Piątek, trzeci dzień powodzi. Po zalanych terenach gminy Gorzyce wciąż pływają pontony, łodzie, amfibie. Zabierają tych, którzy w końcu zdecydowali się opuścić zalane domy. Przede wszystkim jednak rozwożą wodę mineralną, konserwy, chleb. Ktoś prosi o podpłynięcie z kromką chleba do dachu, na którym schronił się pies sąsiada. A taki widok w Trześni i Sokolnikach jest bardzo częsty - padające z wycieńczenia i pragnienia psy, ostatkiem sił stojące na stromym dachu.
- Chcę zostać, to mój dom. Po co mi tam płynąć? - pyta Zofia Rękas z Sokolnik, która schroniła się na strychu. Ich oknem na świat jest teraz dziura w dachu, po wyjęciu kilku dachówek.
Po długich namowach zięcia, który po nich przypłynął pontonem goprowców z Gliwic, ostatecznie starsze małżeństwo decyduje się opuścić ojcowiznę. Sami nie są w stanie wydostać się ze strychu, bo pokój poniżej zalany do połowy. Z pomocą ruszają ratownicy, wynoszą najpierw pana Mieczysława, później panią Zofię, Rękasów.
Według mieszkańców Sokolnik i Trześni, którzy pozostali w domach, od wtorkowego wieczoru do środowego południa poziom wody obniżył się o 10, 15 centymetrów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?