decyzji obliguje go ustawa, ponieważ jego inwestycja - punkt do zbierania lub przeładunku odpadów, w tym złomu - została zaklasyfikowana jako taka, która potencjalnie może negatywnie oddziaływać na środowisko. Otrzymanie takiej decyzji środowiskowej jest pierwszym etapem do uzyskania warunków zabudowy lub zmiany sposobu użytkowania obiektu. Do wniosku o wydanie decyzji biznesmen dołączył kartę informacyjną, w której zaznaczył, że jego zakład będzie się zajmował selekcjonowaniem różnych odpadów.

Burmistrz, korzystając z możliwości prawnych, zwrócił się do państwowego powiatowego inspektora sanitarnego w Nisku oraz do regionalnego dyrektora ochrony środowiska w Rzeszowie z prośbą o wydanie opinii. Niżański sanepid nie dopatrzył się uchybień w dokumentacji złożonej przez inwestora. Inaczej na sprawę spojrzał RDOŚ, który zażądał uzupełnienia karty informacyjnej. Po uzupełnieniu karty przez biznesmena, dyrektor stanął na stanowisku, że konieczne jest sporządzenie specjalistycznego raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowiska. Ramy takiego raportu określa burmistrz na podstawie ustawy i rozporządzenia ministra środowiska. Rudnicki magistrat zażądał tak szerokiego raportu, jak tylko jest to możliwe. Taki raport musi być sporządzony przez zewnętrznych specjalistów na koszt inwestora. Pod koniec sierpnia ten liczący prawie 200 stron dokument został sporządzony i przekazany do zaopiniowania przez niżański sanepid i rzeszowski RDOŚ. Instytucje mają 21 dni na wydanie stosownych decyzji.

NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY?

W tym czasie radny Michał Rosół zorganizował spotkanie z zaniepokojonymi mieszkańcami. Na zebraniu pojawił się również przedstawiciel inwestora, który przybliżył nieco szczegóły planowanej inwestycji. Był zdziwiony tak wielkim oburzeniem mieszkańców.

- Moim zdaniem, zaszło pewne nieporozumienie - wyjaśniał Zbigniew Sowa, reprezentant biznesmena. - Owszem, w tych wnioskach są różne groźnie brzmiące zwroty. Wynika to jednak ze specyfiki Polskiej Klasyfikacji Działalności. Ustawodawca tak sformułował niektóre rodzaje działalności gospodarczej, że człowieka niewtajemniczonego mogą one przestraszyć.

Cóż zatem ma powstać na terenie byłej Jedności? Inwestor planuje utworzyć tam zakład pracy, który będzie zajmował się skupowaniem maszyn i specjalistycznych urządzeń od firm, które zmieniają profil działalności lub upadają.

- Jesteśmy wyspecjalizowaną firmą skupującą tzw. złom użytkowy. Skupujemy takie urządzenia, jak np. szafy sterownicze przy urządzeniach sterowanych numerycznie. Albo je naprawiamy i sprzedajemy, albo rozbieramy i sprzedajemy na części - dodaje Sowa. - Jak nie znajdzie się żaden kupiec, to sprzęt zawozimy do utylizacji do Rzeszowa. Części sprzedajemy przeważnie na aukcjach internetowych, 90 proc. naszej działalności to jest praca w Internecie.

Nowy zakład miałby zatrudniać pięć osób. Według szacunków, rocznie przez punkt miałoby przechodzić około 100 ton odpadów. Raz w tygodniu do zakładu przyjeżdżałaby ciężarówka po odbiór surowców wtórnych. Część odpadów ma być składowana w magazynie, a część na zewnątrz, w specjalnie przygotowanych boksach. Odpady wielkogabarytowe, zgodnie z zapisami raportu, mają być cięte wewnątrz budynku na mniejsze części.

CZY ZAKŁAD POWSTANIE?

Gmina czeka na opinię sanepidu i RDOŚ. Sam fakt, że nie ma społecznego przyzwolenia na tę inwestycję, nie stanowi wystarczającego argumentu, aby gmina podjęła decyzję odmowną. Jeżeli opinie środowiskowe będą pozytywne, burmistrz nie będzie mógł na tym etapie zabronić inwestorowi dalszej realizacji przedsięwzięcia. Jakakolwiek decyzja zostałaby podjęta, zarówno sąsiadom, jak i inwestorowi przysługuje odwołanie. W takim przypadku organem odwoławczym jest Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Tarnobrzegu.

Niewykluczone również, że gmina sama wystąpi do SKO o wyłączenie jej z tej sprawy, ponieważ inwestycja sąsiaduje z budynkiem szkoły podstawowej, która częściowo jest jeszcze użytkowana. Sam dyrektor szkoły również jest przeciwny lokalizacji zakładu w sąsiedztwie swojej placówki. Jeżeli kolegium wyłączy gminę z postępowania, decyzję podejmowałaby któraś z sąsiednich gmin, która zostałaby wskazana przez SKO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie