Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Multimedialna relacja z historycznych chwil (video, zdjęcia)

Agnieszka WITCZAK Janusz PETZ
Mieszkańcy Podkarpacia są zgodni: to było coś niesamowitego.
Wojciech Wąsik, wicedyrektor szpitala w Tarnobrzegu  wraz z żoną Moniką i synami Arkiem oraz Jaśkiem wyjechali do Warszawy o 4 rano, aby zdążyć oddać
Wojciech Wąsik, wicedyrektor szpitala w Tarnobrzegu wraz z żoną Moniką i synami Arkiem oraz Jaśkiem wyjechali do Warszawy o 4 rano, aby zdążyć oddać hołd prezydenckiej parze.

Wojciech Wąsik, wicedyrektor szpitala w Tarnobrzegu wraz z żoną Moniką i synami Arkiem oraz Jaśkiem wyjechali do Warszawy o 4 rano, aby zdążyć oddać hołd prezydenckiej parze.

Wśród 100 tysięcy osób uczestniczących w uroczystościach żałobnych na Placu Piłsudskiego w Warszawie były liczne delegacje oraz zwykli mieszkańcy naszego regionu.

Przed godziną piątą na Dworcu Centralnym w Warszawie można było spotkać jeszcze nieliczne grupki osób. Pełno było za to wszędzie funkcjonariuszy policji, straży kolejowej, żandarmerii wojskowej, ochroniarzy.

Niektórzy z ludzi przyjeżdżających pociągami od razu wyciągali z plecaków flagi z kirem, wiele osób miało mapy z zaznaczonymi trasami przejścia pod Pałac Prezydencki i plac Piłsudskiego.

Po godzinie 5 na drugi peron wjechał pociąg z Zakopanego, jadący przez Kielce i Radom. W wagonach było jeszcze dużo wolnych miejsc.

PIERWSI ŻAŁOBNICY

Wczesnym ranem ulice Warszawy były jeszcze wyludnione, ale wszędzie dało się zauważyć gorączkową krzątaninę służb zajmujących się sprzątaniem i poprawianiem ustawionych już barierek, które miały ograniczać ruch potoku pieszych.

Na Nowym Świecie i na Krakowskim Przedmieściu przed godziną 6 kręciło się już sporo osób. - Niech państwo szybko idą do pałacu, można wejść bez kolejki - informuje wszystkich starszy mężczyzna.

Rzeczywiście, przed Pałacem Prezydenckim jest tylko garstka ludzi, harcerze krzątają się przy zniczach. Pomimo małej liczby ludzi policjanci, strażacy i funkcjonariusze żandarmerii energicznie zakazują przechodzenia przez przejścia zamknięte dla zwykłych śmiertelników.

BEZ KOLEJKI DO PAŁACU

Do Pałacu Prezydenckiego można wejść z marszu, faktycznie nie ma kolejki. Ogromne wrażenie robi niemal wyludniony o tej porze budynek z trumnami współpracowników prezydenta, ustawionych na parterze oraz trumnami Marii i Lecha Kaczyńskich w niewielkiej sali na piętrze pałacu.

Dyżurujący pracownik dość zdecydowanie informuje wszystkich o zakazie robienia zdjęć. W kolejnych godzinach kolejka do pałacu w błyskawicznym tempie zaczyna się zwiększać, aż osiągnie długość kilkuset metrów. Po godzinie 15 sporo osób, które już wystały się w kolejce przez niemal cały dzień, musiało odejść z kwitkiem.

WSTALI O CZWARTEJ RANO

Wśród ludzi, którzy zadali sobie trud wyjazdu do Warszawy byli mieszkańcy naszego regionu.

Wojciech Wąsik, wicedyrektor szpitala w Tarnobrzegu wraz żoną Moniką i synami Arkiem i Jasiem wyjechali do Warszawy już o 4 rano.

- Moja obecność w Warszawie to potrzeba serca, ale też zawodowy aspekt. W 2009 roku podczas pobytu pana prezydenta w Tarnobrzegu, Lech Kaczyński miał otwierać zbiornik machowski, a pani prezydentowa w tym czasie gościć w naszym szpitalu. Miała się spotkać z personelem szpitala, z paniami pielęgniarkami, miał być to ważny dzień do szpitala. Niestety nie doszło wówczas do tej wizyty. Pani prezydentowa obiecała wówczas, że przy najbliższej ważnej okazji pojawi się w Tarnobrzegu i będzie w naszym szpitalu. Teraz wiemy już, że ten moment nie nastąpi. Pozostała w naszych sercach i mam nadzieję, ze będzie gościć u nas jako patron szpitala - mówi Wojciech Wąsik.

HOŁD DLA PARY BEZ KOLEJKI

Cała rodzina była zaskoczona tym, że bez kolejki udało się dostać do Pałacu Prezydenckiego. Spodziewali się, że trzeba będzie odstać w kolejce co najmniej 10 godzin. Przed pałacem byli o 7.25, a pięć minut później byli już wewnątrz budynku.

- Liczyliśmy się z tym, że w ogóle nie wejdziemy tam. Ale nawet gdyby tak się stało, że uznałbym, iż i tak warto było ponieść ten trud. Nawet mój syn sam stwierdził "tato pojedziemy". To było bardzo krzepiące - stwierdził Wojciech Wąsik.

Twierdzi, że tragedia pod Smoleńskiem była czymś, z czego do dziś nie może się otrząsnąć.

- Moment pobytu przed samą trumną, ale też pozostałych osób, które zginęły w katastrofie był bardzo wzruszający, refleksyjny i dający coś w moim życiu. Mówi się o kruchości życia, o tym, że nikt nie jest pewny jutrzejszego dnia. Dla mnie był to taki moment, kiedy będę analizował klatka po klatce. To wielkie zderzenie dwóch obrazów - ludzi, których widziało się uśmiechniętych w telewizji, a potem widok trumien - opowiadał Wojciech Wąsik.

POGRĄŻENI W ŻAŁOBIE

Uroczystości żałobne rozpoczęły się o godzinie 13. Wybudowany w błyskawicznym tempie ołtarz robił głębokie wrażenie. Tworzył go krzyż, a w tle zdjęcia 96 ofiar smoleńskiej katastrofy w tym objęte czerwoną ramką fotografie prezydenckiej pary.

Wśród żałobników pierwsze miejsca zajmowały rodziny ofiar w tym jedyna córka prezydenckiej pary Marta i brat bliźniak prezydenta Jarosław Kaczyński. Pogrążona w żalu była również Joanna Racewicz, znana dziennikarka prywatnie żona Pawła Janeczka, oficera Biura Ochrony Rządu, jednej z nieodżałowanych ofiar smoleńskiej katastrofy.

HARCERZE POMAGALI WSZYSTKIM

Kilkugodzinna uroczystość mogła być wyczerpująca dla setek harcerzy, którzy wspierali organizatorów roznosząc wodę, pomagając policjantom w kierowaniu ruchem, sprzątających wypalone znicze. Harcerzy było pełno w promieniu setek metrów od Pałacu Prezydenckiego i Placu Piłsudskiego.

- Sporo dyżurowaliśmy przed Pałacem Prezydenckim. Ludzie różnie reagowali na konieczność wielogodzinnego stania, niektórzy stali nawet 18 godzin. Raczej wszyscy byli cierpliwi, ale czasami było dosyć nerwowo - mówi Piotr Chętkiewicz, radomski harcerz "Zawiszak".

- Dzisiaj tylko roznosimy wodę, wcześniej zajmowaliśmy się też sprzątaniem starych zniczy i ustawianiem nowych, podawanych nam przez ludzi, którzy nie mieli możliwości zbliżyć się do wyznaczonych miejsc na Krakowskim Przedmieściu -dodają Milena Peć, Natalia Dziocha i Asia Wieczorek.

Dość wyczerpująca dla wielu osób i długa uroczystość na Placu Piłsudskiego nie zniechęciła wielu jej uczestników do wzięcia udziału w ostatniej drodze pary prezydenckiej z Pałacu Prezydenckiego do archikatedry świętego Jana.

PRZESZLI W CISZY, LUDZIE ŁKALI

Tłumy ludzi już po 15 gromadziły się na trasie przejazdu, aby pożegnać Marię i Lecha Kaczyńskich wiedząc, że kondukt żałobny pojawi się w tym miejscu za ponad dwie godziny. Pomimo przejmującego chłodu nikt nie chciał opuścić dobrego miejsca obserwacyjnego.

Dodatkowym zajęciem dla oczekujących było gapienie się na telebim, na którym transmitowano program telewizji publicznej, albo na balkonik pod wieżą zegarową Zamku Królewskiego, gdzie rozmieścili swoje stanowiska snajperzy. Żołnierze bez przerwy obserwowali tłum, najpierw lornetkami, a potem, w trakcie przejazdu konduktu żałobnego, poprzez lunety broni snajperskiej.

JEJ ULUBIONE TULIPANY...

Przejście konduktu żałobnego zrobiło na ludziach wyjątkowe wrażenie. Osoby stojące blisko barierek miały kilka metrów do przejeżdżających trumien Lecha i Marii Kaczyńskich. Rzucali kwiaty na trumny zwłaszcza tulipany, które tak uwielbiała Pierwsza Dama.

Za trumnami prezydenckiej pary podążała bliska rodzina, a także niewielka ilość polityków ze świecznika.

- Uznałam, że trzeba tutaj być. To nie tylko potrzeba oddania hołdu zmarłym, solidaryzowania się z ich rodzinami, ale też wydarzenie historyczne. Drugi raz się nie wydarzy - mówi Joanna Busch, mieszkanka Stalowej Woli.

Kilkanaście godzin później Warszawa na zawsze pożegnała Marię i Lecha Kaczyńskich.

W poniedziałek wydanie specjalne "Echa Dnia", a w nim regionalne wątki ogólnonarodowych uroczystości w Warszawie i Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie