MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tarnobrzescy strażacy walczyli z wielka wodą w Bośni i Hercegowinie. Jeden z nich uległ poważnemu wypadkowi

Marcin RADZIMOWSKI
Zniszczone przez powódź miasto Šamac.
Zniszczone przez powódź miasto Šamac. archiwum
Powodzianie z Šamac żegnając polskich strażaków płakali ze wzruszenia i serdecznie im dziękowali. W akcji ratunkowej w Bośni i Hercegowinie uczestniczyło dwóch druhów z Tarnobrzega

- Zastaliśmy ogrom zniszczeń. Według mnie nawet większych, niż w czasie powodzi w Tarnobrzegu i gminie Gorzyce - ocenia aspirant Leszek Siwecki z Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu. Właśnie wrócił z Bośni i Hercegowiny, gdzie przez dwa tygodnie wspólnie z 36 innymi polskimi strażakami pomagał w usuwaniu skutków powodzi. Drugi z tarnobrzeskich strażaków w czasie działań uległ dość poważnemu wypadkowi.

Do zniszczonego przez wielką falę miasteczka Šamac leżącego w Republice Serbskiej na terytorium Bosni i Hercegowiny, grupa 37 polskich strażaków dotarła 22 maja. W gronie 26 ratowników z Podkarpacia byli dwaj strażacy tarnobrzeskiej Państwowej Straży Pożarnej, aspirant Leszek Siwecki i młodszy aspirant Sławomir Bałata.

- Gdy dojechaliśmy do tego niewielkiego, liczącego około 12 tysięcy mieszkańców miasteczka, było ono opustoszałe. Tam są znaczne różnice poziomu terenu, dlatego w niektórych miejscach wody już nie było, innych z kolei nie można było przejechać po drodze - mówi aspirant Leszek Siwecki.

NAJPIERW POMPY, POTEM OBÓZ

Wspomina, że zaraz po przyjeździe na miejsce, zmontowali i uruchomili pompy. Dopiero później zabrali się za przygotowanie obozowiska. Byli samowystarczalni - przez pierwsze dni korzystali z gotowych pakietów żywnościowych, a gdy te się wyczerpały, przygotowywali sobie jedzenie w swojej kuchni albo pichcili pod gołym niebem.

Šamac leży się w delcie rzeki Bosni, prawego dopływu Sawy. Czy zniszczenia, jakie spowodowała fala powodziowa można w ogóle odnieść do powodzi, jaka w 2010 roku nawiedziła nasz region.

- Zastaliśmy ogrom zniszczeń. Według mnie nawet większych, niż w czasie powodzi w Tarnobrzegu i gminie Gorzyce - ocenia Siwecki. - Widać było, że tam nurt wody był znacznie silniejszy. Przewrócone dachem do dołu domy i samochody nie były tam nadzwyczajnym widokiem. Woda zniszczyła drogi, wypłukała nasypy kolejowe.

Polscy strażacy mieli konkretne zadania do wykonania i na nich się skupiali. Chodziło o wypompowywanie wody z zalanych, niżej położonych terenów a dopiero potem na wypompowywaniu wody z podwórek. Nie zajmowali się bezpośrednio niesieniem pomocy mieszkańcom na przykład w porządkowaniu w zniszczonych domach.

MINY WCIĄŻ GROŹNE

- Nie mogliśmy też poruszać się poza wyznaczonym terenem, poza głównymi traktami. Istniało bowiem ryzyko, że woda wypłukała zalegające w ziemi miny z czasów wojny. Trzeba było uważać na każdym kroku - dodaje strażak.

Co zdziwiło polskich strażaków na miejscu? Choćby to, że oprócz nich nie było żadnych miejscowych ratowników - strażaków. Jedynie wodę do celów sanitarnych dowozili im strażacy z odległego o około 20 kilometrów miasta, ale w samym Šamac nie było odpowiedników ani naszych strażaków zawodowych, ani strażaków - ochotników. Były za to… dwie policje, serbska i bośniacka.

Funkcjonariuszy obu formacji było widać na każdym kroku. Pilnowali zniszczonych terenów przed szabrownikami, ochraniali także naszym strażakom pracujące niemal bez przerwy pompy. Oprócz Polaków, pomoc powodzianom nieśli także ratownicy z innych krajów - w około 20 kilometrów dalej pracowali Niemcy, Austriacy, Duńczycy, Czesi, Litwini, Łotysze i Estończycy. Austriacy któregoś dnia przyjechali nawet do obozu polskiego, by obejrzeć pompy, gdyż sami przymierzają się do zakupu takich.

- Jeśli chodzi o sprzęt, to jest się naprawdę czym pochwalić - podkreśla strażak z Tarnobrzega.

WYPADEK STRAŻAKA

Niestety, w czasie dwutygodniowej służby na Bałkanach drugi z tarnobrzeskich strażaków - młodszy aspirant Sławomir Bałata uległ wypadkowi. Doszło do niego dokładnie tydzień po przyjeździe. Strażacy przenosili jedną z pomp i w pewnym momencie aspirant Bałata pośliznął się, a pompa przygniotła jego nogę w kolanie. Niezbędna okazała się pomoc chirurgiczna i założenie szwów, kolano było mocno stłuczone. Ta historia mogła się znacznie gorzej skończyć, ale uraz okazał się na tyle bolesny, że przez drugi tydzień strażak nie mógł pracować bezpośrednio przy wypompowywaniu wody.

- Wyjechaliśmy do Polski dopiero, gdy zadanie zostało wykonane. Gdy jechaliśmy samochodami w kolumnie, z włączonymi syrenami, mieszkańcy bardzo ciepło nas żegnali. Jedni pozdrawiali machając rękami, inni stali i po prostu płakali - wspomina aspirant Leszek Siwecki z tarnobrzeskiej straży.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu TARNOBRZESKIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie