MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Takie rodzeństwo to wielka rzadkość

Marcin RADZIMOWSKI

Sylwia i Robert Korzeniowscy - rodzeństwo na jednych igrzyskach, to pierwszy taki przypadek historii polskiej lekkiej atletyki! To również niezwykle rzadki przypadek w historii polskiego sportu. Dotychczas na jednych Igrzyskach Olimpijskich Polskę reprezentowało tylko kilka rodzeństw - najbardziej znane to chyba Kazimierz i Józef Lipieniowie, zapaśnicy - medaliści wielu wielkich imprez w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Również w światowym sporcie bardzo rzadko zdarzają się takie rodzeństwa. W Atenach będzie ich tylko kilka - wśród nich startujący w chodzie sportowym Sylwia i Robert Korzeniowscy pochodzący z Tarnobrzega.

Rodzeństwo na jednych Igrzyskach Olimpijskich to niezwykle rzadkie wydarzenie. Jak do tego doszło? Zdradzają mieszkający w Tarnobrzegu rodzice Sylwii i Roberta Korzeniowskich

Wychowaliśmy ich na makaronie z powidłami!

Jest w Tarnobrzegu jeden kolejarz, który jak chyba nikt w Polsce oczekuje olimpiady w Atenach. - Jeszcze kilkanaście dni - zaciera ręce Zdzisław Korzeniowski. A potem będzie ściskał kciuki. Bo w stolicy Grecji koszulkę z białym orłem na piersi założy dwoje jego dzieci - znakomici chodziarze Sylwia i Robert Korzeniowscy. Rodzeństwo na jednych igrzyskach? To pierwszy taki przypadek historii polskiej lekkiej atletyki!

- Robert na pewno nie przyjedzie z pustymi rękami. Jest najlepszy i nie ma w ogóle sensu polemizować na ten temat - zapewnia dziewiętnastoletni Mirek, młodszy brat Roberta.

Polemizować rzeczywiście nie ma sensu, bo na swoim koncie popularny "Korzeń" ma trzy tytuły mistrza świata, dwa złote medale mistrzostw Europy, trzy olimpijskie "złota", zwycięstwo w Pucharze Świata, piętnaście(!) tytułów mistrza Polski... Srebrnych i brązowych medali światowych imprez, zdobytych pucharów - tego nie wyliczy nawet sam mistrz.

- Syn wygrał wszystko, co mógł i więcej niż ktokolwiek przed nim. Już nie ma z kim się gonić, może dlatego postanowił zakończyć zawodową karierę po tych igrzyskach - mówi Zdzisław Korzeniowski, ojciec "złotego" Roberta.

Sylwia zaczyna,
Robert kończy

O tym, że "Korzeń" pojedzie do Aten, przekonani byli wszyscy cokolwiek interesujący się sportem. To jego czwarte Igrzyska Olimpijskie. Ale te będą szczególne, bo Robert nie będzie w Grecji sam. 13 sierpnia w samolocie do Aten, w gronie dwustu polskich olimpijczyków, będzie siedziała siostra Roberta - Sylwia, czterokrotna mistrzyni Polski na dystansie 20 kilometrów.

- Występ na igrzyskach olimpijskich to marzenie każdego sportowca. Nawet trudno powiedzieć, jak bardzo się cieszymy, jako rodzice - mówi pan Zdzisław. - Sylwia awans olimpijski wywalczyła podczas przedostatnich kwalifikacji, w czeskich Podiebradach. Jest bardzo szczęśliwa.

24-letnia zawodniczka ostro przygotowuje się do startu w Atenach. Gdzie? Tego jej tata nie chce zdradzić. Dowiedzieliśmy się jedynie, że Sylwia przebywa na obozie kilkadziesiąt kilometrów od Tarnobrzega. - Nic z tego, nie powiem. Ona potrzebuje teraz spokoju. Nawet do mnie rzadko dzwoni, prawie się nie kontaktuje, bo trenuje. Przed wyjazdem do Aten też już nie odwiedzi Tarnobrzega - mówi Zdzisław Korzeniowski. - To dla niej najważniejszy start w życiu. Robert przygotowuje się we Francji, Sylwia w Polsce. Bardzo dobrze, że było kilka upalnych dni, bo jej organizm musi się przystosować do wysokich temperatur, w Grecji będzie gorąco.

Chodzi sopel
koło drogi...

Ojciec olimpijczyków doskonale wie, co to przygotowania przed zawodami. Pamięta, jak cała rodzina angażowała się w treningi Roberta, gdy ten mieszkał jeszcze w Tarnobrzegu i zaczynał sportową karierę.

- Pamiętam, że któregoś roku Robert wyciągnął nas na swój trening, chyba 2 stycznia, było i potwornie zimno - wspomina z uśmiechem pan Zdzisław. - A na jednym treningu syn pokonywał około 30 kilometrów. No i przecież trzeba było mu podać bidon z wodą, przetrzeć twarz, zmierzyć czas. On szedł, a ja jechałem rowerem. W ten ziąb on spocony, więc nic mu nie było, a ja jechałem i prawie zamieniłem się w sopel lodu.

Srogie doświadczenie treningowe wymusiło zmiany. Od tej pory w treningach pomagali w miarę możliwości inni członkowie rodziny. Rozstawiali się co kilka kilometrów na trasie, podawali Robertowi bidony.

Później były pierwsze sukcesy, pierwsze tytuły mistrzowskie. Na dwa lub trzy obozy szkoleniowe Robert zabrał z sobą siostrę, Sylwię. Postanowiła trochę potrenować, potem jeszcze więcej i więcej. I tak się zaczęło.

- Sylwia wyjechała na studia do Krakowa i zaczęła startować w zawodach - mówi pan Zdzisław. - Potem przeniosła się do Katowic, gdzie jest do dziś. Cieszę się, że zarówno Robert, jak i Sylwia nie przedkładali sportu ponad naukę. Jestem dumny z tego, że potrafili, a Sylwia nadal potrafi godzić te dwie rzeczy razem. Dzięki temu do czegoś doszli, dosłownie...

Makaron - to jest to!

Mordercze treningi i nadludzki wysiłek, to dla olimpijskiego rodzeństwa Korzeniowskich żadna nowość. Wbrew pozorom jednak chodziarze zbyt skomplikowanych diet nie stosują.

- Jak mieszkali z nami, to pamiętam, że po treningach najczęściej jedli makaron z powidłami - mówi kolejarz z Tarnobrzega. - Makaron uzupełniał węglowodany. Oprócz tego żadnych diet nie było. No, choć o smażonych, ciężkich mięsach mogli zapomnieć. Do tego jakieś odżywki też muszą brać, bo to nie jest sport amatorski i organizm bardzo się wyniszcza.

Ojciec olimpijczyków przekonuje, że dla córki przygotowania olimpijskie są o wiele cięższe niż dla syna. Choćby dlatego, że jest kobietą, poza tym w kraju nie ma właściwie równorzędnych rywalek.

- Kobieta ma mniej wydolny organizm i dystans 20 kilometrów jest chyba bardziej wyczerpujący niż dla mężczyzny 50 kilometrów. Ale Sylwia jest bardzo uparta i dąży do celu. Na co dzień Robert jest trenerem Sylwii. To on nauczył ją chodzić, on podpowiada, jak idzie się po tytuły - cieszy się ojciec. - Rodzeństwo utrzymuje z sobą częsty kontakt telefoniczny, choć teraz może trochę rzadziej, bo Sylwia trenuje pod okiem szkoleniowca kadry narodowej.

Żona wyleje
wiadro łez

Sylwia Korzeniowska o olimpijski medal będzie rywalizować 23 sierpnia, jej brat cztery dni później zmierzy się z dystansem 50 kilometrów. Czy rodzeństwo wróci do domu z medalami?

- Robert przywiezie złoto, jestem o tym przekonany - mówi brat Mirosław. - Sylwia startuje po raz pierwszy w imprezie takiej rangi, gdzie konkurencja jest ogromna. Dla siostry miejsce w pierwszej dwudziestce, będzie już ogromnym sukcesem. A może w pierwszej dziesiątce?

Pan Zdzisław pokazuje wielki medal. To prezent sprzed roku od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki za wychowanie olimpijczyka.

- Swoje medale i trofea Robert trzyma w swoim domu, w Krakowie. A to moje trofeum - śmieje się pan Zdzisław. - Jestem z niego dumny. Teraz czekam na kolejny, bo Sylwię też my wychowaliśmy. Ech, będziemy ściskać kciuki, będziemy. A żona to pewnie wiadro łez wyleje, jak zwykle podczas startów Roberta i Sylwii. Gdy wbiegają na linię mety, to Emilia z tego szczęścia zawsze płacze.

Pani Emilia Korzeniowska jest teraz we Francji, do Tarnobrzega wróci za kilka dni. W tym roku mama olimpijczyków będzie mogła sobie popłakać dwukrotnie, oglądając start w Atenach syna i córki.

Dzieci w Atenach,
rodzice nad Bałtykiem

- Olimpiadę będziemy oglądać w telewizji gdzieś w nadmorskim kurorcie. Wybieramy się na urlop, nad morze. I nie obchodzi nas, jaka będzie pogoda - mówi pan Zdzisław. - Dla mnie najważniejsze są plaże, a nie pogoda. Ciepła mi nie potrzeba. I tam będziemy ściskać kciuki za dzieci.

Wątpliwe też, czy któryś z wczasowiczów dowie się, że pani lejąca "wiadro łez" to mama olimpijczyków, bo pan Zdzisław nie afiszuje się swoją osobą. - Wolimy w swoim gronie, intymnie przeżywać starty naszych dzieci. To może egoistycznie brzmi, bo pół Polski będzie za nich trzymać kciuki, ale to są przede wszystkim nasze dzieci - mówi pan Zdzisław.

Starszemu bratu i siostrze będzie również kibicował Mirosław. Jeszcze nie wie, czy wyjedzie na wakacje poza Tarnobrzeg. Teraz jego głowę zaprzątają studia, bo tegoroczny maturzysta chce się dostać do krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Zapewnia, że nie będzie chodziarzem.

- Nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Oczywiście, bardzo się cieszę, że Sylwia i Robert będą na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach. Zasłużyli na to, bo ciężko pracują na sukces - mówi Mirosław Korzeniowski. - Kto wie, może przywiozą dwa złote medale...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Takie rodzeństwo to wielka rzadkość - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie