MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stanisława Adamczaka dumka o Bieszczadach

Piotr BURDA
Profesor Stanisław Adamczak wraz z harcerzami podczas odpoczynku na jednym z bieszczadzkich szlaków.
Profesor Stanisław Adamczak wraz z harcerzami podczas odpoczynku na jednym z bieszczadzkich szlaków. Ryszard Pomorski
- Jak tam jadę to czuję się jak byłbym w rodzinnym mieście. Wielu ludzi tam znam, ludzie mnie tam znają - mówi profesor Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej.
Kielecką stanicę w Wołosatem zarosły krzewy. Kielczanin Grzegorz Figiel jeździł do Wołowatego na obozy i chętnie wraca do tego miejsca.
Kielecką stanicę w Wołosatem zarosły krzewy. Kielczanin Grzegorz Figiel jeździł do Wołowatego na obozy i chętnie wraca do tego miejsca. Łukasz Zarzycki

Kielecką stanicę w Wołosatem zarosły krzewy. Kielczanin Grzegorz Figiel jeździł do Wołowatego na obozy i chętnie wraca do tego miejsca.
(fot. Łukasz Zarzycki)

To miejsce to Bieszczady. Wołosate, Ustrzyki Górne, Wetlina, Lutowiska, Muczne. Te nazwy bliskie wielu mieszkańcom świętokrzyskiego. Od 1974 roku przewinęło się przez nie kilka tysięcy harcerzy z Kielc, Ostrowca czy Starachowic. Teraz przyjeżdżają tam ze swoimi dziećmi.

A wszystkiemu winien jest profesor Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej.

ZACZĘŁO SIĘ OD KOPERNIKA

Wszystko zaczęło się w 1972 roku ... we Fromborku, mieście Mikołaja Kopernika. Obchodzono wtedy 500-lecie urodzin wielkiego polskiego astronoma. Frombork przez lata nie mógł podnieść się z ruin, pozostałości po II wojnie światowej. Wojna sprawiła, że malownicze miasteczko zostało poważnie zniszczone. Na Warmii brakowało fachowców, którzy mogliby je odbudować. Postawiono więc na harcerzy, głównie ze szkół zawodowych, na techników i inżynierów. Tak narodziła się "Operacja 1001 Frombork".

Do miasta Kopernika przyjeżdżali harcerze z całego kraju aby odbudować miasteczko na urodziny astronoma. Stanisław Adamczak był wtedy świeżo upieczonym absolwentem Politechniki Warszawskiej. - Zostałem powołany na komendanta zgrupowań harcerskich we Fromborku - mówi. Po harcerskiej "Operacji 1001 Frombork" pojawiło się pytanie: co dalej? - W 1974 roku pojawiła się koncepcja, że harcerze powinni włączyć się w odbudowę Bieszczadów - mówi Stanisław Adamczak. W lutym 1974 roku przyjechał w Bieszczady szukać miejsca dla stanicy harcerskiej.

WOŁOSATE, CZYLI KONIEC POLSKI

Wołosate to miejsce gdzie kończy się Polska. To najdalej na południe wysunięte miejsce w Polsce. Kończy się tam droga, a kilkaset metrów dalej zaczyna się Ukraina. Do granicy ukraińskiej można przejść asfaltową drogą, wybudowaną na potrzeby wojsk polskich i radzieckich. Z Wołosatego jest bliżej do portu w Odessie nad Morzem Czarnym niż do Gdańska. Miejscowi mówią, że w Wołosatem kończy się świat. Przed laty to miejsce tętniło życiem, liczyło ponad tysiąc mieszkańców. Byli nimi grekokatoliccy Bojkowie. Czuli się Polakami. Kiedy w czasie II wojny światowej Niemcy proponowali im ukraińskie kennkarty, dające wiele przywilejów, mieszkańcy Wołosatego ich nie przyjęli. W 1945 roku zakończyła się II wojna światowa, ale nie w Bieszczadach.

Tą panoramę Tarnicy z Wołowatego zna kilkanaście tysięcy świętokrzyskich harcerzy, którzy jeździli do stanicy.

Tą panoramę Tarnicy z Wołowatego zna kilkanaście tysięcy świętokrzyskich harcerzy, którzy jeździli do stanicy. Łukasz Zarzycki

Tą panoramę Tarnicy z Wołowatego zna kilkanaście tysięcy świętokrzyskich harcerzy, którzy jeździli do stanicy.
(fot. Łukasz Zarzycki)

Pojawiły się oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii. Mieszkańcy Wołosatego, przeczuwając ciemną przyszłość, sami przeszli na ukraińską stronę w 1946 roku. Wołosate przestało istnieć. Wieś spalono, po cerkwi nie było śladu, zostały tylko jabłonie, pola ziemniaków i zrujnowany cmentarz. Tak wyglądało przez ćwierć wieku. Życie powróciło tu dopiero w latach siedemdziesiątych. Powstało gospodarstwo rolne, pojawili się harcerze. Właśnie za sprawą Stanisława Adamczaka. - Przyjechałem do Wołosatego. Zobaczyłem to miejsce, dokładnie pomiędzy potokiem Wołosatką a Szczawinką. Tam powstała stanica - mówi rektor Politechniki Świętokrzyskiej.

ŚPIEW WOŁOSATEK

Przygoda z Bieszczadami zaczęła się w 1974 roku. Każdego lata dwa turnusy harcerzy jeździły do Wołosatego. Stanica tętniła życiem. To były jeszcze czasy kiedy do źródeł Sanu chodziło się w towarzystwie żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza. - Razem z nimi chodziliśmy ścieżkami niedostępnymi dla turystów. Tak było na szczycie Kremenaros, gdzie kiedyś łączyły się granice Polski, Związku Radzieckiego i Czechosłowacji - opowiada Stanisław Adamczak. W stanicy toczyło się życie kulturalne. 30 lat po tym jak wieś opuścili Bojkowie znów słychać było śpiewy. Najpierw były Bieszczadzkie Jarmarki Artystyczne na których prezentowały się zespoły z różnych regionów.

Trzeba było wybrać reprezentantów kieleckiej stanicy w Wołosatem. Tak zaczęła się historia zespołu Wołosatki. Wymyślił je Stanisław Adamczak, wówczas komendant stanicy w Wołosatem. - Zespół zorganizował będący ze mną w stanicy Andrzej Zdyra - mówi.

Wołosatki nie tylko śpiewały na scenie. Harcerze z Kielc, Ostrowca i Starachowic pomagali przy sianokosach. I nie tylko. - W 1973 roku powstał Bieszczadzki Park Narodowy. Harcerze chodzili z mapami i z leśnikami sypaliśmy kopce wyznaczające granicę parku - mówi Stanisław Adamczak.

Stanisław Adamczak z kolejną generacją Wołosatek w Wołosatem.
Stanisław Adamczak z kolejną generacją Wołosatek w Wołosatem. archiwum

Stanisław Adamczak z kolejną generacją Wołosatek w Wołosatem.
(fot. archiwum )

LATO 1981

Przez lata spędzone w Wołosatem dochodziło do różnych dziwnych sytuacji. Tak jak latem 1981 roku, zlikwidowano ośrodek łowiecki Urzędu Rady Ministrów w Bieszczadach. Wcześniej przez wiele lat zwierzęta były sztucznie dokarmiane, a na polowania do Mucznego i Wołosatego przyjeżdżali najważniejsi urzędnicy i "goście dewizowi". Czas polowań się skończył. W 1981 roku nagle zaprzestano dokarmiania zwierząt. - Zwierzyna nie mogła się znaleźć w nowych warunkach. Tego lata spotykało się całe stada zagubionych jeleni i saren - wspomina Stanisław Adamczak.

CUDNE MANOWCE

To były też czasy kiedy w Bieszczady przyjeżdżali ciekawi ludzie z całej Polski. Przyjeżdżali też poeci, tacy jak Jerzy Harasymowicz czy Edward Stachura. Pierwszy jest autorem słów "W górach jest wszystko co kocham", drugiego rozsławiło Stare Dobre Małżeństwo. Do dziś młodzież śpiewa "Jak po nocnym niebie płynące białe obłoki nad lasem ..." nie wiedząc, że chodzi o las nad Wetliną, a "cudne manowce" z wiersza Stachury to właśnie Bieszczady. - Jest coś takiego w Bieszczadach, że przyciągają ludzi niezwykłych. Wielu takich dane mi było tam spotkać. Zawsze były to spotkania przyjazne - mówi Stanisław Adamczak.

STALOWE ŁÓŻKO NAD SANEM

- Jesteśmy u źródeł Sanu, idziemy w kierunku na Beniową. Oddaliłem się trzysta metrów w bok i nagle widzę pogięte metalowe łóżko. Skąd mogło być? To pozostałość po akcji "Wisła" - mówi Stanisław Adamczak.

To było w 1947 roku. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Bieszczadów pochodzenia ukraińskiego miało kilka godzin na spakowanie dobytku. Pod eskortą Wojska Polskiego opuścili wsie w których mieszkali od wieków. Wiele bieszczadzkich wsi zniknęło wtedy z mapy. - Garczki po nich się znajdowało i inny sprzęt domowy. To było na porządku dziennym. Zarośnięte cmentarze, które dopiero teraz się oczyszcza. Bieszczady to nie tylko piękne góry, ale też historia tego miejsca. Rozmawialiśmy dużo o niej w naszej stanicy - mówi Stanisław Adamczak.

LUDZIE PAMIĘTAJĄ

To nie tylko góry. Bieszczady to też niezwykli ludzie. Tacy jak Lutek Pińczuk, założyciel schroniska Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej, który przez lata konno przemierzał połoniny niosąc ratunek zagubionym turystom. - Znam go, on dalej tam działa - mówi Stanisław Adamczak.
Pińczuk otrzymał najwyższe polskie odznaczenia za pracę w Bieszczadach. Próbował życia poza Bieszczadami, ale nie mógł gdzie indziej dłużej zagrzać miejsca. Zawsze wracał na połoniny. Tak jak wraca Stanisław Adamczak, który też dorobił się kilku tytułów. W latach siedemdziesiątych dostał tytuł "Zasłużony Bieszczadom", a cztery lata temu został honorowym obywatelem gminy Lutowiska.

- Jak w trudnych latach były problemy z cementem i wapnem to wysyłaliśmy wagon do Lutowisk - mówi Stanisław Adamczak.
W Bieszczadach ludzie pamiętają takie rzeczy. Stanisław Adamczak zapraszany jest na ważne uroczystości. W ubiegłym roku wraz z rektorem Politechniki Warszawskiej i wójtem Lutowisk otwierał schronisko studenckie Koliba, pomiędzy Połoniną Caryńską a Magurą Stuposiańską. Sześć lat temu Bogusława Kranz z Wołosatego, wspierana przez profesora Adamczaka, została polskim "Sołtysem Roku". - Ja znam tych ludzi i oni mnie znają. Jestem tam, jak w rodzinnej miejscowości - mówi rektor Adamczak.

Stąd zaproszenia, tytuły i ludzka przyjaźń. W podziękowaniu za cement dla Lutowisk, śpiew Wołosatek, zbieranie siana i znakowanie górskich szlaków.

CZAS CHODZENIA

Wołosatki ciągle wracają w Bieszczady. Już nie na obozy harcerskie, ale na koncerty. Co roku w Bieszczady wraca też Stanisław Adamczak. Jako komendant stanicy poruszał się głównie samochodem. Było wtedy wiele rzeczy do załatwienia, zawsze brakowało czasu. - Wielu mi zarzucało, że ciągle jestem w samochodzie - mówi.

Teraz już nie musi tyle jeździć, nie ma pośpiechu. Jest więcej czasu na chodzenie po połoninach. Nie tylko tych polskich, ale też słowackich czy ukraińskich. - Na Ukrainie dopiero teraz znakują szlaki turystyczne - mówi rektor Adamczak.
Przez lata radzieckie wojska nie wpuszczały tam turystów. Za czasów Ukrainy teren stał się bardziej dostępny.

PIĘCIU HARCERZY

Kiedyś w Bieszczadach na jednym turnusie przebywało od pięciu do sześciu tysięcy harcerzy. - W zeszłym roku przez dwa tygodnie spotkałem dosłownie pięciu harcerzy. Tylko pięciu harcerzy zobaczyłem w Ustrzykach Górnych - mówi Stanisław Adamczak.
Dziś harcerze wolą jeździć nad morze, jeziora. Mieszkają w schroniskach, hotelach, pensjonatach z basenami. Na spanie w namiotach pod Tarnicą już nie ma chętnych. - Wtedy przymrozki nad ranem były czymś normalnym. Często biliśmy się pigułami w sierpniu - wspomina Stanisław Adamczak.
Miejsce w którym stała kiedyś kielecka stanica zarosła bieszczadzka łąka. Tylko ci, którzy przyjeżdżali tu na obozy potrafią wskazać to miejsce.

BLIŻEJ NIEBA

O Bieszczadach rektor Adamczak mógłby mówić godzinami. Na rozmowę nie mamy tyle czasu. Przed pokojem rektora Politechniki Świętokrzyskiej czeka już kolejka interesantów, musimy się spieszyć.
Pytam: co pana tak urzekło w Bieszczadach: góry, ludzie czy historia? - Wszystko razem. I ten moment, kiedy wychodzi się z lasu na połoninę. Potem idzie się już tylko po płaskim, wśród morza traw. Patrzę w dół na Polskę, Słowację i Ukrainę prawie aż po Lwów. Jest się jakby trochę bliżej nieba - mówi.

Po chwili dodaje. - Na wiosnę są tam wszystkie odcienie zieleni, jesienią są wszystkie odcienie brązu i złota. Wymienia szybko listę bieszczadzkich szlaków. - Przeszedłem wszystkie szlaki Bieszczadów polskich. Przeszedłem Bieszczady Słowackie, czyli tak zwane Bukovskie Vrchy. Udało mi się kilka razy odwiedzić Bieszczady Ukraińskie, byłem na Pikuju, byłem na Połoninie Równej, byłem na Beskidach Skolskich. Kolejno zdobywałem oznaki turystyki górskiej, zacząłem od popularnej. W ubiegłym roku otrzymałem Złotą Odznakę. Pośród wielu odznaczeń i trofeów rektora Politechniki Świętokrzyskiej ma ona specjalne znaczenie. Żeby ją zdobyć trzeba było przejść setki kilometrów bieszczadzkich szlaków. To równie trudne jak patenty z mechatroniki. Na koniec Stanisław Adamczak mówi o swoim ulubionym miejscu w Bieszczadach, tuż pod bacówką na Małej Rawce. - Jest stamtąd piękny widok na wszystkie nasze połoniny - mówi. Ale to za mało, po chwili dodaje kolejne miejsca: Rozsypaniec i Siodełko, czyli miejsce pomiędzy Szerokim Wierchem a Tarnicą. Mógłby dodawać je w nieskończoność.

W tym roku Stanisław Adamczak znów jedzie w Bieszczady. Pewnie stanie na połoninie szukając wzrokiem Wołosatego. I miejsca, w którym była jego stanica.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Stanisława Adamczaka dumka o Bieszczadach - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie