Miniony weekend, podobnie jak przed dwoma tygodniami, to kolejne rekordowe liczby wypoczywających nad Jeziorem Tarnobrzeskim. Zarówno pieszych, jak i zmotoryzowanych. Plażowicze, którzy przyszli pieszo lub przyjechali rowerem, nie mieli większych problemów ze znalezieniem wolnego miejsca na koc lub rower. W gorszej sytuacji byli właściciele samochodów, z których wielu decydowało się na pozostawanie auta, tuż za bramą wjazdową, na terenie graniczącym z plażą.
ZŁA KOORDYNACJA?
Jednak upał nie zwalniał od przestrzegania przepisów. Przekonali się o tym ci, którzy parkowali w niedozwolonym miejscu. Z konsekwencją strażników miejskich, którzy starali się wyłapać wszystkich łamiących przepisy, nie zgodził się jeden z mieszkańców. - Uważam, że strażnicy miejscy podchodzili do sprawy zbyt gorliwie - mówi mężczyzna. - Część kierowców, a większość była przyjezdna, co można było sprawdzić po rejestracjach, parkowała po prawej stronie drogi, ze względu na brak miejsc parkingowych w miejscach wyznaczonych - twierdzi mężczyzna. - Uważam, że jeśli na plaży nie ma wolnych miejsca do parkowania, to osoby na bramie wjazdowej nie powinni wpuszczać aut. Jeśli pobiera się sześć złotych za wjazd, to należy zapewnić parking. W weekend tak nie było, bo nad jeziorem wypoczywał tłum ludzi.
MIEJSCA BYŁY WOLNE
Robert Kędziora, komendant Straży Miejskiej w Tarnobrzegu zapewnia, że ukarani kierowcy mogli śmiało zostawić auta na parkingu przy ośrodku wypoczynkowym Kama. - Ale zwyciężała wygoda kierowców - stwierdza. - Miejski Ośrodek Sportu wyznaczył osobę, która kierowała samochody na parking, a my mieliśmy z nią stały kontakt. Osoba zgłaszała nam cały czas, że są wolne miejsca. Parking koło Kamy, na którym może zaparkować 600 aut, był zapełniony w 40 procentach. Zdaję sobie sprawę, że każdy jest wygodny i chce mieć samochód pod okiem, przy tafli wody i blisko miejsca plażowania. Ale nie każdy chce wdychać spaliny.
W sobotę i niedzielę strażnicy interweniowali w sumie 214 razy. Nałożyli 55 mandatów, na kwotę 100 złotych każdy oraz 30 pouczeń. - Pozostałe sprawy są w toku, czyli kierowcy nie zgłosili się do straży miejskiej - tłumaczy komendant Kędziora. - Będziemy wysyłać wezwania. Sprawa na pewno nie umrze śmiercią naturalną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?