Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pielęgniarki z Tarnobrzega wzorcowo ratowały rannych

Klaudia TAJS
Ratowanie pogranicznika w akcji "na zakręcie”.
Ratowanie pogranicznika w akcji "na zakręcie”. archiwum
Do mistrzostw tarnobrzeska ekipa przygotowywała się dwa miesiące. Była jedyną żeńską ekipą i wywalczyła miejsce w czołówce.

Skład tarnobrzeskiej drużyny:

Skład tarnobrzeskiej drużyny:

kierowca-ratownik Magdalena Tworek, pielęgniarka systemu i kierownik zespołu Ewa Szustalik, pielęgniarka systemu Anna Teter. Zespołowi towarzyszyła Monika Gołębiowska, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Wojewódzkim w Tarnobrzegu.

"Marycha", "bimber", "na zakręcie", "kartofel" - to tylko niektóre zadania, w jakich ostatnio sprawdziły swoje umiejętności ratowniczki medyczne i pielęgniarki ze Szpitala Wojewódzkiego w Tarnobrzegu. W VIII Podlaskim Rajdzie Ratownictwa Medycznego w Białowieży reprezentantki tarnobrzeskiego szpitala były jedyną żeńską drużyną.

O zajęciu w mistrzostwach ósmego miejsca przedstawicielki Tarnobrzega dowiedziały się pięć minut przed wyjazdem. - Co czułyśmy? - pytają zgodnie. - Radość, bo nie spodziewałyśmy się tak dobrej lokaty. Marzyłyśmy, by znaleźć się w połowie stawki, czyli gdzieś na dwunastym miejscu.

TRZY KOBIETY

Zespół reprezentujący Szpitalny Oddział Ratunkowy Szpitala Wojewódzkiego w Tarnobrzegu rywalizował w zawodach po raz piąty. Tym razem wrócił z ósmą lokatą, na 24 startujące drużyny. - Z naszej strony po raz pierwszy wystąpiliśmy w zespole damskim - chwali się Monika Gołębiowska, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Tarnobrzegu. - Z naszego terenu byłyśmy także jedynym żeńskim zespołem i na terenie pogotowia Białystok, które organizowało zawody w tym roku, również był to pierwszy zespół kobiecy. Był to swoisty ewenement, bo na ogół w trzyosobowych zespołach są dwóch ratowników i ewentualnie pielęgniarka. U nas były trzy kobiety.

Do mistrzostw tarnobrzeska ekipa przygotowywała się ostro dwa miesiące. Panie trenowały różne scenariusze, z jakimi przyszłoby im się zmierzyć w Białowieży. Wspólne ćwiczenia były konieczne, ponieważ podczas zawodów, w ocenie punktowej zadania obok oceny merytorycznej jest także ocena artystyczna, która obejmuje zgranie zespołu, brak zamieszania na miejscu zdarzenia oraz ogólne wrażenie, jakie sprawia zespół.

Wspominając tegoroczne mistrzostwa, które przeprowadzono na terenie urokliwej Puszczy Białowieskiej, reprezentantki Tarnobrzega zgodnie przyznają, że zaskoczyła je duża liczba zadań. Podzielenie dwunastu zadań na trzy dni zawodów sprawiło, że grafik był bardzo napięty. Zadaniom sprawnościowym towarzyszyły seminaria, w trakcie których uczestnicy mogli przeprowadzić na żywych płucach intubację.
NOCNA AKCJA

Na miejsce zawodów tarnobrzeski zespół dojechał szpitalną karetką. Siedzącą za kierownicą Magdalena Tworek doskonale poradziła sobie z pokonaniem prawie 400 kilometrów, jakie dzielą Tarnobrzeg od Białowieży. Po krótkim powitaniu przez profesora Jerzego Roberta Ładnego, konsultanta wojewódzkiego medycyny ratunkowej w Białymstoku, w nocy z piątku na sobotę zespoły ruszyły do akcji.

Sytuacja, w jakiej przyszło zmierzyć się ratownikom, była bardzo trudna, a akcję ratunkową prowadzono w bardzo trudnych warunkach. - Pociąg zderzył się z przeładowanym busem - opowiada Monika Gołębiowska. - Było około dwudziestu poszkodowanych osób, w tym pięć w stanie bardzo ciężkim i trzy osoby zmarłe.

Do zadań zespołu należało opanowanie sytuacji i zajęcie się rannymi. Trudność zadania polegała na tym, że jeden z lżej rannych pacjentów, wymachując legitymacją poselską, domagał się od ratowników szczególnej opieki. - To była pułapka, jeśli któryś z zespołów zostawił ciężej rannego pacjenta i zajął się posłem, popełnił błąd krytyczny i był dyskwalifikowany - tłumaczy Monika Gołębiowska. - Ale żaden zespół na ten chwyt się nie złapał.

ZADANIA I NIESPODZIANKI

Akcja przy pociągu i busie trwała do godziny drugiej. Następnego dnia zbiórka była już o godzinie siódmej. W tym dniu organizatorzy przygotowali cztery zadania merytoryczne, z których każde miało oryginalną nazwę.
Zadanie "kartofel" polegało na rozpoznaniu u pacjenta, który dźwignął worek z kartoflami, zawału serca. W tym zadaniu także był haczyk. Pacjent miał bardzo niskie ciśnienie i podanie niektórych leków dyskwalifikowało zespół.

Kolejne zadanie o nazwie "za zakrętem" polegało na tym, że funkcjonariusz Straży Granicznej jadąc quadem, uderzył w drzewo. Doznał urazu kręgosłupa szyjnego. - Tutaj także był haczyk - śmieje się Monika Gołębiowska. - Zespoły miały znaleźć samochód, w którym przebywał nieprzytomny ranny z niskim poziomem cukru. Prawdopodobnie funkcjonariusz omijał ten samochód i uderzył w drzewo.

"Marycha" to zadanie z udziałem pijanego pacjenta, który dodatkowo był pod wpływem narkotyków. Pomoc wzywali sąsiedzi, którzy obawiali się agresywnego mężczyzny. - To zadanie z reguły sprawiało wszystkim największe trudności, bo zagrożone było bezpieczeństwo całego zespołu - tłumaczy zastępca kierownika. - Decyzja o przymusowym leczeniu pacjenta jest bardzo trudna i muszą być spełnione pewne warunki, by ją podjąć. Niestety, takie zadania trafiają się nam najczęściej w życiu.

Był także "bimber". W tym przypadku w ręce ratowników trafił pacjent produkujący bimber, u którego stwierdzono zawał serca i powikłania w postaci obrzęku płuc.

W międzyczasie organizatorzy przygotowali dwa zadania-niespodzianki. - W pierwszym przypadku ratownicy musieli znaleźć punkt zadaniowy z ekipą sędziowską i rozwiązać rebus, który brzmiał: Białowieża. Była to biała kartka i wieża - zradza jedna z ratowniczek. - Drugą niespodzianką była kontrola drogowa, podczas której sprawdzano dokumenty kierowcy, pozwolenie na prowadzenie pojazdów uprzywilejowanych, ubezpieczenie, trzeźwość załogi i zapięcie przez nich pasów.

UWAGA, PUSZKA!

Dla Ewy Szustalik, pielęgniarki systemowej z karetki specjalistycznej, Białowieża była czwartym wyjazdem. - Za każdym razem na zawodach oprócz stresu jest mnóstwo niespodzianek - opowiada. - W tym roku zaskoczyło mnie na wejściu, w zadaniu "Marycha", to, że zostałyśmy obrzucone puszką po piwie przez osobę, której miałyśmy udzielić pomocy. Nigdy do tej pory nie było tak, że od razu było niebezpiecznie.

Anna Teter w mistrzostwach brała udział po raz pierwszy. - Dla mnie wyjazd to jedna wielka przygoda i stres - nie kryje kobieta. - To także tempo, bo ciągle trzeba było być w gotowości. Ciągle coś się działo. W takich chwilach człowiek nie myśli nawet co robi. Widzi rannego mężczyznę, którego trzeba przerzucić. Nie zastanawia się, czy udźwignie, bo waży 100 kilogramów. Łapie z innymi i przenosi.

Pani Anna najbardziej zapamiętała zadanie nocne. - Może dlatego, że wszystko tak autentycznie wyglądało. Krew się lała, ludzie wrzeszczeli, autentyczna sytuacja - przekonuje.

Magdalena Tworek, ratownik medyczny i kierowca, w mistrzostwach brała czynny udział po raz pierwszy. W dwóch poprzednich wyjazdach była obserwatorem. Pani Magda do dziś wspomina stres, jaki towarzyszył jej, kiedy podjeżdżała karetką do linii startu. - Tak mi noga latała, że dziewczyny bały się, że ich nie dowiozę na miejsce - przyznaje. - Najbardziej w pamięci utkwiło mi zadanie "na zakręcie", kiedy pogranicznik wjechał quadem w drzewo. Musieliśmy zabezpieczyć nie tylko chorego, ale także leżąca koło niego broń.

Po chwili namysłu dodaje: - Udział w zawodach to ogromne doświadczenie. Na co dzień nie spotykamy się z przypadkami z Białowieży. To także ciekawe sympozja i szkolenia. Organizatorzy zorganizowali pokaz intubacji na żywych płucach. W Tarnobrzegu tego nie widzimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie