Krzysztof Andura, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej w Sandomierzu:
Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego wylądował na tak zwanej wojskowej tamie nad Wisłą.
(fot. Michał Leszczyński)
Krzysztof Andura, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej w Sandomierzu:
- Dla nas priorytetem było ratowanie życia mężczyzny do czasu przybycia lekarza. Na pewno szybkość działania była tu bardzo ważna. Mieliśmy w tym czasie ćwiczenia. Ubolewamy, że fachowa pomoc nadeszła tak późno. Najważniejsze, że reanimacja przyniosła pożądany efekt. Zawsze cieszy fakt uratowania ludzkiego życia. Od tego jesteśmy.
- To jakiś absurd - komentowali strażacy, którzy czekając na lekarską pomoc prawie 45 minut reanimowali nieprzytomnego mężczyznę.
Marta Solnica, pełniąca obowiązki dyrektora Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach powiedziała, że w tym czasie nałożyły się na siebie trzy poważne zdarzenia.
- W powiecie sandomierskim są dwie karetki - tłumaczy Solnica. - Pierwsza była w Zawichoście u nieprzytomnego mężczyzny, druga w Rzeczycy u człowieka z silną dusznością. Tych zleceń nie dało się cofnąć. Dyspozytorka podjęła decyzję, że najszybciej na miejsce dotrze śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Kielc.
- Lecieliśmy tu 28 minut - mówił nam pilot śmigłowca. - Piętnaście kilometrów stąd, a mniej niż dziesięć minut jazdy na sygnale, jest pogotowie w Tarnobrzegu… - dodawali strażacy.
Mężczyzna nie umarł tylko dlatego, że strażacy, na przemian z dwoma ratownikami z sandomierskiej Grupy Patrolowo - Interwencyjnej Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego przez ponad pół godziny prowadzili wyczerpującą reanimację. - Strażacy spisaliście się na medal. Panowie dobra robota - mówiła ekipa Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
We wtorek po godzinie 12 służby ratunkowe zawiadomił wędkarz, który twierdził, że widział jak ktoś skoczył z mostu do Wisły. W tym czasie strażacy nad Wisłą mieli ćwiczenia.
- Drogą radiową usłyszeliśmy, co się stało - mówi Krzysztof Andura, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej w Sandomierzu.
Strażacy niosą mężczyznę na noszach.
(fot. Michał Leszczyński )
Mężczyznę bez widocznych oznak życia wyłowiono i przetransportowano łodzią na brzeg. Z relacji strażaków wynika, że nieprzytomny w wodzie mógł przebywać przez około kwadrans. - Od razu podjęliśmy reanimację - uzupełnia Andura.
Strażacy wymieniali się nawzajem, ponieważ po kilku minutach uciskania klatki piersiowej bolą ręce. Pomagali też ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Nieprzytomnego mężczyźnę w wieku około sześćdziesięciu lat bez przerwy podawano tlen.
Strażacy z niecierpliwością oczekiwali na lekarską pomoc. Karetka wciąż nie przyjeżdżała. Dostali informację o przylocie śmigłowca z Kielc. Po około 45 minutach na horyzoncie pojawił się. Wylądował na tak zwanej tamie wojskowej.
Lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zdecydował o wezwaniu karetki, którą nieprzytomny mężczyzna został odwieziony do szpitala. - Szybciej chorego przetransportuje karetka niż my znad Wisły śmigłowcem do szpitala - oceniał lekarz.
(fot. Michał Leszczyński )
- Strażaków trzeba pochwalić za bezbłędne wskazanie miejsca do lądowania i naprowadzenie maszyny - mówił pilot śmigłowca. - Wielki szacunek dla ratowników za wytrwałość. Dzięki zaangażowaniu strażaków mężczyzna żyje - dodawał lekarz. - To nasza pierwsza akcja z użyciem śmigłowca - odpowiadał strażak Andura.
W końcu nad Wisłę dotarła jedna z karetek. Mężczyzna o nieustalonej jak dotąd tożsamości trafił do szpitala.
- Czy mózg chorego nie ucierpiał wskutek niedotlenienia, okaże się wkrótce - mówił lekarz ze śmigłowca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?