Znaki zakazu wjazdu do centrum miasta dla samochodów ciężarowych (nie dotyczą ruchu lokalnego i zaopatrzenia) stoją na głównych rogatkach Tarnobrzega od kilku miesięcy. Zostały zamontowane między innymi przy wjeździe do miasta od ulicy Zakładowej, Sandomierskiej, Sienkiewicza i Mickiewicza. Niestety życie pokazuje, szczególnie w dzień, że znaki stoją, a kierowcy samochodów ciężarowych, mkną głównymi ulicami Tarnobrzega, niszcząc nawierzchnię i korkując centrum.
NIE BĘDZIEMY TRANZYTEM
Ograniczenia tonażowe to świadoma polityka tarnobrzeskiego samorządu. Znaki ograniczające ruch tranzytowy dla pojazdów o dużej nośności, pojawiły się po zamknięciu mostu na Wiśle w Nagnajowie. Naprawa uszkodzonego przęsła trwała kilka miesięcy. Mimo zaleconych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad objazdów dla ruchu tranzytowego, wielu kierowców skracało sobie drogę przejeżdżając przez Tarnobrzeg. Samorząd powiedział dość, postawił znaki na rogatkach i poprosił o wsparcie mundurowych.
- Polityka dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad polegała na tym, że próbowano mnie przekonać, by oficjalnie Tarnobrzeg stał się miastem objazdowym na miarę Suwałk i innych miejscowości, które przez lata przeżywały gehennę przejazdu 150 tirów o pełnej nośności w ciągu godziny - mówi Norbert Mastalerz, prezydent Tarnobrzega. - Dlatego postawiliśmy znaki i chcemy być miastem, gdzie wjazd pojazdów o dużej nośności ograniczy się wyłącznie do ruchu lokalnego i zaopatrzenia.
Na taki krok samorząd może sobie pozwolić, ponieważ wszystkie drogi w mieście o statucie gminnym, powiatowym czy wojewódzkim, pozostają w zarządzie miasta. - Nikt z generalnej dyrekcji ani podkarpackiego zarządu dróg wojewódzkich nie dopłaca do remontów i bieżącego utrzymania, dlatego znaki ograniczające wjazd pozostaną, a kierowcy, którzy nie są związani z zaopatrzeniem miasta lub działaniem firm, nadal będą karani - komentuje prezydent.
WRACAJĄ NA ROGATKI
- Będą, będą - zapowiada Robert Kędziora, komendant Straży Miejskiej, który już szykuje się do wyjścia w teren, w towarzystwie policji.
Wspólne patrole są konieczne, gdyż jak tłumaczy komendant Kędziora, straż zgodnie ze swoimi kompetencjami nie może zatrzymywać kierowców. Patrząc na podsumowanie z ostatnich patroli, Robert Kędziora nie pozostawia złudzeń, że bloczki mandatowe, będą szły jak woda.
- Poprzednim razem nałożyliśmy 16 mandatów karnych a każdy w wysokości 350 złotych - przypomina. - Było także 16 upomnień. Nikt z kierowców nie odmówił przyjęcia mandatu. Swoje statystyki prowadzą także policjanci z drogówki, którzy samodzielnie prowadzili kontrole.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?