Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemcy wymordowali tu dzieci, młodzież i dorosłych. Tablica z dosadnym określeniem o tym przypomina

Zdzisław SUROWANIEC
Dwadzieścioro zamordowanych to dzieci - policzył pan Zbigniew.
Dwadzieścioro zamordowanych to dzieci - policzył pan Zbigniew. Zdzisław Surowaniec
Dobry Bóg dał ludziom las. Piękny las, Puszczę Solską. Pozakładali w tych lasach wioski o uroczych nazwach - Kochany, Dębowiec - i byli w nich szczęśliwi na swój sposób. Aż przyszła wojna, przyszli Niemcy, wywlekli wszystkich z domów i pozabijali - roczne dzieci, kilkuletnie, nastolatków i dziadków.

11 miesięcy

11 miesięcy

Najmłodszy z pomordowanych to jedenastomiesięczny Adolfek Piotrowski, najstarszy to 91-letni Kazimierz Stręciwilk. A między nimi Józef Błażejewski - 50 lat, Stasia - 5 lat, Mieciu - 8 lat. Tadziu - 2 lata, Stefania Garbacka - 39 lat, Aniela Gęśla - 30 lat, Adam Król - 50 lat, Bronia Kuziora - 6 lat, Jasiu - 10 lat, Jasia - roczek, Rozalia - 40 lat, Zosia Momot - roczek, Agnieszka Piotrowska - 65 lat, Aniela - 50, Oluś - 2, Jasiu - 4, Jasiu - 8, Stasiu 10, Tadziu - 2, Władziu - 5 i tak dalej…

Stalowowolski biznesmen Zbigniew Koczwara to niezwykły człowiek. Jego rodzinnym gniazdem są Jastkowie. To wieś przytulona do lasu, do puszczy. - Od dziecka kochałem las - zapewnia. Za kilka tygodni wyniesie się z Jaskowic i zamieszka w jednym z najpiękniejszych zakątków, jakie stworzyła natura - w Kochanach.

PIĘKNE STAWY

On tej naturze zrobił piękną oprawę - założył stawy, w których hoduje karpie. Woda do tych stawów spływa z okolicznych lasów. Kiedy się ktoś zanurzy w tej wodzie brązowej jak ciemny bursztyn, wychodzi oblepiony drobinkami torfu. A jak ktoś ma szczęście, to mu się o nogę w wodzie otrze tłusty karp, upasiony na ziarnach zbóż.
- Nie hoduję karpi na handel. Stawy to piękna rzecz. Jestem zakochany w takim krajobrazie - mówi pan Zbigniew. Kto zobaczył ten zakątek, będzie chciał tu wracać. Każda pora roku jest inna, lasy są pełne zwierza. Kiedy się jedzie piaszczystymi duktami, między drzewami śmignie jelonek albo wielki jak krowa jeleń. Albo przeleci myszołów, który z akrobatyczną zwinnością omija drzewa i konary.

Nad koczwarowymi stawami lata różne ptactwo, z wody wyskakują ryby, powiewa wiatr o zapachu żywicy. I właśnie nad brzegiem jednego ze stawów w Kochanach wybudował sobie pan Zbigniew dom. Zamieszka tam we wrześniu.

NIEZWYKŁY PODARUNEK

- Nie mam telefonu komórkowego. A po co mi on? Ludzie dziewięćdziesiąt pięć procent rozmów przez telefon przeznaczają na gadanie o byle czym i tylko operatorom nabijają kasę. Wie pan, ja w życiu nie dotknąłem klawiatury komputera. Świetnie sobie bez tego radzę. A jak słyszę, że ktoś siedział w Internecie do trzeciej nad ranem, to pytam się, co z tego ma? Ja wolę siedzieć nad stawem, patrzeć na przyrodę - opowiada biznesmen, który w ubiegłym roku kupił dla domu kultury w Stalowej Woli i dla szkoły muzycznej po steinwayu, najlepszym fortepianie świata.
Żeby dojechać do domu pana Zbigniewa w Kochanach, trzeba mieć auto na dobrych resorach, najlepiej terenowe, bo jedzie się tam kilkanaście kilometrów leśnymi, piaszczystymi duktami. I trzeba mieć świetną orientację, żeby nie pogubić się w sieci tych dróg. Jedziemy przez pysznicki przysiółek Ludian. Sosnowy las przechodzi w liściasty. To rezerwat Jastkowie. Tak kiedyś wyglądała cała Puszcza Solska.

- Kiedyś ten las był tak gęsty, że kiedy się wchodziło do środka w słoneczny dzień, to panował mrok - wspomina pan Zbigniew obrazki z dzieciństwa. I prowadzi mnie do niezwykłych zjawisk przyrodniczych. Przemoczeni od siąpiącego deszczu dochodzimy do dębu, który jest królem tej puszczy. Mierzymy króla. Pień ma metr osiemdziesiąt centymetrów średnicy. Opasujemy go taśmą - wychodzi, że w obwodzie ma blisko pięć metrów!

Pan Zbigniew zadziera głowę w niebo, na wierzchołek dębu. - Byłoby z niego gdzieś ze dwadzieścia metrów sześciennych drewna - szacuje. Ile może mieć lat? - Może z trzysta - zgaduje.

BRAT ZABIŁ BRATA

Brniemy dalej i nagle w mroczniejącym lesie pojawia się spróchniały krzyż, wysoki na pięć metrów. Podparty kołkami, prawdopodobnie niedługo się rozsypie. To pamiątka po tragedii, jak się tu rozegrała w 1939 roku. Dwaj bracia paśli w lesie krowy, bawili się karabinem i nagle broń wystrzeliła. Brat zabił brata. - To byli chłopcy, mogli mieć z szesnaściwe, siedemnaście lat - mówi pan Zbigniew co słyszał od innych. To musiała być wielka tragedia, jeśli rodzina postawiła w tym miejscu taki duży krzyż dla upamiętnienia tragicznego wypadku.
Przedzieramy się do niezwykłej lipy. Jest! Ma wielką dziuplę. - Przez całą wojnę w tej dziupli mieszkał Żyd, chował się w niej przed Niemcami. Nocami wychodził, szedł do wioski i prosił o jedzenie. I wracał do dziupli. A po wojnie zniknął - to kolejna z opowieści, jakie słyszał pan Zbigniew od ludzi.

I wojenny temat będzie już teraz dla nas głównym. Las, to bogactwo, jakie dostało się ludziom. Od wieków utrzymywali się tu z produkcji mazi i terpentyny. Las stał się za sprawą Niemców przyczyną tragedii mieszkańców Kochan i Dębowca.
Niemcy potraktowali lasy jak swoje. Rabowali ile się dało, wycinali drzewa i transportowali je kolejką po torach wybudowaną na chybcika. Śladami są dziś torowe nasypy w lesie.

Z ostatniej chwili

Z ostatniej chwili

Przy tablicy byliśmy ze Zbigniewem Koczwarą we wtorek wieczorem. W czwartek okazało się, że tablica zniknęła. Ktoś ją usunął i zabrał, a właściwie ukradł. - Tablicy nie ma - powiedział nam smutny pan Zbigniew. Twierdzi, że zrobił to nie ktoś, kto ma do niego jakąś osobistą zadrę, tylko ktoś, komu zależało na tym, aby prawda o tym, kto dokonał zbrodni nie była upowszechniona, że prawda kogoś zabolała.

OKRUTNA ZEMSTA

Te okradane przez Niemców z drzew lasy były doskonałym schronieniem dla partyzantów. A położone w lesie Kochany były dobrym zapleczem dla działalności partyzanckiej. "Leśni" mogli liczyć na pomoc mieszkańców. I właśnie za tę pomoc Niemcy postanowili się zemścić w sposób najokrutniejszy. W Kochanach było siedemnaście gospodarstw. Z tej wsi i z Dębowca zgarnęli wszystkich, którym nie udało się uciec przed łapanką. I wszystkich pomordowali. To był wrzesień 1942 roku.

- Na trzydziestu siedmiu pomordowanych, dwadzieścioro to były dzieci! - mówi głośno pan Zbigniew. A właśnie stoimy przy cmentarzyku w lesie, gdzie kiedyś byli wszyscy pochowani. Dziś zostało tylko z dziesięć grobów, bo rodziny zabrały szczątki z leśnej głuszy, gdzie trudno dojechać. Przenieśli je na cmentarz w Pysznicy.

- Przejeżdżałem koło tego cmentarza wiele razy i… To był impuls. Postanowiłem odnowić to miejsce - przyznaje pan Zbigniew. Z pomocą przyjaciół i Nadleśnictwa Janów Lubelski wykarczował krzewy, zasiał trawę, zbudował ołtarz z dębowego pnia, ogrodził placyk, na którym w 1993 roku społeczeństwo Pysznicy postawiło obelisk. Na obelisku jest tablica z nazwiskami "zamordowanych przez hitlerowców".

ZABIJALI DZIECI

Koczwara chciał postawić kropkę nad "i", żeby wiadomo było kto to byli ci "hitlerowcy". I na blasze, oprawionej w dwa kawałki drewna umieścił taki napis: "Tego nie zrobili ludzie, to zrobili Niemcy… dla swojej wielkości".
Napis już się niektórym nie podoba, już do pana Zbigniewa docierają słowa krytyki, że za mocno napisał, że Polska jest w Unii z Niemcami. Ale nie ustępuje. - Codziennie tamtędy przejeżdżam. Źle bym się czuł, gdyby ten cmentarz był zaniedbany. Przede wszystkim chciałem, żeby szczególnie młodzież szkolna zobaczyła, co się tu wydarzyło, żeby wiedzieli, kto to zrobił - tłumaczy.

- Nie chciałem nikogo urazić, chciałem, żeby wszyscy zdali sobie sprawę, że za takimi określeniami jak hitlerowcy, nacjonaliści, naziści kryją się Niemcy. Niemcy, którzy zabijali dzieci. A nie ma nic potworniejszego niż zabić dziecko. I ci Niemcy, którzy mordowali, rabowali, kradli, niszczyli, z pogardą dla dzisiejszych Polaków przyjeżdżają tu po swoje majątki. A powinni przyjechać i na kolanach prosić o wybaczenie za to, co zrobili - mówi z pasją pan Zbigniew.

NIECH ZADBAJĄ

5 września przy odnowionym placyku, przy ołtarzu z dębowego drewna, odprawiona będzie msza święta za pomordowanych.
- Ja zrobiłem swoje, teraz niech inni pokażą, że im także zależy na pamięci o tych, którzy zginęli z rąk Niemców i niech zadbają o to miejsce - powiedział pan Zbigniew.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie