Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Stalowej Woli chce wybudować pierwszy na świecie pomnik upamiętniający Ukraińców ratujących życie Polakom

Zdzisław SUROWANIEC
Pierwszy na świecie pomnik upamiętniający Ukraińców ratujących życie Polakom na Kresach Wschodnich w czasie rzezi wołyńskiej, stanie w Stalowej Woli przy ulicy Niezłomnych, na skwerze naprzeciw Szkoły Podstawowej numer 4. Na małym zdjęciu prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak.
Pierwszy na świecie pomnik upamiętniający Ukraińców ratujących życie Polakom na Kresach Wschodnich w czasie rzezi wołyńskiej, stanie w Stalowej Woli przy ulicy Niezłomnych, na skwerze naprzeciw Szkoły Podstawowej numer 4. Na małym zdjęciu prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak. Zdzisław Surowaniec
Rozmowa z Andrzejem Szlęzakiem, prezydentem Stalowej Woli, który wspierał rekonstrukcję rzezi wołyńskiej w Radymnie i chce wybudować pierwszy na świecie pomnik Ukraińcom, którzy zginęli broniąc Polaków.

Inscenizację rzezi wołyńskiej wystawioną w Radymnie na Podkarpaciu, była częścią obchodów 70. rocznicy ludobójstwa na Kresach Wschodnich dokonanego przez Ukraińską Powstańczą Armię między innymi na ludności polskiej, ale także czeskiej, rosyjskiej, żydowskiej, ukraińskiej i ormiańskiej.

Zdzisław Surowaniec: - Był pan prezydent wzruszony tą inscenizacją?

Andrzej Szlęzak: - Byłem, oczywiście, że byłem bardzo wzruszony. Wzruszony tym, co zobaczyłem. Uważam, że widowisko było przygotowane bardzo dobrze, wszystkie akcenty były wyważone, nie było tam żadnej przesady czy niedopowiedzeń. Wszystko było tak, jak być powinno, żeby nie rozbudzać jakichś złych emocji, a z drugiej strony, żeby ukazać dramat i tragizm tych wydarzeń. Tak że jestem bardzo zadowolony z tego efektu.

Temat rzezi wołyńskiej nie był podejmowany przez całe lata. Pan, jako historyk, ma więc udział w nagłośnieniu tych tragicznych wydarzeń.

- Włączyłem się we wsparcie tej rekonstrukcji, kiedy autorzy i inicjatorzy tego przedsięwzięcia zgłosili się do mnie, bo mieli różnego rodzaju problemy i obawy czy w ogóle im się to uda. Robiono do nich podchody, trochę straszono, perswadowano na zasadzie "a po co wam to". I mieli problemy natury finansowej. Takie działanie różnych instytucji po prostu mnie wkurzyło i włączyłem się w te obchody. Wspomogliśmy je finansowo i wsparliśmy autorytetem Stalowej Woli. Bo co tu dużo mówić, miasto jest liczącym się ośrodkiem i to też miało swoje znaczenie. Tak jak powiedziałem, wkurzyło mnie to, że ludziom, którzy chcą przypomnieć tragiczne wydarzenia i ludobójstwo, utrudnia się. A z drugiej strony robienie im problemów było próbą zakłamywania historii, podyktowane jakimiś względami politycznymi. Oburza mnie właśnie to, że próbuje się realizować jakieś cele polityczne kosztem prawdy. To się nigdy nie uda.

Podobnie jak pan myśli ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

- Podziwiam księdza Isakowicza-Zaleskiego za odwagę. Ma odwagę przeciwstawić się wszystkim możnym, którzy chcieli te wydarzenia wyciszyć, schować gdzieś, żeby nie drażnić. Tak było w Kościele, jak i w sferach rządowych. Tak że ksiądz Isakowicz odgrywa tutaj kapitalną rolę.

Można jednak próbować zrozumieć tych, którzy nie chcą zadrażniać stosunków polsko-ukraińskich w chwili, kiedy wazy się przeciągnięcie Ukrainy na stronę unijną.

- Ale takie podejście jest infantylne, bo to jest nawiązywanie do geopolityki Józefa Piłsudskiego, a co potem w "Kulturze" paryskiej prezentował Jerzy Giedroyc. Tylko trzeba pamiętać o tym, że Ukraina nie jest jednolita. Ci, którzy budują ukraińską tożsamość na tradycji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów -i Ukraińskiej Powstańczej Armii są na Ukrainie w mniejszości. Dla mnie jest brakiem politycznego rozumu to, że chce się przydeptać mogiły ofiar ludobójstwa licząc na to, że wciągnie się Ukrainę w orbitę NATO czy Unii Europejskiej i że ona będzie państwem antyrosyjskim. To naiwne myślenie, tym bardziej, że próbuje się to wprowadzać w życie kosztem prawdy historycznej i bardzo zranionych odczuć rodzin Kresowian. I to nie wystawia dobrego świadectwa tym wszystkim, którzy w ten sposób rozumują. Nie wystawia im dojrzałego świadectwa jako osobom, które chcą uchodzić za dojrzałych polityków.

Pana zdaniem potrzeba wiec tak drastycznych obrazów jak inscenizacja rzezi, aby ta prawda przebiła się do świadomości wielu ludzi.

- Chciałbym powiedzieć, że jest wiele obłudy wśród tych, którzy zarzucają, że inscenizacja rzezi wołyńskiej to jest jakaś makabreska, że to epatowanie jakimś okrucieństwem. Bo te same kręgi nie zająknęły się, kiedy jeden z polskich artystów zaprezentował model obozu koncentracyjnego z klocków lego. Chciałbym także podać inny przykład, cykl dzieł Goyi pod tytułem "Okropieństwa wojny", gdzie artysta w sposób realistyczny pokazuje okrucieństwa wojny i uważa się to za arcydzieło. Autorom inscenizacji o rzezi wołyńskiej udało się uniknąć epatowania scenami okrucieństwa mordu. Tam tego nie było, zastąpiła to muzyka, artystyczny gest i głębokie religijne przesłanie.

Można powiedzieć, że do Stalowej Woli, która znajduje się na wyciągnięcie ręki od Ukrainy, dobiegł krzyk mordowanych ludzi. Pan jest także inicjatorem budowy w Stalowej Woli pomnika upamiętniającego pomordowanych w rzezi wołyńskiej Ukraińców spieszącym mordowanym z pomocą, ukrywających Polaków i za to zabijanych. W Polsce nie ma takiego pomnika.

- I takiego pomnika nie ma w Polsce, a nie wiadomo za jak długo taki pomnik powstanie na Ukrainie. A przecież to są najbardziej tragiczne ofiary ludobójstwa, bo zginęły z rąk swoich rodaków, których część nadal traktuje ich jak zdrajców. I chyba nie będzie przesadą nazwanie tych ofiar męczennikami. Oni ratowali człowieczeństwo swoje i swojego narodu. I ja bardzo chciałbym postrzegać relacje polsko-ukraińskie poprzez nich, a ich nikt nie zauważa. A przecież ich nie było tak mało, szacuje się, że około dwudziestu procent. To byli ci Ukraińcy, którzy zginęli zamordowani przez rodaków, bo bronili Polaków. Takie postawy trzeba nagłaśniać i pokazywać. Proszę zauważyć, że tymi Ukraińcami nie zajmuje się nikt, nawet ci, którzy uważają, że trzeba mieć dobre relacje z Ukrainą. Ci zamordowali Ukraińcy, broniący Polaków, to jest kamień węgielny, na którym można zbudować normalne relacje polsko-ukraińskie. Arcybiskup Józef Michalik modlił się za morderców z Ukraińskiej Powstańczej Armii, co jest chrześcijańskie modlić się za zbrodniarzy, ale w tej modlitwie nie było miejsca dla tych Ukraińców, którzy pokazali bardzo chrześcijańską postawę i dali życie za swoich bliźnich. I trzeba to zrobić w Stalowej Woli, nawet jeśli ktoś uważa, że to ma niewiele wspólnego ze Stalową Wolą.

Czy ma pan jakiś rodzinne powiązania z Kresami?

- Nie mam żadnych osobistych związków z tamtymi ziemiami. Ale rodzina Mireckich, zasłużona dla regionu i Polski, jest związana z Kresami. I tę wrażliwość przejąłem właśnie od państwa Mireckich. A poza tym to jest część historii Polski. Nasza tożsamość narodowa byłaby kaleka, gdybyśmy nie pamiętali co się kiedyś działo na Kresach. Chcę przypomnieć, ze rzeźba Andrzeja Pityńskiego "Patriota" nie ma jednej ręki. I to jest symbol tego, co zostało po drugiej wojnie światowej za Bugiem. Z drugiej strony zachowując sentyment do tego co było i jest na Kresach, pomagając tam rozwijać i przetrwać polskości, trzeba respektować w pełni fakt, że tam już jest niepodległa Ukraina, Białoruś i Litwa. I głosy "wrócimy do Wilna i Lwowa" to jest niebezpieczna głupota polityczna.

Kiedy powstałby w Stalowej Woli pomnik ofiar rzezi wołyńskiej?

- Trudno powiedzieć, może w perspektywie dwóch, trzech lat. Najpierw chciałbym doprowadzić do przyzwoitego stanu miejsce naprzeciw Szkoły Podstawowej numer 4, gdzie stanąłby pomnik. Trzeba ten teren zrewitalizować, nad czym prace mogą rozpocząć się w przyszłym roku. Makieta już jest, wykonał ją profesor Marek Magdziak. Chciałbym, żeby ten pomnik został sfinansowany ze składek. Tego typu przedsięwzięcia uwrażliwiają na historię, a w tym przypadku na coś, co decyduje o naszym człowieczeństwie.

Do obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego nie ma pan prezydent takiego nastawiania jak do rzezi wołyńskiej.

- Nie ma w tym żadnej niekonsekwencji. Protestuję przeciwko robienia z Powstania Warszawskiego fajnej przygody. Trzeba pamiętać, że ukraińscy banderowcy wymordowali sto tysięcy Polaków, a w Powstaniu zginęło dwieście tysięcy ludzi. Ale z Powstania Warszawskiego robi się fajną przygodę, Disneyland, to jest wypaczanie historii. To była klęska narodowa, a nie żaden sukces, co jest wykorzystywane politycznie.

Pan nie kryje sentymentu do wartości określanych mianem narodowymi, endeckim.

- Uważam, że jest to najlepszy wybór polityczny. Dokonałem wyboru tej tradycji politycznej w czasie studiów. Jest to tradycja najbardziej znienawidzona przez tak zwane oficjalne czynniki. Endeków najbardziej prześladowano w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej, a potem za komuny. O ile o tradycji piłsudczykowskiej można było mówić, to endeków chciano przemilczeć. Ta formacja dała największą daninę krwi. Została przerwana ciągłość pokoleniowa endecji, ale to się odradza, choć podłączają się pod to różne ugrupowania. Jestem endekiem. To, co robię w Stalowej Woli wywodzi się z moich inspiracji endeckich i jest tym, co moim zdaniem powinien robić ktoś, kto się uważa za endecka.
Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie