MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do Mielca

Rozmawiał Piotr SZPAK

Nowy trener piłkarzy ręcznych mieleckiej Stali Edward Strząbała jest znaną postacią w polskim szczypiorniaku. Przed kilkoma tygodniami został on trenerem mielczan. Wyjechał z zespołem Stali na zgrupowanie do Zakopanego, gdzie rozmawialiśmy o przeszłości i przyszłości Stali. Pan Edward bowiem pracował przed laty w mieleckim klubie?

* Konsekwentnie jeździ pan z prowadzonymi przez siebie drużynami na zgrupowania do Zakopanego. Tak bardzo polubił pan Tatry? - zapytaliśmy nowego trenera mieleckich szczypiornistów.

- Tak, bardzo lubię Zakopane i Tatry, ale nie przyjeżdżam tu na wczasy, tylko ciężko pracować. Byłem tu ponad trzydzieści razy. Pracując ze Śląskiem Wrocław trenowaliśmy w bliskich Zakopanemu Kirach, gdzie jest znany ośrodek biathlonowy. Nawet tam mieszkając, codziennie byliśmy w Zakopanem, chodziliśmy tu przez Czerwone Wierchy.

* Ze Śląskiem wiąże się pana ciekawa zakopiańska przygoda.

- To było w stanie wojennym. Tylko my mogliśmy biegać po górach, to było niesamowite. Wojsko dopuszczało cywilów tylko do Kuźnic, dalej nikt nie mógł pójść. Oprócz nas oczywiście. Byliśmy sam na sam z tutejszą przyrodą, nikt, tylko my.

* Co te obozy, tu organizowane, dają?

- Przede wszystkim są tu świetne warunki. Jeśli ktoś decyduje się na pobyt w hotelach Centralnego Ośrodka Sportu i płaci za pobyt oraz wyżywienie, wtedy za darmo może korzystać z obiektów, gabinetów odnowy biologicznej, stadionu, hali, siłowni. W okolicach Kasprowego Wierchu jest już rozrzedzone powietrze, a to wiąże się z przyborem czerwonych ciałek. Ze swego doświadczenia wiem, że po pobycie w Tatrach zawodnicy mogą wykonywać w większym niż normalnie tempie cięższe treningi. Nie bez znaczenia są też walory estetyczne związane z pięknymi widokami, jakie tu mamy.

* Tatry służą raczej do pracy nad siłą i wytrzymałością?

- Przede wszystkim do tego. Przyjeżdżając tu, właściwie przyjeżdża się na osiem, dziewięć, czasami dziesięć górskich "wycieczek", po których płuca są naładowane. Boisko i siłownię każdy klub może mieć u siebie, a tu przyjeżdża się po to, by pobiegać, podźwigać, ale przede wszystkim "poganiać" po górach. Tu jest się po to, by, jak to się mówi w żargonie sportowym, "ładować akumulatory". Tu dopiero okazuje się, kto jest prawdziwym sportowcem, a kto mięczakiem, a ja mięczaków nie lubię.

* Dla mielczan pobyt w Zakopanem jest czymś nowym, nie przeraża to tych chłopców.

- Tatry są piękne, więc co ich ma przerażać? Moim zdaniem są zadowoleni. Pracują dobrze, nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Pewnie, że jest ciężko, że pot się z nich leje, ale tak właśnie ma być.

* Czy ten pobyt w Zakopanem pozwoli drużynie na skuteczną walkę o utrzymanie?

- Po to tu jesteśmy, by tę walkę podjąć. Za wcześnie, by podejmować ten wątek, nam przede wszystkim potrzeba jest jeszcze trzech nowych zawodników i to takich "grajków", którzy nie wystraszą się gry w ekstraklasie.

* W 1968 roku awansował pan ze Stalą Mielec do ekstraklasy. Jakie ma pan wspomnienia z tamtego okresu?

- Bardzo dobre. W 1965 roku skończyłem Akademię Fizyczną we Wrocławiu i przez rok pracowałem w Budowlanych Kielce. Później przyszedłem do Mielca. Kończąc AWF zrobiłem dwie specjalizacje, z piłki ręcznej i z pływania. Tak się złożyło, że w Mielcu wybudowano wtedy piękny kryty basen, ale nikt tam nie miał pływackich uprawnień trenerskich. Grałem jako zawodnik w Stali, byłem zatrudniony do pracy z juniorami mieleckiego klubu, a główna moja praca była związana z pływaniem. Modą dla dzieci prominentów było to, by umiały one pływać, organizowałem więc nauki pływania na "kopy".

* Były wtedy czasy prosperity polskiej gospodarki, w Mielcu było eldorado.

- Pamiętam, że w WSK pracowało wtedy 25 tysięcy ludzi. Wszyscy, którzy szli w niedzielę do kościoła musieli być elegancko ubrani. Mężczyźni musieli mieć kożuch, a kobiety futro ekstra. Najlepiej ubrana była żona ordynatora szpitala, której futro kosztowało ponad półtora tysiąca dolarów. A, że ja zarabiałem nieźle, toteż swojej małżonce sprawiłem piękniejsze od ordynatorowej futro. Ludzie zaczęli nam się kłaniać w pas (śmiech). Zarobki tu były bardzo dobre.

* Po objęciu przez pana drużyny, Stal szybko awansowała do pierwszej ligi, która była najwyższą klasą rozgrywkową.

- W Mielcu był wtedy sprzyjający klimat do zrobienia dobrego wyniku. Miałem też zdolnych zawodników, jednym z nich był Heniu Trojanowski, z którym teraz pracuję w Mielcu. W Stali pracowałem do 1971 roku, później odszedłem na długie lata i po ćwierć wieku jestem tu ponownie. Mam nadzieję, że z dobrym skutkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie