MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nabrani na Włochy

Agata DZIEKAN

Kobieta nie żądała od niego żadnych prowizji za załatwienie pracy. Podała, ile będzie zarabiał, miejsce i nazwisko pracodawcy. Wydawała się wiarygodna. Czy Łukasz z Mielca jest tylko jedną z wielu ofiar fałszywej pośredniczki pracy za granicą?

Nie przyjmować ofert pracy od ludzi, którzy żądają za to pieniędzy - 22-letni Łukasz zna tę zasadę. Ale kiedy zadzwonił na numer telefonu komórkowego podanego w ogłoszeniu prasowym, pośredniczka zastrzegła, że żadnych prowizji nie chce. Oferowała pracę we Włoszech przy zbiorach pomidorów albo w przetwórni. Podawała, że będzie pracował w Castelluccio i zarabiał na polu 4,5 euro za godzinę, a w firmie o 0,2 euro więcej i że będzie mieszkał w domku letniskowym znajdującym się obok miejsca pracy. - Pracowałem do tej pory w supermarkecie. Możliwość zarobienia większych pieniędzy bardzo mnie zainteresowała. Zdecydowaliśmy się pojechać z bratem - Łukaszowi akurat kończyła się umowa w sklepie, więc postanowił nie prosić o przedłużenie, lecz zaczął przygotowywać się do wyjazdu.

Cztery godziny czekania na darmo

Czy powinien zauważyć, że coś jest nie tak, kiedy pierwszy termin podróży nie wypalił? - Krystyna, pośredniczka, przez telefon powiedziała nam, że wyjeżdżamy 24 czerwca. Mieliśmy się stawić w Dębicy, stamtąd miał nas zabrać do Włoch bus - Łukasz mówi, że czekali cztery godziny. W końcu okazało się, że nici z podróży. Pośredniczka poinformowała ich, że pojazd się zepsuł. Ale uspokajała, że nic się nie stało, pojadą 1 lipca.

I rzeczywiście, tego dnia wyruszyli w drogę. Nikt na początku nadal nie żądał od nich pieniędzy, mimo że wsiedli do busa. Dopiero w Katowicach, gdy mieli przesiąść się do autokaru, zjawiła się jakaś kobieta. Przedstawiła się jako pracownik biura turystycznego, który miał sprzedać bilety na autokar. - W Katowicach wsiedli też ludzie, którzy jechali do pracy w to samo miejsce, co my. Im jednak pracę załatwiała jakaś inna kobieta. Podali nazwisko - Elżbiety. Podejrzewam, że Krystyna i Elżbieta to jedna i ta sama osoba - mówi Łukasz.

Kobieta zażądała od ludzi po 590 złotych. - Od nas wzięła 530 złotych, tłumacząc, że to z powodu przesunięcia terminu wyjazdu o tydzień. Ale żadnych biletów nie dostaliśmy.

Czy to był kolejny moment, kiedy należało zacząć coś podejrzewać? Łukasz opowiada, że pasażerowie usłyszeli od kierowców, że bilety dostaną później, w trakcie podróży. - Wystawili je nam w połowie drogi. Ale na kwotę 200 złotych. Kiedy pytaliśmy, co to znaczy, kierowcy odpowiadali, że tak mieli zrobić - relacjonuje mielczanin.

Wtedy pasażerowie - Łukasz mówi, że ludzi jadących w to samo miejsce było w sumie 21 - już poważnie się zaniepokoili. Zaczęli głośno między sobą dyskutować. - Ale myśleliśmy też, że może reszta pieniędzy to opłata za pośrednictwo.

Gdzie jest Castelluccio?

Łukasz nie miał pojęcia, w jakim miejscu wysiąść, więc w trakcie podróży postanowił zadzwonić do swojej pośredniczki. Zaczęła tłumaczyć, ale nadal się nie orientował. Podał więc swój telefon pilotowi autokaru. - I co się okazało? Że są na "ty". Trochę mnie to zdziwiło.

Cała grupa miała wysiąść na ostatnim przystanku w miejscowości Ortanova. I tam miał na nich czekać ich przyszły pracodawca. - Od razu spostrzegliśmy, że nie tak miało być. Jakaś stacja benzynowa. Żadnych domów, odludzie i nikt na nas nie czeka - Łukasz opowiada, że ludzie wpadli w panikę. Bo nabrali już pewności, że zostali oszukani. Zbuntowali się, powiedzieli, że nie wysiadają.

- Kierowcy zaczęli nas straszyć policją, a w końcu wyrzucili ze schowka nasze bagaże. Daliśmy za wygraną - Łukasz podejrzewa, że kierowcy też mogli wiedzieć o oszustwie. - Zanim odjechali, zaoferowali nam, że jak damy 50 euro, to nas zabiorą z powrotem do Polski. Ale nikt na to nie poszedł. Ja nie miałem pieniędzy. Przecież przyjechałem tu do pracy, więc siłą rzeczy nie wiozłem z sobą gotówki.

Do pracy?

Łukasz mówi, że ludzie mieli oferty. Zaraz zjawili się miejscowi Polacy i Ukraińcy. Oferowali pośrednictwo w załatwieniu zatrudnienia, tylko że najpierw chcieli za to 40 euro. - Przez dwa tygodnie, kiedy byłem we Włoszech, niemal cały czas natrafiałem na takie oferty. Polacy chcieli wykorzystać Polaków. Ale nawet nie próbowałem przyjmować propozycji. Bałem się zaufać takim pośrednikom. Inni przestrzegali mnie przed tego rodzaju pomocą. Zresztą zarobki miały być marne - 2,5 euro za godzinę - Łukasz mówi, że pracy szukał, ale bezpośrednio u Włochów.

Dwa tygodnie w Foggio - czegoś takiego Łukasz jeszcze nie przeżył. Bo z Ortanova trafili do pobliskiego miasteczka. Łukasz nie myślał bowiem od razu o powrocie. Zapożyczył się na podróż, liczył, że może uda się znaleźć jakieś zatrudnienie właśnie u Włochów. - Tylko raz pracowałem. Ale krótko. Właściciel kilku sklepów poszukiwał pracowników do przeniesienia towaru z jednego sklepu do drugiego. Zarobiłem 65 euro.

W parku na tekturach

W Foggio najpierw spędzili z bratem dwa dni pod murem dworca. Mieli jeszcze co jeść, bo suchy prowiant wzięli z Polski. Później spotkali kilku Polaków w podobnej jak oni sytuacji, którzy pokazali im, gdzie najlepiej koczować. - W pobliskim parku spaliśmy na kawałkach tektur. Mieliśmy z sobą pościel, garnki, ubrania - to kazała nam zabrać pośredniczka. Ale nic nie powiedziała o śpiworach. Inni je mieli, więc łatwej przetrzymywali noc - Łukasz mówi, że w nocy robiło się bardzo zimno. On, żeby nie trząść się z zimna, zakładał na siebie kilka warstw odzieży.

Na obiady chodzili do jadłodajni dla ubogich, a myli się w dworcowych łazienkach. Po tygodniu mielczanie zdecydowali, że dłużej nie mają już siły szukać pracy i muszą wrócić do Polski. Poprosili rodziców o pieniądze na bilety. 16 lipca byli w kraju.

- Gdy byliśmy we Włoszech, do pośredniczki nie sposób było się dodzwonić. Cały czas miała wyłączony telefon. Dopiero z Polski spróbowałem. Udawałem, że poszukuję pracy. I znowu zaoferowała mi to, co poprzednio. Świetne warunki, żadnej prowizji - Łukasz poszedł ze sprawą na policję. Zaczął też grzebać w Internecie. I dowiedział się, że w tym roku nie on pierwszy został oszukany. Znalazł artykuł o ludziach zwerbowanych w podobny sposób jak on. Tak samo zostali na lodzie. - W artykule jest informacja, że w sumie oszukanych ludzi było 41. Też mieli pracować w okolicach Foggio. Również kierowcy zostawili ich w szczerym polu i nikt się po nich nie zjawił, a pośredniczka obiecywała im, że będą zarabiać 4,7 euro za godzinę i mieszkać w domkach letniskowych.

Sprawa wyjazdu do Włoch ma wkrótce trafić do policji w Katowicach. Rzecznik prasowy Komendy Policji w Mielcu Wiesław Kluk wyjaśnia: - Przestępstwo, pobranie pieniędzy, nastąpiło w Katowicach. Dlatego śledztwo zostanie przekazane do tego miasta.

Czy mielczanie mogli uniknąć nieprzyjemnej przygody? - Nie należy uzgadniać takiego wyjazdu ustnie. Warunki pracy powinny być na papierze, powinien być dokument z podpisem osoby pośredniczącej. Przecież w tym przypadku chętni do pracy kontaktowali się z pośredniczą tylko przez telefon komórkowy. To już czyni tę osobę mało wiarygodną. Kiedy dawali pieniądze za przejazd, też nie mieli pojęcia, komu płacą - mówi policjant.

Trzeba sprawdzać!

Małgorzata Świątek z Urzędu Pracy w Mielcu, która zajmuje się zagranicznymi ofertami pracy, objaśnia: - Prywatni pośrednicy pracy muszą się legitymować odpowiednim certyfikatem. Listę pośredników z takimi certyfikatami można znaleźć na stronie internetowej www.praca.gov.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie