Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stalowa Wola w weneckim lustrze

Zdzisław Surowaniec
Podczas koncertu bazylika katedralna w Stalowej Woli mieniła się kolorowymi światłami.
Podczas koncertu bazylika katedralna w Stalowej Woli mieniła się kolorowymi światłami. Z. Surowaniec
Oratorium dla miasta na jubileusz 70-lecia. Koncert w bazylice z udziałem gwiazd przeszedł do historii Stalowej Woli.

Skarbiec Stalowej Woli wzbogacił się o niezwykły diament. Jest nim oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza "Weneckie opowieści o piekle i raju", zakupione przez miasto i sponsorów. Premiera arcydzieła miała miejsce w niezwykłym miejscu - w kościele Matki Bożej Królowej Polski.

Świątynia jest niezwykła, bo jej mury poświęcił metropolita krakowski arcybiskup Karol Wojtyła. A jako papież, podniósł ją do godności konkatedry, a potem bazyliki. Kościół jest niezwykły także z tego powodu, że został zbudowany z elementów żelbetonowych, strzelistych kolumn i ażurowych ścian, wypełnionych witrażami oraz sklepieniami ze skorup. Wnętrze jest piękne, sprawia wrażenie wykonanego z lekkich materiałów. Ale sprawia też olbrzymi problem - ma fatalną akustykę. A to dla odbioru muzyki ma kolosalne znacznie.

WIELKA FORMA MUZYCZNA

W tym roku Krzysztof Penderecki dyrygował w stalowowolskiej bazylice swoją kompozycję chóralną "Missa pro Pace". Teraz do świątyni mieli zjechać artyści z oratorium - wielką formą muzyczną, wokalno-instrumentalną. W ten sposób miało być uczczone siedemdziesięciolecie Stalowej Woli i półwiecze rozpoczęcia budowy kościoła. Miasto sprawiło sobie królewski prezent.

To prezydent Andrzej Szlęzak dopiął swego, żeby miasto miało swoje oratorium. Zaprosił do Stalowej Woli Jana Kantego Pawluśkiewicza, jednego z bardziej znanych kompozytorów muzyki filmowej i rozrywkowej w Polsce, opromienionego sławą oratorium "Nieszpory ludźmierskie". Miał skomponować muzykę do słów krakowskiego poety Leszka Aleksandra Moczulskiego i tekstów Dantego.
Artyści zwiedzili Stalową Wolę - miasto i hutę. W mieście założonym w lesie do dziś rosną sosny. W hucie zobaczyli "piekielną produkcję" stali, mroczne hale, gdzie strzelają snopy iskier od ciętych prętów, gdzie jest gorąco od pieców z płynną stalą. W swojej artystycznej wizji mieli przedstawić piekielne maszyny, które zajęły miejsca rajskiego lasu.
Dziwić może, co ma wspólnego Stalowa Wola z Wenecją. Jak tłumaczył Pawluśkiewicz, chodzi o weneckie lustro. To lustro, na którym z jednej strony patrzący widzi swoje odbicie, może się sobie przyjrzeć, a z drugiej strony widzi "na wylot", jakby patrzył przez przezroczystą szybę na świat.

NIEZWYKLI ARTYŚCI

Do wykonania niezwykłej muzyki zostali zaproszeni niezwykli artyści. Krakowskie gwiazdy Anna Dymna i Grzegorz Turnau, rewelacyjni pieśniarze operowi Elżbieta Towarnicka i Andrzej Biegun. Także piosenkarka rodem ze Stalowej Woli Justyna Steczkowska. Dalej chór Filharmonii Krakowskiej oraz orkiestra Akademii Beethovenowskiej.

Artyści mieli tylko jedną próbę. Rozpoczęła się cztery godziny przed premierą. Śliczna Justyna Steczkowska, która zmieniła kolor włosów z czarnych na blond, kiedy skończyła próbę, podchodziła do znajomych sprzed lat, witała się, całowała, rozmawiała.

Wszyscy wyglądali na skupionych, zdenerwowanych. Spokój bił za to od niezwykle serdecznej dyrektorki artystycznej spektaklu Haliny Jarczyk, otulonej wielką, wełnianą, czerwoną chustą. Natomiast Anna Dymna zachowywała czujność. Kiedy próbowaliśmy jej zrobić zdjęcie, jak rozmawia z Justyną, dała jej znać, że jest na celowniku fotoreporterów. Tym razem znajomość z Justyną opłaciła się - uśmiechnęła się i powiedziała, że to swoi.

Dymna nie dała się namówić na rozmowę, tłumaczyła, że jest zmęczona, że jest po operacji. Także Grzegorz Turnau nie był rozmowny. Zaproponował kontakt przez impresaria.

ŚWIATŁO PRZEZ WITRAŻE

Na koncert, jaki miała zarejestrować Telewizja Polska, bazylika została przygotowana w sposób szczególny. Z zewnątrz została oświetlona mocnym, białym światłem, które wpadało do kościoła przez kolorowe witraże. Wnętrze natomiast oświetlały setki kolorowych świateł. Niezwykle w tym świetle wyglądały gładkie, majestatyczne, betonowe kolumny.

Sprowadzono najlepsze nagłośnienie, sterowane elektronicznie. Miało zmniejszyć fatalną akustykę świątyni. Publiczność szeroką falą ruszyła na koncert. Rozprowadzono pięć tysięcy biletów. Ścisk był niesamowity. I rozpoczął się koncert nad koncertami, jakiego Stalowa Wola jeszcze nie widziała i nie słyszała.
Introdukcję, wprowadzenie do utworu, pieśń "Raj lasów i łąk" wykonały stalowowolskie chóry - Kameralny, Cantus, Lasowiaków i kościelne. W sumie 170 osób, trzy pokolenia mieszkańców Stalowej Woli, od dzieci po dorosłych! Przez kilka tygodni ćwiczyli trudny technicznie utwór.

Po introdukcji przez środek kościoła w kierunku ołtarza ruszyli z modlitewnym śpiewem męscy chórzyści. Po ich wejściu na ołtarz, gdzie stanęli, zrobiło się więcej miejsca dla widzów. Publiczność chłonęła nastrój muzyki, pieśni, recytacji wśród zmieniających się świateł. Nad ołtarzem została rozwiana mgła. Tworzyła cudowną atmosferę, pięknie przebijały się przez nią snopy świateł.

UCZTA DLA SMAKOSZY

Oratorium jest trudnym utworem. Przy tak licznej publiczności znaleźli się rozczarowani, którzy już po kilkudziesięciu minutach wychodzili ze świątyni. Smakosze mieli ucztę. Można się było zachwycać wysokimi tonami głosu Justyny Steczkowskiej, dla której kompozytor specjalnie napisał partie wokalne. Zwalały z nóg piękne głosy Elżbiety Towarnickiej i Andrzeja Bieguna. Z błogością słuchało się miękkiego głosu Anny Dymnej. Finał był rewelacyjnie wykonany, wręcz brawurowo, przez wszystkich wykonawców. Dobiegł końca spektakl, który prawdopodobnie nieszybko zostanie powtórzony. Wydatki przekroczyły 200 tysięcy złotych. Nagranie utworu na płycie ma się stać wizytówką miasta.

- Oratorium jest trudnym utworem, wymaga pewnego przygotowania. Sporo ludzi mogło więc być rozczarowanych, bo oczekiwali czego innego - komentuje Mieczysław Paruch, szef orkiestry dętej z Miejskiego Domu Kultury. Zwrócił uwagę, że mało zrozumiane były słowa mówione i śpiewane. - Powinno się ludziom rozdać tekst, aby zrozumieli, o czym jest ten utwór - stwierdził.

PIWNICZNE ELEMENTY

Magdalena Pamuła, dyrektor Szkoły Muzycznej, jest zachwycona utworem. - Siedziałam tak, że nie widziałam artystów i nie rozumiałam słów, ale kompozycja muzyki jest interesująca - oceniała. Przyznaje, że rozpoznawała pewne elementy"piwniczne", czyli charakterystyczne dla Piwnicy pod Baranami i góralskie. Zwróciła uwagę na powtarzające się dzwoneczkowe elementy muzyczne. - Z tego oratorium można będzie wykorzystywać części, które mogą być wykonywane oddzielnie, jako samoistne utwory - zapewniła.

Także twórca Chóru Kameralnego Jerzy Augustyński uważa, że oratorium jest dosyć trudnym utworem. - Jednak mieliśmy do czynienia z wydarzeniem artystycznym - postawił kropkę nad i.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie