[galeria_glowna]
Najważniejsze było umieszczenie pszczoły matki w skrzynce, tylko jej zapach zwabił tam pozostałe.
(fot. Marcin Radzimowski)
Nie wiadomo skąd przyleciały, czy należą do kogoś, czy może żyją sobie na dziko. Nie było wątpliwości, że z rojem uzbrojonych w żądła owadów trzeba coś zrobić. Właściciele posesji, na którą dotarli nieproszeni goście, zadzwonili na straż pożarną.
- We wskazane miejsce skierujemy pszczelarza, który poradzi sobie z rojem - usłyszeliśmy od oficera dyżurnego z miejskiego stanowiska kierowania Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu.
Bartnik dojechał do Furmanów z pobliskiego Grębowa. Józef Górz sam ma pasiekę, choć zostały zaledwie dwie rodziny z trzydziestu, jakie miał jeszcze ubiegłego roku.
- Jest problem z pszczołami. Nie wiadomo, dlaczego chorują, giną albo nagle odlatują i to problem wielu pszczelarzy. Niektórzy mieli pięćdziesiąt rodzin i nie została żadna - ubolewa Józef Górz.
Rój, jaki doleciał na podwórko Matyków pszczelarz określił jako średni. Bywają i takie, które wypełniają wielką plastikową miednicę.
- Ten zmieści się do skrzynki - ocenił bartnik.
Mężczyzna rozżarzył hubkę do odymienia i uspokojenia pszczół a na głowę założył osłonę. Podszedł ze skrzynką do tui i zaczął otrząsać zbity niemal w kulę rój.
Najważniejsze zadanie to umieszczenie w klatce pszczoły matki, tylko w ten sposób pozostałe - czując jej zapach - też tam wlecą. Po niespełna trzech kwadransach odymienia i zaganiania owadów, rodzina znalazła się w drewnianej skrzynce. Pszczoły trafią do ula w pasiece Józefa Górza, bo Matykowie nie chcieli sobie zostawić niecodziennych gości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?