Sprawa prawdopodobnie będzie miała swój finał w sądzie, bo stowarzyszenie powiedziało dość umywaniu rąk od odpowiedzialności nad bezpańskimi zwierzętami. Gmina zapewnia, że nie widzi się w roli winnego.
Trzy miesiące temu, los Elfa, bo tak nazwali go wolontariusze ze stowarzyszenia, stał pod znakiem zapytania. Znaleziony na poboczu drogi, miał połamane żebra i łopatkę. Był wyczerpany i odwodniony. Gdyby nie pomoc udzielona przez zaprzyjaźnionego z wolontariuszami weterynarza ze Skopania, Elfa by już nie było.
ZABRANY Z ULICY
Sprawa zaczęła się w grudniu ubiegłego roku. Małgorzata Myszka, prezes stowarzyszenia opieki nad zwierzętami Ogród Św. Franciszka w Tarnobrzegu dokładnie pamięta wydarzenia tamtych dni. - To było na początku grudnia, dokładnie w sobotę przed południem - opowiada. - Koleżanka z Tarnobrzega zadzwoniła do mnie z informacją, że otrzymała telefon od znajomego z Baranowa. Powiedział jej, że od piątku, na głównej ulicy Krakowskiej w Baranowie leży pies. Poprosiłam, by zadzwoniła do weterynarza, z którym gmina podpisała umowę na opiekę nad bezpańskimi zwierzętami. Wiedziałam, kto to jest, bo kilka dni wcześniej dzwoniłam w tej sprawie do gminy.
O tym, co działo się później, szefowa stowarzyszenia opowiada bardzo nerwowo. - Weterynarz nie odbierał telefonu, dlatego zasugerowałam by pojechała na Krakowską i obejrzała psa - opowiada pani Małgorzata. - Pies leżał na poboczu, był ewidentnie potrącony przez samochód. Koleżanka zapakowała psa do samochodu i zawiozła do weterynarza wskazanego przez gminę. Ten popatrzył na psa, powiedział, że dojdzie do siebie, bo ma tylko złamaną łopatkę i kazał szukać właściciela.
KONTROLA
Znajoma pani Małgorzaty nie dała za wygraną. Przypomniała weterynarzowi, że to gmina i on, jako ten, który podpisał umowę, bierze pieniądze za opiekę i szukanie właścicieli błąkających się psów. - Wtedy weterynarz się wściekł, wrzucił psa do samochodu i zawiózł gdzieś. Podobno do właściciela.
Wieczorem pani Małgorzata, poprosiła znajomą, by ta sprawdziła, co z psem. - Sama znalazła adres i pojechała na posesję - dodaje szefowa stowarzyszenia. - Pies leżał pod jabłonką, inne psy go oszczekiwały. Właścicielka domu powiedziała tylko, że jak wyszła na podwórko zauważyła tył samochodu i leżącego pod drzewem psa, którego nie znała.
Ostatecznie Elfa przewieziono do weterynarza w Skopaniu, z którym stowarzyszenie współpracuje od kilku lat i płaci za usługi. Lekarz psa wyleczył, i jak zawsze wystawił fakturę na 600 złotych. - Zrobiliśmy coś za kogoś, dlatego uważamy, że pieniądze powinna zapłacić gmina - twierdzi Małgorzata Myszka. - Leczeniem psa powinien zająć się weterynarz, z którym gmina podpisała umowę. Skoro tego nie zrobił, my przejęliśmy obowiązek opieki, a teraz domagamy się zapłacenia faktury.
TŁUMACZENIA WETERYNARZA
Weterynarz, który pierwszy zajmował się Eflem twierdzi, że zajął się nim odpowiednio. - Dałem mu zastrzyk przeciwbólowy, żeby nie cierpiał, bo miał złamaną łopatkę - zapewnia. - Ponieważ 100 metrów od miejsca, gdzie leżał przy drodze jest hodowla psów uznałem, że ten pies pochodzi stamtąd. Kiedy podjechałem pod bramę, pies wyskoczył z samochodu, jakby znał teren. Wbiegł na posesję i zaczął bawić się z innymi psami. Pukałem do drzwi domu, ale nikogo nie było. Jak odjeżdżałem pies został na podwórku, nie chciał ze mną wracać.
Dodaje: W grudniu miałem zawieszoną działalność gospodarcza i to, że zająłem się psem, to zrobiłem z dobrego serca, bo nie miałem podpisanej żadnej umowy z gminą Baranów - tłumaczy. - Ta pani to psi terrorysta. Gdyby się nie wtrąciła, to ja wróciłbym tam na posesję, za jakiś czas i znalazł dom dla psa. A tak narobiła tylko szumu.
PROKURATURA I IZBA
Stowarzyszenie złożyło doniesienie do prokuratury na weterynarza, który ich zdaniem, nie zadbał należycie o psa oraz na gminę, że nie wywiązuje się z obowiązku zapewniania opieki bezpańskim zwierzętom. Sprawa trafiła także do Izby Weterynaryjno - Lekarskiej w Przemyślu.
Opiekunowie Elfa, który niebawem trafi do adopcji, szukają sprawiedliwości. Tymczasem Jacek Hynowski, burmistrz Baranowa Sandomierskiego zapowiada, że gmina nie zapłaci 600 złotych za wyleczenie psa. - Jeśli ktoś zleca leczenie, to musi mieć świadomość tego, że za nie zapłaci - tłumaczy burmistrz Hynowski. - Jeśli ja daję zlecenie, ja płacę. Nie będę komentował uprawnień weterynarza, który początkowo zajmował się psem, bo nie mam do tego prawa. W tej sprawie każdy ma swoje racje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?