Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrącił go i zostawił. Życie 26-latka zmieniło się na zawsze

Marcin RADZIMOWSKI
Dokładnie w tym miejscu idącego poboczem 26-latka potrącił samochód. Kto nim kierował? Tego do dziś nie wiadomo.
Dokładnie w tym miejscu idącego poboczem 26-latka potrącił samochód. Kto nim kierował? Tego do dziś nie wiadomo. Marcin Radzimowski
Ósmy kilometr drogi wojewódzkiej nr 985. To w tym miejscu życie 26-letniego Wojciecha Lisa z Baranowa Sandomierskiego (powiat tarnobrzeski) zmieniło się nieodwracalnie. Wypadek, ucieczka kierowcy. Walka o życie. Czy młody mężczyzna odzyska zdrowie?

Dochodzi godzina 7, już się rozwidnia. Kierowca ciężarówki jadącej w kierunku Tarnobrzega dostrzega w rowie postać. Zatrzymuje samochód, wysiada. W blasku wstającego słońca widzi młodego mężczyznę, czołgającego się i ostatkiem sił wzywającego pomocy. Widok jest makabryczny - mężczyzna ubłocony i zbroczony krwią, przez rozdarte spodnie widać wyrwany kawał ciała…

BYŁ PIJANY,
DLATEGO UCIEKŁ?

- Gdy mnie ten kierowca zobaczył, zemdlał z wrażenia. Upadł na asfalt i złamał sobie nos. Po paru minutach się ocknął i wezwał pogotowie. Uratował mi życie - wydarzenia z 17 października ubiegłego roku Wojciech Lis z Baranowa Sandomierskiego (powiat tarnobrzeski) wspomina tak, jakby to był film.

Ale to nie był film. Idącego prawidłowo poboczem 25-latka potrącił samochód. Jechał z naprzeciwka, a może z tyłu i wyprzedzał inne auto. Wojtek nie jest pewien: - Wydaje mi się, że jechał z przeciwka, widziałem światła. Potem we mnie uderzył, poczułem potworny ból.

POMOC PRZYSZŁA DOPIERA NAD RANEM

Była godzina 1, może 1.30 w nocy. Tego nikt nie wie. Potrącony ciężko ranny młody mężczyzna został odrzucony do rowu. Kierowca - sprawca wypadku nie zatrzymał się, by udzielić pomocy rannemu. Uciekł jak tchórz, zostawił Wojtka na pastwę losu. Kim był kierowca? Czy był pijany i dlatego uciekł? Jakim jechał samochodem? Na żadne z tych pytań nie ma odpowiedzi i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będą.

To była zimna noc. Gdy 25-latek odzyskał przytomność, próbował podnieść się i wydostać z dość głębokiego rowu. Czuł tylko ból. Nie był w stanie nawet się wyczołgać. Słysząc jadące co jakiś czas samochody podnosił rękę. W tym miejscu droga jednak nieoświetlona i w takiej ciemnicy żaden z kierowców go nie zauważył. Dopiero rano dostrzegł go kierowca ciężarówki, mieszkaniec Tarnobrzega. Pomoc przyszła w ostatniej chwili, Wojtkowi groziła nie tylko śmierć wskutek odniesionych obrażeń, ale też śmierć z wychłodzenia organizmu.

KOMORA URATOWAŁA ŻYCIE

Teraz Wojtek Lis to już inny człowiek. Jego życie zmieniły na zawsze tamto wydarzenia. I tamten kierowca, sprawca wypadku.
- Oczywiście, że chcielibyśmy wiedzieć, kim on jest i dlaczego nie pomógł. To jednak drugorzędna sprawa. Najważniejsze dla nas jest to, żeby Wojtek odzyskał sprawność pozwalającą mu normalnie żyć - mówi Krystyna Lis, mama Wojtka.

Pokazuje dokumentację medyczną z kilku szpitali. Cztery dni na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w tarnobrzeskim szpitalu, później dzień w klinice w Lublinie i natychmiastowy transport lotniczy do Gdyni. Tam osiem dni i kilka terapii w komorze hiperbarycznej (przy takich obrażeniach inne szpitale w regionie posiadające komory, nie zgodziły się na przyjęcie pacjenta).

- Komora hiperbaryczna uratowała mu życie. W ranie w nodze tworzyła się zgorzel gazowa, to rozwijające się w bardzo szybkim tempie ogólnoustrojowe zakażenie organizmu - wyjaśnia Krystyna Lis. - To groźniejsze zakażenie niż sepsa.
Z Gdyni ponownie do Lublina - 44 dni na oddziale Ortopedii i Traumatologii, potem kolejne 43 dni na oddziale rehabilitacyjnym.

ZERWANE NERWY

W Lublinie 25-latkowi przeszczepiono skórę z lewego uda na prawe. W czasie wypadku na prawym wyrwany miał fragment ciała średnicy ponad 30 centymetrów. Deformacja spowodowana ubytkiem pozostanie na zawsze, na szczęście została osłonięta skórą. Przeszczep się przyjął za pierwszym razem.

- Gdy dłużej pochodzę to boli noga, tak rwie - mówi Wojciech Lis. - Cieszę się, że uratowano mi nogę. Mogłem ją stracić, a przez ranę w niej mogłem umrzeć.
Niespełna 26-latek przytula się do Sylwii. To jego narzeczona. W tym roku planowali wziąć ślub, ale datę trzeba przesunąć. Jak podkreśla mama Wojtka, Sylwia już zdała egzamin. Na szóstkę.

- Na zmianę się nim opiekowałyśmy i opiekujemy. Kiedy ja jestem w pracy, Sylwia jest z Wojtkiem. Kiedy ona na studia jedzie, ja się nim opiekuję - wyjaśnia pani Krystyna. - To bardzo dobra dziewczyna.
Niestety, Wojtek nie wrócił do pełni zdrowia. Jego prawa ręka jest całkowicie bezwładna. W czasie wypadku zerwany został splot ramienny, to twór powstały z gałązek nerwów rdzeniowych biegnących od rdzenia kręgowego do ramienia.

- Od połowy ramienia nie czuję nic - mówi 26-latek z Baranowa Sandomierskiego.

JAK POMÓC WOJTKOWI?

JAK POMÓC WOJTKOWI?

Każdy może pomóc 26-latkowi sfinansować operację splotu ramiennego. Wystarczy przekazać 1 proc. podatku na Fundację Splotu Ramiennego w Warszawie, KRS: 0000142952 z dopiskiem Cel: Darowizna na leczenie Wojciecha Lisa.
Można też dokonywać wpłat na konto Fundację Splotu Ramiennego w Warszawie, ING Bank Śląski O/Krucza 51, 00-022 Warszawa nr: 97 1050 1025 1000 0022 3887 9981 koniecznie z dopiskiem "darowizna na leczenie Wojciecha Lisa".

ISKRA NADZIEI

Wojciech Lis zgłosił się do Fundacji Splotu Ramiennego w Warszawie. Podczas jednego ze spotkań pojawiła się iskierka nadziei - 26-latek dowiedział się, że wykonywane są operacje splotu ramiennego. Specjalistą na skalę europejską, a nawet światową jest w tej dziedzinie Francuz, profesor Alain Gilbert z kliniki w Paryżu.

- Taka operacja, a właściwie kilka zabiegów kosztuje około 6 tysięcy euro. Oczywiście nikt nie da gwarancji, że ręka będzie sprawna. Chcielibyśmy, żeby Wojtek miał ją przynajmniej na tyle unerwioną, by mógł nią w ogóle poruszać, żeby nie zwisała bezwładnie - mówi Krystyna Lis.

Rodziców Wojtka nie stać na pokrycie kosztów operacji splotu ramiennego. Pani Krystyna jako pielęgniarka w szpitalu nie zarabia kokosów, na dochód rodziny składa się też pensja taty Wojtka, który pracuje w Wisanie - firmie produkującej firanki i wyroby konfekcjonowane (do chwili wypadku Wojtek pracował w Firance, konkurencyjnej dla Wisanu spółce).

Nadzieją dla młodego mężczyzny na sfinansowanie operacji w paryskiej klinice jest więc wsparcie ludzi dobrej woli. Specjalnie na ten cel można przekazać 1 procent podatku na Fundację Splotu Ramiennego, z przeznaczeniem na leczenie Wojciecha Lisa.
- Nie śmiem już prosić o pomoc, bo wiele osób bardzo nam pomogło. Koledzy, koleżanki, rodzina. Kierowcy ciężarówki, który znalazł syna w rowie osobiście podziękowałam, później także telefonicznie - dodaje pani Krystyna. - Na wspólne spotkanie też mam nadzieję przyjdzie czas. Teraz trwa rehabilitacja, codziennie jeździmy do przychodni.

PIERWSZY RAZ WRÓCIŁ

Minorowy nastrój towarzyszący naszej rozmowie przerywa Sylwia, narzeczona Wojtka.
- Musimy znaleźć pieniądze na operację. Wojtek musi mieć obie ręce sprawne, żeby mi pomagał sprzątać i zmywać naczynia - mówi z uśmiechem dziewczyna, przytulając się do narzeczonego.

W czwartek 26-latek zgodził się pojechać na miejsce wypadku. Nie był tam od wypadku ani razu. Nawet nie wiedział, gdzie to dokładnie było. Sylwia wie, była następnego dnia po zdarzeniu.
- Były jeszcze ślady krwi - wspomina dziewczyna.

Siódmy kilometr i siódmy słupek hektometryczny drogi wojewódzkiej nr 985 relacji Tarnobrzeg - Dębica. Trzysta metrów za ostatnimi domami w Baranowie Sandomierskim.

Wojtek patrzy przez chwilę na rów, na miejsce, w którym leżał. Jakby próbował sobie odtworzyć wydarzenia z 17 października. Później idzie kawałek poboczem. Tak samo, jak szedł tamtej nocy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie