Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mijają dwa lata wojny w Ukrainie. "Pomoc Polski jest dla nas ważna"

Zbigniew Czyż
Zbigniew Czyż
Adam Jankowski / Polska Press
Ukraiński łyżwiarz Ołeh Handej, specjalizujący się w short tracku, podkreślił, że w ogarniętej wojnie ojczyźnie wciąż nie ma warunków, aby trenować tę dyscyplinę. "Pomoc Polski jest ważna dla nas" - zaznaczył.

Około 40 ukraińskich zawodników, w tym Handej, od czasu rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę dwa lata temu trenuje w Opolu i Białymstoku.

Jak przekazał Ukrainiec, lodowisko w Charkowie, które było główną bazą treningową w short tracku w jego kraju, teraz nie funkcjonuje. "Na ten obiekt, podobnie jak na wiele, innych spadły rakiety" – dodał.

Przyznał, że dzięki możliwości spokojnego treningu w Polsce poziom sportowy ukraińskiego short tracku podniósł się.

"Bardzo dziękuję za tę pomoc. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie, jakie w takiej sytuacji można było wdrożyć" - zauważył.

Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego (PZŁS) Rafał Tataruch uzupełnił, że drugim ważnym ośrodkiem szkoleniowym w Ukrainie był przed wojną Kijów. Nie można jednak teraz z niego korzystać regularnie ze względu na bombardowania i braki w dostawie prądu. Powiedział, że działania wobec Ukraińców wynikają z chęci pomocy.

"Wiedzieliśmy, że oni po agresji Rosji nie mają gdzie trenować. Wszystkie lodowiska zostały zniszczone lub są niedostępne. A to są ludzie z pasją, którzy chcą realizować swoje marzenia sportowe” - powiedział PAP Tataruch.

Jak przypomniał, różne formy przybrała pomoc Ukraińcom. Po pierwsze niektórzy zawodnicy dołączyli do polskich kadr narodowych, gdy te ćwiczą w kraju, a poza tym związek stara się fundusze, by pomóc się im tutaj utrzymać.

"Trzeba mieć świadomość, że na pobyt ich w Białymstoku czy Opolu potrzebne są pieniądze. Udało się je zdobyć z Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU). Jednak finansowanie z tego źródła się powoli kończy. Nie wiem, czy będzie kontynuowane. Są takie deklaracje, ale decyzji nie ma. Pozyskujemy też środki z różnych fundacji, np. dzięki pomocy Totalizatora Sportowego udało się w 2023 roku zorganizować mistrzostwa Ukrainy w short tracku na opolskim lodowisku" - tłumaczył.

Dodał, że w tym roku taka impreza prawdopodobnie pod koniec marca zagości w Białymstoku, bowiem tam ćwiczy większość ukraińskich zawodników, którzy przebywają dłużej w Polsce.

"Stamtąd mają bliżej do domu niż z Opola" - zakończył szef PZŁS.

W drugą rocznicę napaści Rosji na Ukrainę piłkarka ręczna KPR Gminy Kobierzyce Łesia Smolinh przyznała, że najtrudniejsze były pierwsze tygodnie po wybuchu wojny. „Trudno było się z tym pogodzić, że to dzieje się naprawdę” – przyznała w rozmowie z PAP.

W środę późnym wieczorem w szlagierowym meczu piłkarki ręczne KPR Gminy Kobierzyce pokonały FunFlor Lublin (30:26), a jedną z bohaterek spotkania była Lesia Smolinh, która zdobyła trzy gole. Ponieważ w lidze nastąpi teraz przerwa na reprezentację, w czwartek rano ukraińska rozgrywająca wyruszyła w podróż do domu.

„Jasne, że tęsknię za domem. Chyba nie ma sportowca, który grając gdzieś poza swoją ojczyzną nie tęskniłby za domem. To zupełnie normalne. Kiedy mamy dłuższą przerwę w grze, jak teraz, staram się pojechać do domu” – powiedziała ukraińska zawodniczka.

Tak się złożyło, że akurat przerwa w rozgrywkach ligowych zbiegła się z drugą rocznicą napaści Rosji na Ukrainę i tym samym piłkarka ręczna zespołu z Dolnego Śląska będzie miała okazję ten wyjątkowy czas spędzić z bliskimi.

„Aż trudno w to uwierzyć, że do już dwa lata. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że doskonale zdajemy sobie wszyscy sprawę, że ta wojna szybko się nie skończy. To będzie jeszcze trwać, bo nie widać rozwiązania tego konfliktu. Jest przykro, bo wojna zabrała już bardzo wielu wspaniałych ludzi i pewnie zabierze kolejnych. Może to dziwnie zabrzmieć, ale trzeba było do tego przywyknąć i się z tym pogodzić, bo inaczej nie da się normalnie żyć” – powiedziała Smolinh.

Przed podpisaniem kontraktu z KPR Kobierzyce rozgrywająca broniła w polskiej ekstraklasie barw zespołu z Koszalina i MKS Jarosław. Wojna nie dotknęła jej bezpośrednio, ale, jak przyznała, mocno przeżywa, co się dzieje w Ukrainie.

„Cały czas mam kontakt z domem i jestem na bieżąco z wydarzeniami w kraju. Najtrudniejsze były pierwsze tygodnie po wybuchu wojny. Trudno było się z tym pogodzić, że to dzieje się naprawdę. Ciężko było nie myśleć o tym non stop. Nie dawałam momentami sobie z tym rady, ale nie było wyjścia i trzeba było się nauczyć z tym żyć. Mijają dwa lata, a ja każdy poranek zaczynam od informacji, co się dzieje w Ukrainie, a później dopiero idę do pracy i robię swoje” – wyjaśniła.

W kadrze podwrocławskiej drużyny są jeszcze dwie inne Ukrainki: bramkarka Wiktoria Saltaniuk i obrotowa Anastasija Mełekescewa. Jak przyznała Smolinh, temat wojny jest częstym w rozmowach z rodaczkami.

„Chyba zawsze schodzimy na temat tego, co się dzieje w kraju. Wymieniamy się informacjami, spostrzeżeniami. To chyba naturalne? Każda z nas na swój sposób przeżywa to, co się dzieje. Każda z nas chciałaby, aby to się skończyło, ale tak jak wspomniałem i to jest najsmutniejsze, że końca tej wojny nie widać” – dodała.

Chociaż w Polsce Smolinh czuje się bardzo dobrze, w maju po zakończeniu trwającego sezonu chce już na stałe wrócić do ojczyzny.

„Tam, gdzie mieszkam, jest raczej spokojnie. Chcę odpocząć i spojrzeć na życie z innej strony. Chcę też być bliżej rodziny. Te ostatnie dwa lata były bardzo męczące. Człowiek stara się skupić na sporcie, robić swoje, ale gdzieś tam zawsze jest pewien niepokój. Ale to później. Teraz kilka dni spędzę w domu i wracam do Kobierzyc, bo walczymy o medal mistrzostw Polski” – podsumowała Ukrainka.

Rozpoczęta przez Rosję dokładnie dwa lata temu - 24 lutego 2022 roku - wojna spowodowała olbrzymie straty w ukraińskim sporcie - zginęło ponad 400 sportowców, zniszczonych zostało prawie 500 obiektów, zakłócone zostały rozgrywki ligowe i przygotowania do igrzysk w Paryżu.

Według prezesa Ukraińskiego Związku Dziennikarzy Sportowych Ołeksandra Hływynskiego do końca 2023 roku liczbę zmarłych w wyniku działań zbrojnych trenerów i zawodników oszacowano na ponad 400 osób. Do tego ok. trzech tysięcy sportowców broni kraju przed rosyjska agresją w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy.

"Straty materialne to przede wszystkim zniszczone obiekty sportowe: stadiony, hale, całe ośrodki. Np. w mieście Kreminna w obwodzie ługańskim istniała wiodąca baza treningowa dla lekkoatletów, która została poważnie zniszczona. a do tego teraz okupują ją wojska agresora" – powiedział PAP Hływynski.

Jak wyliczył, całkowicie zniszczone zostały m.in. basen oraz hala szermiercza służące reprezentacji Ukrainy w Charkowie. Na sportowej mapie nie ma już także ośrodka przygotowań biathlonistów w Czernihowie. Z powodu rosyjskiej okupacji nie funkcjonuje Donbas Arena w Doniecku, stadion, na którym odbywały się mecze mistrzostw Europy 2012, w tym półfinał Portugalia – Hiszpania. W ubiegłym roku w mieście Drużkiwka zniszczono lodowisko Altair, na którym ćwiczyli hokeiści i łyżwiarze figurowi. Los tego obiektu podzielił też stadion Awangard w Ługańsku, zniszczony przez ostrzał artyleryjski.

"A to tylko najbardziej znane obiekty. W sumie w dotychczasowych działaniach wojennych Rosjanie zniszczyli ich prawie 500. To także ogromna strata finansowa dla ukraińskiego sportu" – dodał.

Hływynski zwrócił też uwagę na aspekt psychologiczny funkcjonowania ukraińskiego sportu.

"Każdego dnia słychać o strasznych historiach, tragediach, giną całe rodziny, umierają dzieci... Aż trudno sobie wyobrazić, co czują sportowcy i jaki dodatkowy wysiłek muszą włożyć w przygotowania do zawodów, gdy mają świadomość, że ich kraj jest systematycznie niszczony. To musi być straszne słysząc alarmowe syreny czy ostrzeżenia o zbliżających się nalotach podczas zawodów czy treningów" – powiedział Hływynski.

Od dwóch lat zamknięta jest przestrzeń powietrzna Ukrainy, dlatego, aby wydostać się z kraju najpierw trzeba dojechać do granicy państw sąsiednich: Polski, Węgier, Rumunii, Mołdawii czy Słowacji.

"Takie podróże pociągiem, autobusem lub samochodem zabierają sportowcom wiele czasu, a dopiero później muszą dojechać na lotnisko i stamtąd polecieć do kraju docelowego, w którym rozgrywane są zawody. Podróż z Kijowa do stolic krajów Europy Środkowej zajmuje co najmniej 20 godzin. To dodatkowe obciążenie dla zawodników" - zauważył.

W lutym 2022 wstrzymano wszystkie rozgrywki ligowe i sezon 2022/23 nie został dokończony. Ukraińska liga piłkarska (UPL) jako pierwsza - 24 sierpnia 2022, tj. w Dzień Niepodległości - wznowiła rywalizację mimo trwającej wojny.

"Rosjanie robili wszystko, abyśmy tego dnia czuli się nieswojo – alarm trwał cały dzień. Mecz we Lwowie, miejscowego Ruchu z Metalistem 1925 Charków, na którym byłem, trwał w sumie cztery i pół godziny, ponieważ był czterokrotnie przerywany. W tym czasie piłkarze, działacze, akredytowani dziennikarze schodzili do schronu, czekając na ustanie alarmu. Tak wyglądało wiele różnych spotkań i imprez sportowych. Niektóre były w ostatniej chwili odwoływane bądź przekładane" - opowiadał Hływynski.

Po zimowej przerwie rozgrywki ukraińskiej ekstraklasy piłkarskiej zostały wznowione w piątek. Mecze może oglądać niewielka liczba kibiców – tylu, aby w przypadku zagrożenia rakietowego można ich było szybko ewakuować do schronu. "Przepisy mówią, że w ciągu 10 minut" - wskazał dziennikarz.

W miastach na pierwszej linii frontu, jak np. Dniepr, mecze nadal będą odbywać się bez widzów. Podobnie jest w innych dyscyplinach.

"Obecnie zawody ogólnokrajowe odbywają we wszystkich dyscyplinach" - podsumował Hływynski.

(PAP)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mijają dwa lata wojny w Ukrainie. "Pomoc Polski jest dla nas ważna" - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie