MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niech się uderzy w piersi

Zdzisław SUROWANIEC

Jedyna pracująca w Straży Miejskiej w Stalowej Woli strażniczka oskarżyła komendanta o mobbing, czyli terror i uprzykrzanie jej życia w pracy. Zarzuciła komendantowi, że zabronił jej korzystania z przerw w pracy i karmienia dziecka piersią. - Musiałem przestawić dziecko na karmienie butelką. Mojemu dziecku odebrane zostało prawo do karmienia piersią, choć mogłabym to robić do trzech lat - twierdzi. W ocenę konfliktu włączyli się radni i prezydent.

Stanisław Siemkowicz został komendantem 21 listopada, po Romualdzie Liwińskim, który przeszedł na emeryturę. - Przyszedł nowy komendant i zaczęło się od braku szacunku do pracownika. Wszystkim mówił na ty albo po nazwisku. Chłopaki zróbcie to albo chłopaki tamto. Kiedy był poprzedni komendant, wszystkim mówił na pan - opowiada strażniczka (prosi o nie podawanie jej nazwiska i nie robienie zdjęć).

Bo przyśle męża

- Mi mówił po imieniu, "zrób to, zrób tamto". W końcu zdenerwowałam się i mówię "panie komendancie, mam prawie czterdzieści lat i życzę sobie, żeby mi pan mówił po nazwisku, czy na pani, bo ja nie mam siedemnastu lat i proszę troszeczkę szacunku do mnie, nie jestem pańską koleżanką i bruderszaftu nie piliśmy". Powiedział, że jest komendantem i może wszystkim mówić na ty i mi też. A ja mówię, "ale ja sobie tego nie życzę, przyślę swojego męża to on panu wytłumaczy na czym polega kultura". I konflikt zaczął się właśnie od tego. Za to, że postawiłam się jako kobieta, pan komendant postanowił mnie, brzydko powiem, gnoić - to zdaniem strażniczki było początkiem konfliktu.

Komendant Siemkowicz potwierdza, że mówi podwładnym na ty: - Do wszystkich mówię po imieniu. Taką mam zasadę. Kiedy tylko zacząłem urzędowanie tak się umówiłem ze wszystkimi strażnikami. Nie było i nie ma z tym żadnych problemów. Oni mi mówią przez pan. Niedawno, od kiedy zaczął się konflikt ze strażniczką, mówię jej przez pani.

Kolejny problem wiązał się z zarzutem korzystania przez strażniczkę z zakupów w godzinach pracy. Kiedy pełniła służbę w zmotoryzowanym patrolu, pojawiła się w mundurze w sklepie meblowym "Halmaru". Do komendy zadzwonił jakiś mężczyzna i złożył doniesienie.

Nagonka

Strażniczka tak to ocenia: - To była nagonka na mnie. Komendant miał zamiar kupić meble do swojego pokoju. Rano nam wspomniał, że jak będziemy mieli wolny czas, żebyśmy zajrzeli do "Halmaru" czy są jakieś biurka. Jak są foldery, żebyśmy je przywieźli. To pojechaliśmy. Zaraz po tym był telefon anonimowy. Komendant kazał napisać nam notatkę i podpisaliśmy się. Powiedział, że nam daje naganę ustną, skoro sam nas wysłał.

Siemkowicz prostuje: - To było 25 listopada, w piątym dniu mojej pracy na stanowisku komendanta. Nikomu nie dawałem polecenia oglądania mebli. Dwójka strażników miała patrolować osiedle Rozwadów. Kiedy wyjechali polonezem, dostałem telefon, że są w sklepie meblowym. Przekazałem informację dyżurnemu, aby to wyjaśnił.

Dyżurny sporządził notatkę. Z rozmowy ze strażnikami wynikało, że byli w sklepie dwie minuty i odjechali. Komendant dopisał na notatce, że przeprowadził rozmowę z pracownikami "na okoliczność samodzielnego udania się do salonu meblowego i użycia do tego celu samochodu służbowego". Ostrzegł, że "w przypadku ponownego naruszenia dyscypliny, wyciągnie wobec tej dwójki surowe konsekwencje służbowe". Pod tym ostrzeżeniem dwójka strażników złożyła czytelne podpisy, potwierdzające, że przyjęli uwagi do wiadomości.

Strażniczka zarzuca teraz komendantowi kłamstwo. - Poprzedni komendant był człowiekiem honoru i nie kłamał. Obecny najpierw coś mówi, a potem temu zaprzecza - ocenia.

Przerwa na karmienie

Jednak największy konflikt wiąże się z karmieniem dziecka w godzinach pracy. Strażniczka zarzuca Siemkowiczowi, że przez niego nie mogła wychodzić do karmienia. Prawo pracy precyzuje, że chodzi o przerwy nie tylko na karmienie dziecka, ale karmienie dziecka piersią. Kobieta zatrudniona na pełnym etacie i karmiąca dziecko piersią może korzystać dziennie z dwóch półgodzinnych przerw. Te dwie przerwy może łączyć w godzinną przerwę. Nie wykorzystane przerwy, przepadają - tłumaczą prawnicy.

- Miałam prawo wychodzić godzinę wcześniej. Nie miałam takiej możliwości od 15 grudnia. A chodziło o to, że komendant posadził mnie na dyżurkę. Początkowo wyraziłam na to zgodę, ale uprzedziłam, że wychodzę wcześniej na karmienie dziecka, tym bardziej że dziecko mi choruje i nie mogę go przywieźć do pracy, bo mieszkam w Nisku. A starałam się brać jak najmniej zwolnienia czy opieki nad dzieckiem - zapewnia strażniczka.

Co na to komendant Siemkowicz? - Ja jej przypomniałem, że na własną prośbę przeszła na dyżurkę. A na stanowisku dyżurnego trzeba być osiem bitych godzin, od minuty do minuty. To jest stanowisko nie tylko kierowania, ale i monitorowania wszystkich ważnych obiektów. Gdyby wspomniała, że karmi dziecko i chce wcześniej wyjść, to zaryzykowałbym i ściągałbym kogoś z patrolu na zastępstwo. Ale nie było o tym mowy - zapewnia.

Skarga na komendanta

Komendant przyznaje, że dotarło do niego, że strażniczka chce godziny przeznaczone na karmienie sumować i odbierać sobie wolne w jeden dzień, co jego zdaniem byłoby kpiną z karmienia piersią. - Zaznaczyła sobie w grudniu, że nie wychodziła karmić osiem dni i chciała mieć z tego dzień wolnego. Powiedziała, że jak był poprzedni komendant i nie było z tym problemów - przypomina sobie tłumaczenie strażniczki.

Strażniczka złożyła skargę na komendanta do inspektora bhp i prezydenta. - Na drugi dzień komendant wezwał mnie do pokoju - opowiada. Twierdzi, że usłyszała taką groźbę: - Za to, że chodzi pani na skargę do prezydenta, do inspektora, niech pani zapamięta, że odbije się to pani na nagrodach, na podwyżkach, a to, że ma pani zaświadczenie, że pani karmi, to wcale nie muszę w to uwierzyć. Nie mi pani udowodni, że pani karmi. Odpowiedziałam "to co, mam się rozebrać, żeby panu pokazać, że mam pokarm, mam przynieść dziecko i przy panu karmić?".

Siemkowicz zaprzecza, że groził pracownicy, ma inną wersje zdarzenia. - Niech pan patrzy, co znalazłem w papierach - zachęca do rzucenia okiem na pismo strażniczki z 11 lipca ubiegłego roku. To prośba o wyznaczenie do pracy na trzecie zmiany nocne na stanowisku dyżurnego. - Ona, jako karmiąca matka, chciała pracować na trzecich zmianach. Ale w nocy dziecko też się karmi. Karmiącej kobiecie mleko z piersi samo wypływa - zapewnia, że wie co mówi.

Wielka fikcja

- Powiedziałem wtedy strażniczce, że to jej karmienie, to jest wielka fikcja. Przecież nie można sobie sumować pokarmu. Próbowała wtedy podnieść bluzkę, żeby pokazać, że ma pokarm. Powiedziałem "niechże pani będzie normalnym człowiekiem", powiedziałem, żeby się nie wygłupiała, bo nie jestem lekarzem. "Proszę mi przynieść zaświadczenie lekarskie" usłyszała ode mnie. I wyszła. I do dziś żadnego zaświadczenia lekarskiego nie dostarczyła. Poprzednie miała do 7 stycznia, nowego nie przyniosła - zapewnia komendant.

- Do połowy grudnia wychodziłam z pracy godzinę wcześniej - zapewnia strażniczka. - Nie kumulowałam godzin co dwa tygodnie. Absolutnie nie było czegoś takiego. Z ręką na sercu przysięgam, że nie było czegoś takiego. Nie odbierałam tego w żadnych dniach wolnych - mówi z pasją.

Zadzwoniłem do byłego komendanta Romualda Liwińskiego. - Mówi, że nie kumulowała godzin? Kłamie - stawia diagnozę. Potwierdza, że szedł strażniczce na rękę i pozwalał na kumulowanie godzin. Pracowała osiem godzin, a po kilku dniach odbierała to sobie, wychodząc wcześniej dwie, trzy, cztery godziny. - Nie zgłaszałem do tego żadnych pretensji - przyznaje. Dodaje, że nawet kiedy w okresie ciąży dużo korzystała ze zwolnień lekarskich, przyjmował to ze zrozumieniem.

Skakała z mężczyznami

Kim jest kobieta, która postawiła się komendantowi i prosi wszystkie gazety, stacje radiowe i telewizyjne o pomoc? W straży pracuje dziewięć lat. Przeszła dwuletni kurs karate, szkolenie w Legionowie. - Mężczyźni skakali przez płoty, ja też. Biegałam za złodziejami, chodziłam na nocne zmiany - przyznaje. - Jak wróciłam w maju z urlopu macierzyńskiego, miałam lepsze wyniki od niektórych strażników, jeśli chodzi o ilość osób ukaranych mandatami, jeśli chodzi o kwoty mandatów, o wnioski karne - wylicza.

Udało nam się dowiedzieć, że zanim strażniczka przyszła do straży, pracowała jako kontroler biletów w Miejskiej Komunikacji Samochodowej. Miała opinię nieustępliwej dla tych, którzy jechali bez biletu.

Teraz konflikt odbija się na jej zdrowiu. - W niedzielę z nerwów trafiłam do szpitala, na pogotowie. Nawaliło mi serce. Chcieli mnie zostawić w szpitalu. Nie zostałam, bo mam chore dziecko, mąż idzie do pracy, córka nie jest w stanie zająć się dzieckiem. Przychodzę do pracy z myślą co komendant dzisiaj na mnie znajdzie, żeby mnie ukarać. A prezydent bierze jego stronę - ubolewa. I rzeczywiście prezydent Andrzej Szlęzak oddalił jej zarzuty, a interwencja radnych z komisji bezpieczeństwa nie dała oczekiwanych przez nią rezultatów.

Napięcie

- Wszystkim udziela się napięta atmosfera w pracy - przyznaje komendant Siemkowicz. - Wszyscy czekają, co będzie dalej. Jeżeli pani strażniczka ma troszeczkę samokrytyki, to się uspokoi, uderzy się w piersi, przeprosi i będzie normalny spokój. I wszystko wróci do normy. Czy tak będzie, to od niej zależy, nie ode mnie - zapewnił komendant o swojej dobrej woli.

Mobbing czy naruszenie uprawnień?

W 2004 roku w Polsce do inspekcji pracy wpłynęło prawie 400 skarg na mobbing, w tym tylko 31 inspektorzy uznali za zasadne, 43 za częściowo zasadne, a ponad połowę za bezzasadne. Dane te dowodzą, że zatrudnieni nagminnie mylą mobbing ze "zwykłym" naruszeniem ich uprawnień, na przykład niewypłacaniem pensji, nadmiernym zatrudnianiem w nadgodzinach. Być może dzieje się tak dlatego, że mobbing jest pojęciem nowym w naszym porządku prawnym. W dodatku zepsutym przez niejasne przepisy i jeszcze niepopartym utrwalonym orzecznictwem. ("Rzeczpospolita" z 31 stycznia, dodatek "Prawo na co dzień", artykuł "Mobbing jest trudno udowodnić" Renaty Majewskiej)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie