MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Teść podpalił synową. Przedstawiamy kulisy tej potwornej tragedii w Sandomierzu

Elżbieta ZEMSTA
68-letni mężczyzna oskarżony o usiłowanie zabicia swojej synowej we wtorek usłyszał wyrok – sąd uznał go winnym i wymierzył karę 15 lat więzienia. Słuchając wyroku oskarżony cały czas zasłaniał twarz tekturową teczką.
68-letni mężczyzna oskarżony o usiłowanie zabicia swojej synowej we wtorek usłyszał wyrok – sąd uznał go winnym i wymierzył karę 15 lat więzienia. Słuchając wyroku oskarżony cały czas zasłaniał twarz tekturową teczką. Dawid Łukasik
Sprawa synowej, którą teść próbował zabić podpalając ją budziła i wciąż budzi ogromne emocje w Sandomierzu. Przedstawiamy kulisy tej potwornej tragedii.
Zdjęcia wykonane w marcu ubiegłego roku podczas akcji strażaków po gaszeniu nadpalonego samochodu i garażu w Sandomierzu. Strażacy, którzy brali udział
Zdjęcia wykonane w marcu ubiegłego roku podczas akcji strażaków po gaszeniu nadpalonego samochodu i garażu w Sandomierzu. Strażacy, którzy brali udział w akcji opowiadali przed sądem, że widok kobiety poparzonej przez ogień zostanie z nimi do końca życia. Straż pożarna Sandomierz

Zdjęcia wykonane w marcu ubiegłego roku podczas akcji strażaków po gaszeniu nadpalonego samochodu i garażu w Sandomierzu. Strażacy, którzy brali udział w akcji opowiadali przed sądem, że widok kobiety poparzonej przez ogień zostanie z nimi do końca życia.
(fot. Straż pożarna Sandomierz)

Była piękną kobietą. Długie brązowe włosy, szczupła sylwetka, ujmująca uroda. Dziś jej twarz to jedna blizna, odrastające włosy ukrywa pod chustką, z szyi wystaje rurka. 7,5 tygodnia spędziła w śpiączce, blisko połowę ciała miała poparzoną. Za to, jak dziś wygląda, ile bólu zniosła - zdaniem śledczych - odpowiedzialna jest jedna osoba - jej teść. Kilka dni temu sąd skazał go na 15 lat więzienia.

Mówił o niej, że to synowa jedna na milion, że jest złota. Mieszkali pod jednym dachem, wspólnie dbali o jej dzieci, jego wnuki, którym nieba chciał przychylić. Pod względem materialnym mieli wszystko. Rodzina teścia dorobiła się na handlu, mieli wygodny, duży dom pod Sandomierzem, ona realizowała się we własnym salonie fryzjerskim. Dwójka udanych dzieci, mąż - dobre życie. Sielanka zakończyła się tuż po komunii młodszego syna w maju 2011 roku. Wtedy jej mąż spełnił swe marzenie - kupił motocykl. Niedługo cieszył się jazdą, zginął w tragicznym wypadku w maju tamtego roku na swym wymarzonym motorze. Jego śmierć zmieniła wszystko.

NIECH ODDA TO, CO NIE JEJ

Ona później zezna w sądzie, że po tym, jak mąż zmarł jej teść i teściowa, a nawet bracia męża zaczęli na nią naciskać, żeby oddała to, co nie jej. - Przed śmiercią męża teść przepisał na niego dom, majątek. Jak mąż zmarł, ja i dzieci dziedziczyliśmy wszystko. Niedługo po pogrzebie teściowa i teść zaczęli mi robić ciągłe awantury. Mówili, żebym oddała im ich spuściznę, że mnie te pieniądze się nie należą. Zarzucali mi, że chcę sobie kogoś znaleźć - opowiadała przed sądem.

Na działanie teściów skarżyła się matce i bratowej: - Opowiadała, że teściowie potrafili mieć pretensje o to jak się umalowała albo o to, że wyjechała z synami w góry, zamiast chodzić na cmentarz - relacjonowała jej bratowa w sądzie. Matka, która pracowała za granicą i miała ciągły kontakt z córką, tak opowiadała o jej relacjach z teściami: - Córka skarżyła się na atmosferę w domu. Mówiła, że teściowa albo jest ciągle obrażona, albo ma pretensję. Z kolei teść zachowywał się jak zazdrosny mąż: śledził córkę, kontrolował ją. Córka chciała się wyprowadzić, znalazła mieszkanie, wpłaciła zaliczkę. Pamiętam, że cieszyła się z tego nowego mieszkania, planowała jak go urządzić. Mówiła też, o ciągłych kłótniach o pieniądze z teściem. Chciał, żeby rzekła się spadku, który należał jej się po zmarłym mężu. Tam chodziło tylko o pieniądze - opowiadał jej matka.

W oczach teścia to synowa stanowiła problem: - Pomiędzy nami zaczęło się psuć po śmierci syna. Ona się zmieniła. Krzyczała na synów, nie pomagała żonie w domu. W zasadzie nie robiła nic - twierdził mężczyzna.

Jesienią 2011 roku ona zdecydowała się wyprowadzić i zaczęła szukać mieszkania. W styczniu 2012 znalazła je, podpisała umowę przedwstępną, wpłaciła część pieniędzy. Dopiero wtedy powiedziała o swych planach teściom. W początkach kwietnia miała wpłacić resztę pieniędzy a po Wielkanocy przeprowadzić się. Teść na kolanach błagał, by tego nie robiła. Swej bratowej 36-latka miała mówić: "Im najbardziej chodzi o to, że ja nie boję się pracy, poradzę sobie, a dzieci pójdą za mną". W sądzie zeznała, że bała się o przyszłość dzieci, że opuściły się w szkole. Jej teść zwykł mówić do starszego z synów: "Nie przejmuj się szkołą, zobacz: ja nie mam szkoły, a ile się dorobiłem?". Chciała dzieci wychowywać po swojemu.

PODPALIŁ, DUSIŁ, MÓWIŁ, ŻE CHCE ZABIĆ

19 marca 2012 roku swym autem podjechała przed dom około godziny 18.15. Przed wjazdem do garażu spotkała teścia. Kazał wjechać do garażu. To, co tam później się wydarzyło oboje podają w różnych wersjach. Tylko jedną z nich sąd uznał za prawdziwą. Jej wersję.

- Otworzyłam drzwi od samochodu i jedną nogę wystawiłam na zewnątrz auta, w następnej sekundzie poczułam na sobie jakąś ciecz, którą wylał na mnie teść - opowiadała potem w sądzie, w zasadzie szeptała, bo jej głos zniekształcony był przez poparzoną krtań. - Z zapachu przypominała benzynę. Poczułam gorąco, ogień. Teść w tym czasie zaczął przyciskać drzwi samochodu, bym nie mogła wysiąść.

Gdy wybuchł ogień, teść odsunął się ode mnie, bo płomień był duży. Paliłam się na klatce piersiowej i przedramionach. Ogniem zajęły się włosy, które wtedy sięgały do połowy ramion - tłumaczyła w sądzie kobieta. - Gdy wybiegłam na podwórze teść mnie popchnął tak, że upadłam na czworaka. Przydusił mnie do ziemi swoim ciałem i ciągle powtarzał "zabiję cię". Wyrwałam się, ale znów mnie złapał i przyciągnął do ziemi. Zatykał mi twarz ręką. Gdy na podwórzu pojawił się jakiś nieznany mi mężczyzna, udało mi się uciec. Weszłam do domu, ale woda w kranie była zakręcona. Złapałam ręcznik zmoczyłam go wodą z toalety, a potem owinęłam głowę, żeby ugasić włosy - relacjonowała.

Jej życie prawdopodobnie uratował przypadkowy przechodzień, młody mężczyzna, który akurat wtedy z zakupami wracał do domu, mijając jej dom. Wezwany do sądu tak wspominał tamte chwile: - Było po godzinie osiemnastej, przechodziłem akurat obok domu, w którym mieszkał ten mężczyzna. Nie znałem się z nimi, nie utrzymywaliśmy kontaktów sąsiedzkich. Nagle usłyszałem krzyk, przerażający wrzask kobiety. Zainteresowałem się tym, bo w tym odgłosie był ogromny ból. Na podwórku zobaczyłem ognisko. Zdziwiłem się, że ktoś pali przed domem ogień. To ognisko wyglądało też osobliwie - opowiadał świadek. Jak dodawał, odszedł po chwili, bo nie zauważył nic podejrzanego. Coś jednaka kazało mu się odwrócić. - Zobaczyłem, że to ognisko się przemieściło. Wtedy postanowiłem zawrócić i zobaczyć, co się tam dzieje. Wszedłem na teren posesji oskarżonego i mniej więcej w połowie drogi od bramy do domu, zobaczyłem, że oskarżony, był zwrócony bokiem do mnie i klęczy jedną noga na brzuchu palącego się człowieka Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest to jego synowa. Upuściłem torbę z zakupami i podbiegłem bliżej, mężczyzna wstał, a wtedy upadła mu czapka z głowy. Chwyciłem tą czapkę i zacząłem tą palącą się istotę gasić, ogień płonął na klatce piersiowej i w okolicach mostka tej osoby. Oskarżony wydał kilka dźwięków i odszedł w kierunku garażu, z którego wydobywał się dym - opowiadał świadek.

JEJ OBRAZ NA ZAWSZE

Później, jak dodawał, gdy ugasił płomienie na ciele kobiety, ta otworzyła oczy. - Powiedziała: "chciał mnie zabić, chciał mnie udusić. Pomóż mi wstać, człowieku". Nie czekając na moją pomoc wsparła się o moje przedramię i wstała, poszła w stronę domu, widziałem, że odzież na niej jeszcze się paliła - relacjonował mężczyzna.

Jego matka na miejscu pojawiła się chwilę później, syn zadzwonił i poprosił, żeby przyszła, bo on czeka na policję: - Gdy podeszłam tam, widziałam ogień wydobywający się gdzieś z okolic domu. Zobaczyłam też grupę ludzi na podwórku, dopiero jednak, gdy zbliżyłam się, poznałam 36-latkę... Była potwornie poparzona. Nim zdążyłam zapytać, co się stało powiedziała: "ten stary skur... oblał mnie benzyną i podpalił". Przykładał ręce do szyi i pokazywała, jak oskarżony miał ją dusić. Czułam od niej zapach benzyny, spalonego ubrania oraz jakiś zapach oleju. Miała spalone urania, strzępy na sobie i nie miała włosów, jedynie kępkę na środku głowy. Obok niej stali jej synowie, młodszy strasznie się trząsł, przytuliłam go do siebie i zaproponowałam, że się nim zajmę. Wzięłam chłopca do domu, był bardzo wzburzony, nie mogłam go uspokoić - opowiadała w sądzie kobieta.

Wkrótce na miejsce przyjechali strażacy, później karetka pogotowia z ratownikami medycznymi. Zaprawieni w różnych bojach mężczyźni, którzy wiele widzieli podczas lat służby pomimo sporego czasu, który minął od tamtych zdarzeń, w sądzie mówili, że widok tej kobiety będzie z nimi do końca życia. - Przed domem zobaczyłem osobę, która miała na sobie oparzenia III stopnia. Wtedy nie byłem w stanie rozpoznać czy to była kobieta. Była mocno poparzona, ale przytomna, rozmawiała, stała. Mówiła, że to on ją podpalił. Ja sam byłem w ogromnym szoku, pierwszy raz coś takiego widziałem...Jak sobie przypomnę tą kobietę, to aż coś mi się robi... - wyznawał strażak z Sandomierza.

Strażacy przekazali poparzoną kobietę załodze karetki pogotowia, która niedługo po nich przybyła na miejsce. Jej lekarz tak zapamiętał tamte wydarzenia: - W momencie, gdy przejąłem pacjentkę jej stan był stabilny, ale obawiałem się, że może się z każdą chwilą pogorszyć. Miała rozległe poparzenia. Zapytałem co się stało, a ona odpowiadała logicznie. Mówiła, że przyjechała do domu i że jej teść polał ją czymś i podpalił, gdy była jeszcze w samochodzie. Twierdziła także, że teść chciał ją udusić. Mówiła, że udawała martwą i udało jej się go oszukać, dodawała także, że ktoś przechodził tamtędy i pomógł jej się wyrwać. Ciągle powtarzała: "dlaczego on mi to zrobił, przecież ja mu nic nie zrobiłam" - opowiadał lekarz z karetki pogotowia.

"DLACZEGO MI TO ZROBIŁ?"

Te pytania 36-latki zapamiętali także medycy z oddziału ratunkowego sandomierskiego szpitala, którzy przyjęli później pacjentkę na oddział. - Jej stan był ciężki i pogarszający się. Miała rozległe poparzenia na twarzy, głowie, klatce piersiowej, rękach i nogach, a także objawy poparzenia górnych dróg oddechowych. Cały czas powtarzała: "dlaczego on mi to zrobił?, co jestem mu winna?" i dodawała: "zajmijcie się moimi dziećmi, ja pewnie umrę" - mówił w sądzie lekarz.

Przez 7,5 tygodnia kobieta była w stanie śpiączki farmakologicznej, według specjalistów miała poparzone około 47 procent ciała. Lekarze długi walczyli o jej życie. Podobnie jak najbliższa rodzina, dzieci, matka... - Byłam u córki w szpitalu. Nawet nie widziałam jej twarzy, cała była w bandażach. Lekarze na początku mówili, że może nie przeżyć... - wyznawała kobieta.

Po wielu trudach, ciężkich zabiegach i operacjach, wróciła do domu, do dzieci. Opiekuje się nią jej rodzina. Z rodziną męża nie utrzymuje kontaktu, oni z nią też nie. Nikt nie zapytał się, czy potrzebuje wsparcia finansowego, pomocy. Nikt nie zaproponował. Dopiero ponad rok od wydarzeń jej teść przeprosił ją w sądzie: - Wyrządziłem jej ogromną krzywdę, chciałbym ją naprawić i zadośćuczynić. Przeprosić i prosić, aby zapomniała o wszystkim i wróciła do mnie. Skrzywdziłem ją, moje dzieci, wnuki i całą rodzinę. Chcę żeby mi przebaczyła, bo nie zrobiłem tego celowo. Nie mogę teraz zwrócić jej urody, ale chce pomóc finansowo, jak tylko będę mógł - mówił w sali Sądu Okręgowego w Kielcach, gdzie występował jako oskarżony o usiłowanie zabójstwa swojej synowej.

ZDUMIEWAJĄCA SIŁA

Podczas procesu sądowi nie udało się ustalić, jaką substancję oskarżony wylał na kobietę. Zdaniem biegłych mogła to być łatwo zapalna ciecz, na przykład benzyna, która po intensywnym pożarze szybko wyparowuje. Lekarze, którzy badali kobietę nie mieli wątpliwości, że przeżyła męczarnie. - Jeśli mierzyć ból w skali od 1 do 10 to ten odczuwany przez tę 37-letnią kobietę w chwili zdarzenia i niemal przez cały rok po tragedii, osiągnął najwyższy, dziesiąty punkt - tak opowiadał w sądzie jeden z powołanych ekspertów. Jej przypadek nie przestawał zadziwiać zarówno lekarzy medycyny jak i specjalistów od psychologii. Jasne dla nich jest to, że kobieta nie wróci do normalnego życia, ale sposób, w jaki stara się walczyć o każdy dzień, jest dla lekarzy czymś niecodziennym. - To, co się stało w krytycznym dniu miało dla pokrzywdzonej cechy osobistej katastrofy, które tuż po zdarzeniu wywołały szok psychiczny określany jako ostrą reakcję na stres - mówił w sądzie psycholog. - Po tym dramacie kobieta jest w stanie ciągłego zagrożenia życia, charakterystyczne w jej zachowaniu są zaburzenia stresowe, ciągłe przezywanie na nowo zaistniałej sytuacji zarówno na jawie jak i w snach. Każdy najmniejszy bodziec, jak chociażby dźwięk syren karetki, czy próba podpalenia gazu w kuchence mogą przypominać o tamtym zdarzeniu wywołując u kobiety przypływ paniki. Jednakże jej wysiłek, aby w miarę normalnie funkcjonować oraz to, w jaki sposób panuje nad emocjami, dla mnie jako psychologa, jest zdumiewającym.

W ostatni wtorek proces w tej sprawie dobiegł końca, sąd wydał wyrok. A ten jest surowy - mężczyzna został skazany na 15 lat więzienia i wypłatę odszkodowania w wysokości pół miliona złotych dla swojej synowej. Matka kobiety jeszcze przed ogłoszeniem wyroku mówiła: - On skazał moją córkę na dożywocie. Nigdy nie będzie w pełni sprawna. Za to, co zrobił powinien ponieść karę.

Na pytanie, czy jej córka kiedykolwiek wybaczy teściowi odrzekła krótko: - Nie, nigdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Teść podpalił synową. Przedstawiamy kulisy tej potwornej tragedii w Sandomierzu - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie