Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogróżki nie są rzadkością dla pracowników Domu Dziecka

Bartosz Michalak, facebook.com/bartosz.michalak1991
Jadwiga Stępniewska dyrektorem stalowowolskiego Domu Dziecka przy ulicy Podleśnej w Stalowej Woli jest od 12 lat. Opowiedziała nam o funkcjonowaniu tego niezwykłego miejsca.

Co pani zdaniem zmieniło się na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat w funkcjonowaniu stalowowolskiego Domu Dziecka?
Myślę, że zmiany te dotyczą nie tylko naszej placówki. Wchodzą nowe przepisy, nowe ustawy, ale chciałabym się skupić na relacjach międzyludzkich. Pracownik Domu Dziecka działa pod coraz większą presję. Mówiąc wprost: ma coraz mniej do powiedzenia. Rodzice naszych podopiecznych mogą przyjść w nocy i zrobić nam awanturę, że ich dziecko jest na przykład zaniedbywane.

Pojawiają się żelazne argumenty typu: tęsknota i miłość do dziecka?
Dokładnie. Wszystko odbywa się w takim roszczeniowym trybie. Nie oszukujmy się, tyczy się to również samych podopiecznych, szczególnie tych w okresie dojrzewania, którzy mają swoje zachcianki. W ten sposób rodzice wychodzą z założenia, że należy im się kontakt z dzieckiem wtedy, kiedy im to pasuje. Często przykład z rodziców biorą dzieci i później one też uważają, że coś się odgórnie należy. Automatycznie zanika autorytet wychowawcy. Paradoksalnie często okazuje się, że jest on tym złym. Jeszcze kilkanaście lat temu było zdecydowanie inaczej. Rodzic, któremu zabrano dziecko, nawet nie próbowałby wypowiadać słów typu: “Jak w tej chwili nie zobaczę swojego syna, to pójdę z tym do mediów”. A powiedzmy, że jest godzina 23 i dziecko już dawno śpi.

Dzień świra...
Dzisiaj w bardzo łatwy sposób można kogoś oczernić, oskarżyć. Zdarzają się sytuacje, że rodzice mają pretensje, dlaczego ich pociecha ma siniaka na nodze. Padają oskarżenia, że my tutaj nic nie robimy i niewłaściwie opiekujemy się dziećmi. W takich sytuacjach człowiek ma trochę dość tego wszystkiego. Bo każdy z nas potrzebuje czasami usłyszeć dobre słowo. Pan, jak zrobi dobry wywiad, też chętnie usłyszałby coś pozytywnego od swojego przełożonego.

Szczerze? Bardziej od słów doceniłbym pieniądze. Sam potrafię ocenić, który materiał jest bardziej wartościowy, który mniej.
U nas to działa tak, że jak jest dobrze, to jest dobrze. Nikt z zewnątrz tego nie dostrzega. Ale nie daj Bóg, gdyby tylko coś się wydarzyło, to wiadomo kogo wina: dyrektorki oraz wychowawców. Wie pan, to nie jest normalna praca. My nie potrafimy się “wyłączyć”. Skończyć zmianę i oderwać się myślami od miejsca pracy. Mamy pod opieką dzieci, za których rozwój odpowiadamy.

Tak się zastanawiam, w jaki sposób człowiek, któremu odebrano dziecko, może mieć pretensje do osób, które się nim teraz zajmują…
Pogróżki nie są dla nas żadną rzadkością. Osobiście słyszałam już teksty typu: “Załatwię cię” i tym podobne. Najczęściej są to “wyznania” osób nietrzeźwych, ale przecież tacy też potrafią zrobić drugiemu człowiekowi krzywdę. Szczególnie, jeśli alkohol wpływa na kogoś pobudzająco i wzbudza agresję... Są to zdecydowanie cięższe sytuacje od tych, kiedy chociażby mieliśmy duże problemy finansowe i chciano nam odciąć gaz, prąd.

Aż tak?
To był 2000 rok. Byłam zmuszona prosić o przedłużenie czasu na zapłatę rachunków. Na szczęście odcięto nam tylko telefon stacjonarny, co i tak bardzo zdezorganizowało naszą pracę, bo przecież nie było jeszcze “komórek”. Wychowawcy też musieli uzbroić się w cierpliwość i czekać na zaległe wypłaty...

Skąd takowe problemy?
Duża ilość podopiecznych, niezmieniony budżet. To już przeszłość. Aktualnie pieniądze przyznawane są na każde dziecko, co pozwala unikać nam tego typu kryzysowych sytuacji. Na tę chwilę mieszka u nas dwadzieścia pięć dzieci. Według ustawy możemy opiekować się trzydziestoma wychowankami.

Do kierowanej przez panią placówki trafiają najmłodsze dzieci. Przed chwilą odebrała pani telefon z ośrodka adopcyjnego. Nie ma pani czasami wrażenia, że ludzie, którzy decydują się na adopcję, są aż nadto, jakkolwiek brzydko to zabrzmi, wybredni?
Rozumiem osoby, które chcą adoptować zdrowe dziecko. To naturalne. Ale niech mi pan uwierzy, że kilka lat temu miałam taki przypadek, że para zrezygnowała z adopcji małego chłopczyka, ponieważ ten na swoich blond włosach miał... rude odcienie.

Ręce opadają...
Po tych dwudziestu latach kierowania Domem Dziecka, naprawdę coraz mniej zdarzeń jest mnie w stanie zdziwić, zaskoczyć. Ale żeby nie było tak pesymistycznie, to ostatnio adoptowany został całkowicie niesłyszący chłopczyk. Zdarzały się też adopcje ciężko chorych dzieci. Ludzie potrafią mieć wielkie serce. Obecnie procesem adopcyjnym objętych jest czworo naszych podopiecznych.

Sponsorzy, którzy was wspierają, pani zdaniem, robią to z dobrego z serca, czy działają na rzecz ocieplenia swojego wizerunku? Na zasadzie: “O proszę, wspiera dom dziecka. Dobry człowiek”.
Nie mam prawa w to wnikać. To nie jest moja sprawa. Faktem jest, że naszym dzieciom w okresie świąteczno-noworocznym niczego nie brakuje. Oczywiście mam tutaj na myśli dobra materialne. Pięknymi prezentami rodziny zastąpić się jednak nie da.

To fakt.
A czy ludzie pomagają nam z czystego serca, czy żeby przypodobać się społeczeństwu, to jest każdego indywidualna sprawa. Dla mnie, jako dyrektor placówki, liczy się pomoc, choć mam przekonanie, że większość robi to z potrzeby serca. Mamy dobrą renomę. Dom Dziecka przy Podleśnej funkcjonuje już od sześćdziesięciu lat. Początkowo był to Dom Małego Dziecko, tylko dla niemowlaków. Do dzisiaj zdarza się, że ludzie tu przyjeżdżają i odkrywają swoją prawdziwą przeszłość. Bo przecież nie każdy musiał się od razu dowiedzieć, że został adoptowany. Dawniej takie rzeczy się ukrywało. Niektórzy dopiero po latach dowiadywali się o pobycie w domu dziecka...

W kierowanej przez panią placówce mieszkają dzieci w wieku szkolnym, najmłodsze maluchy, ale też pełnoletnia młodzież. Nie przeszkadza to w codziennym funkcjonowaniu?
Dom Dziecka podzielony jest na cztery grupy. Wiadomo, że niemowlaki nie mieszkają w jednym miejscu z pełnoletnimi wychowankami. Szczególnym momentem jest u nas Wigilia. Spędzamy ją wszyscy razem, siedzimy przy jednym stole. W tym roku odbędzie się ona 23 grudnia. Niektórzy później jadą do swoich domów na święta. Nie zawsze są to szczęśliwe wyjazdy i powroty...

Co pani ma na myśli?
Nie mogę mówić o konkretnych przykładach. Ale wszyscy dobrze wiemy, że najczęstszym powodem zabrania dziecka rodzicom jest alkohol. Dla niektórych święta to dobry czas na picie w szerszym gronie. Przez te lata aż nadto widziałam przedwczesne powroty naszych podopiecznych, którzy czasami zarzekali się, że już nigdy nie odwiedzą rodzinnego domu. Przerażający jest fakt, że coraz częściej to matki piją, są nieodpowiedzialne. Kiedyś było to nie do pomyślenia.

W pani gabinecie wisi piękne pamiątkowe zdjęcie z wyjazdu do Watykanu do Jana Pawła II.
Nie może pan umieścić go w gazecie, ponieważ obowiązuje ochrona praw osobistych. Nawet mimo upływu lat moglibyśmy mieć problemy za puszczenie tego zdjęcia w świat bez zgody wszystkich obecnych na fotografii dzieci, które teraz są już dorosłe. Z perspektywy czasu doceniam fakt, że przejechaliśmy tyle tysięcy kilometrów autobusem, a nie zdarzył się ani jeden przykry incydent! Pierwotnie wcale nie mieliśmy w planach wizyty u Ojca Świętego. To było niezwykłe, że pojawiła się okazja wzięcia udziału w specjalnej audiencji.

Jak w ogóle doszło do zwiedzania Włoch?

Wyjazd umożliwili nam zagraniczni przedsiębiorcy, którzy otwierali swój zajazd w Zaklikowie i może troszeczkę chcieli się przypodobać lokalnej społeczności. Ten interes został już zamknięty.

Powiedzieć, że w pani gabinecie jest spory ruch, to nic nie powiedzieć...
Zbliża się koniec roku. Trzeba pozamykać różne sprawy organizacyjno-finansowe. W tym przypadku działamy jak normalna firma.

Dom Dziecka znajduje się przy ulicy Podleśnej 6. Numer konta tej placówki, na który można wpłacać pieniądze, to: 90 9430 0006 0027 0722 2000 0001. Numer kontaktowy: 158420201. Stalowowolski Dom Dziecka przy ulicy Podleśnej funkcjonuje od ponad sześćdziesięciu lat. Początkowo jako Dom Małego Dziecka, do którego trafiały najmłodsze dzieci z regioniu i nie tylko. W Stalowej Woli funkcjonuje również drugi Dom Dziecka “Ochronka”, który znajduje się przy ulicy Wałowej 46.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie