MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Próbowali zatrzeć ślady po śmierci mężczyzny. Teraz staną przed sądem w Tarnobrzegu

Marcin RADZIMOWSKI [email protected]
Po śmierci mężczyzny przygniecionego przez ciągnik próbowali zatrzeć ślady. Przyznali się dopiero po kilku miesiącach, teraz chcą dobrowolnie poddać się karze.

W wypadku zginął człowiek - ich kolega, ale dla trójki braci z Knapów i Durdów (powiat tarnobrzeski) nie to było najważniejsze. W myśl zasady "trzeba ratować żywego" starali się za wszelką cenę zatuszować sprawę, gdyż pijanym sprawcą wypadku był jeden z nich. Teraz cała trójka stanie przed sądem z zarzutami.

Akt oskarżenia dotyczący tragicznych wydarzeń z 30 sierpnia ubiegłego roku, przedwczoraj wpłynął do Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu. Wszyscy trzej oskarżeni bracia w wieku 38, 44 i 46 lat chcą dobrowolnie poddać się karze. Dopiero podczas przesłuchania w marcu tego roku przyznali się do stawianych im przez prokuratora zarzutów, wcześniej konsekwentnie wszystkiego się wypierali.

NIE UDAŁO SIĘ

Teraz już wiadomo, co wydarzyło się feralnego dnia w Knapach przy lesie, nieopodal Linii Hutniczej Szerokotorowej. Około godziny 21 trzej bracia wspólnie ze swoim 59-letnim kolegą zwozili drewno z lasu, wykorzystując dwa ciągniki rolnicze - "sam" z przyczepką i ursusa z wozem. 59-latek jechał jako pasażer na ciągniku domowej konstrukcji, którego warunki techniczne pozostawiały bardzo wiele do życzenia.

W czasie zwózki drewna kierujący "samem" 46-latek stracił kontrolę nad pojazdem i zjechał do rowu, gdzie traktor uderzył w drzewo i się przewrócił. Maszyna przygniotła jadącego jako pasażer 59-latka. Być może ciężko ranny mężczyzna by przeżył, gdyby świadkowie - bracia wezwali pogotowie. Tego nie sposób już ustalić. Bracia jednak postanowili sprawę załatwić tak, by sprawca wypadku uniknął odpowiedzialności karnej.

Jeden z braci pojechał ursusem i z przypiętym do niego wozem wypełnionym drewnem do domu. Odpiął wóz a sam wrócił ciągnikiem do lasu - bracia następnie odpięli przyczepkę od przewróconego "sama" i zawieźli do domu. Zorganizowali także drugiego Ursusa, którym przyjechali do lasu, by wyciągnąć liną z rowu unieruchomiony ciągnik domowej konstrukcji. Wszyscy trzej bracia uczestniczący w tej mistyfikacji byli pijani, jak później ustalono mieli od minimum 0,7 promila do 2,2 promila w organizmach.

Jaki był plan? Gdyby nie fakt, że pojawili się nagle świadkowie, którzy wezwali pogotowie i policję, prawdopodobnie bracia pozostawiliby nieżyjącego kolegę w rowie. Nie wiadomo, czy sprawę tego tragicznego wypadku w ogóle udałoby się wyjaśnić, gdyż doszło do niego z dala od zabudowań ślady na leśnej drodze zostałyby zatarte przez inne jeżdżące tamtędy traktory.

RATOWAĆ ŻYJĄCEGO

Początkowo wszyscy trzej bracia (a także dwaj inni mężczyźni zatrzymani do sprawy) twierdzili, iż ciągnikiem kierował 59-latek, który zginął. Tylko jeden z nich przyznał, że ciągnikiem kierował jego brat. Najstarszy z braci, który kierował "samem" w chwili wypadku, trafił do tymczasowego aresztu, gdzie spędził trzy i pół miesiąca, później sąd zamienił ten środek zapobiegawczy na poręczenie majątkowe wysokości 50 tysięcy złotych.

To on usłyszał zarzut kierowania po alkoholu pojazdem ciągnikiem i spowodowania śmiertelnego wypadku. Kolejni dwaj bracia usłyszeli zarzuty utrudniania śledztwa w celu uniknięcia przez sprawcę wypadku odpowiedzialności karnej oraz kierowanie po pijaku ciągnikami pomimo sądowego zakazu. Ostatecznie dopiero w marcu podczas któregoś z kolei przesłuchania w prokuraturze wszyscy trzej podejrzani bracia przyznali się do stawianych im zarzutów.

Cała trójka chce dobrowolnie poddać się przed sądem zaakceptowanej przez prokuratora karze, bez przeprowadzania postępowania dowodowego. Zgodnie z wnioskiem 46-latek miałby zostać skazany na rok i 11 miesięcy więzienia z zaliczeniem pobytu w areszcie, zapłatę 4 tysięcy złotych tytułem kosztów sądowych, pięcioletni zakaz kierowania wszystkimi pojazdami mechanicznymi i tysiąc złotych nawiązki na fundację pomagającą ofiarom wypadków.

Kara proponowana dla 44-latka to siedem miesięcy więzienia w zawieszeni na dwa lata i sto złotych nawiązki, kara dla 38-latka natomiast to dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata i dwieście złotych tytułem nawiązki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie