MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W ślady taty...

Dorota KUŁAGA<br />Współpraca Arkadiusz Kielar, Sławomir Monik

Gdy działacze piłkarscy Siarki Tarnobrzeg zwalniali Stanisława Gielarka, to decyzję swą argumentowali tym, że za rzadko wpuszczał na boisko... swojego syna. Były znakomity siatkarz Jacek Skrok dopiero w zbliżającym się sezonie będzie miał okazję trenować swoją pociechę, ale już teraz zapowiada, że będzie dla niej bardziej wymagający. Andrzej Tłuczyński, były reprezentant Polski w piłce ręcznej, nie był szkoleniowcem swojego syna, ale miał duży wpływ na przebieg jego sportowej kariery.

Sportowe drogi ojców i synów często się łączą. Najlepszym tego przykładem byli Giennadij i Dimitrij Kamielin, którzy pracowali w Iskrze Kielce, Robert i Konrad Korzeniewski - znani przedstawiciele kajakarstwa górskiego z Drzewicy. Teraz do najbardziej popularnych należą Stanisław i Michał Gielarek, Andrzej i Łukasz Tłuczyński, Jacek i Piotrek Skrok. Ich ojcowsko-synowskie relacje przedstawiamy dziś. Za tydzień skupimy się na następnych. Napiszemy między innymi o tym, jak ważny wpływ na piłkarskie kariery Pawła Kapsy i Tomasza Wietechy mieli ich ojcowie.

Andrzej Tłuczyński: - Charakter ma po mnie

Od czterech lat we Francji z powodzeniem gra Łukasz Tłuczyński. Zaczynał - tak jak ojciec - w Creteil, w poprzednim sezonie występował w pierwszoligowym zespole Rodez-Onet. Teraz menażer szuka mu nowego pracodawcy. Głównie ze względu na odległość, bo do Kielc ma stamtąd około dwóch tysięcy kilometrów. Nic więc dziwnego, że sporadycznie odwiedza rodzinne strony.

- Łukasz nie miał wyboru. Musiał zostać piłkarzem ręcznym - z uśmiechem mówi Andrzej Tłuczyński, były zawodnik Korony Kielce. - Od małego zabierałem go na treningi, chodził ze mną na mecze. Pewnie gdybym był piłkarzem nożnym, to i on kopałby piłkę...

Pan Andrzej miał duży wpływ na karierę swojej pociechy. Kilka lat temu wykupił kartę zawodniczą syna ze Śląska Wrocław. Później pomógł mu znaleźć klub we Francji. - Jechałem na pożegnalny mecz jednego z zawodników. Pomyślałem, że wezmę Łukasza, może coś z tego wyjdzie. Reprezentacja Francji grała wtedy pokazowo z Creteil. Działacze tego klubu chcieli zobaczyć syna. Zagrał, rzucił pięć bramek i od razu zdecydowali się go zostawić - wspomina były reprezentant Polski.

Andrzej Tłuczyński przyznaje, że dzięki niemu syn miał łatwiejszy start w zagranicznym klubie. - Miał znane nazwisko, dobrze znał język francuski, bo był ze mną, gdy ja grałem w tym kraju. Wiadomo, że później musiał udowodnić, iż nie znalazł się tam przypadkowo. I muszę przyznać, że dobrze sobie radzi. Dwa razy był królem strzelców pierwszej ligi, w każdej z drużyn jest wiodącą postacią. Nie tak dawno w meczu ligowym rzucił 16 bramek i w jednej z gazet porównywano go do Ludwika XVI - na dowód pan Andrzej pokazuje relację we francuskim dzienniku.

Rodzice Łukasza w domu mają wycinki z wielu francuskich gazet. - Gdy tylko przyjeżdża, przywozi nam najnowsze relacje. Chce, żebyśmy na bieżąco śledzili jego występy - dodaje pan Andrzej.

Gdy Łukasz grał w Kielcach, Końskich czy we Wrocławiu, to z tatą często rozmawiał o piłce ręcznej. - Czasem była to ostra wymiana zdań - uśmiecha się pan Andrzej. - Teraz nic mu nie narzucam. Jak prosi o radę, to zawsze pomogę, ale decyzje podejmuje sam.

Tłuczyński junior ma 28 lat, gra na lewym rozegraniu. Jednak pod względem sportowych osiągnięć trudno będzie mu dorównać ojcu. Pan Andrzej w pierwszej reprezentacji Polski rozegrał 144 mecze, uczestniczył w mistrzostwach świata we Włoszech i Francji, zdobywał medale mistrzostw kraju, był trzykrotnym królem strzelców francuskiej ekstraklasy. Łukasz na razie nie poznał smaku gry w narodowych barwach.

- Ma bardzo mocny rzut, nie boi się kontaktowej gry, dobrze radzi sobie w obronie - charakteryzuje syna Andrzej Tłuczyński. - Ma charakter do piłki ręcznej. W tej dyscyplinie trzeba być twardzielem, nie można "pękać". Ja taki byłem i on ma to po mnie - dodaje utytułowany szczypiornista.

Łukasz na razie nie zamierza wracać do Polski. We Francji czuje się bardzo dobrze, gra za większe pieniądze. Nie dokucza mu samotność, bo jest razem z żoną Agnieszką, pochodząca z Wrocławia. - Cieszę się, że syn dobrze radzi sobie we Francji. Ale żałuję jednego - że nigdy nie zagraliśmy razem, nawet w meczu pokazowym. To byłyby emocje - uśmiecha się pan Andrzej.

Jacek Skrok: - Dla syna będę bardziej wymagający

Przysłowie "niedaleko pada jabłko od jabłoni" sprawdziło się również w przypadku Jacka Skroka i jego synów Maćka oraz Piotrka. Jacek w Radomiu jest siatkarską legendą. Jako zawodnik Czarnych Radom, a jeszcze wcześniej Legii Warszawa i AZS AWF Warszawa, odniósł wiele spektakularnych sukcesów. Teraz świetnie radzi sobie w roli szkoleniowca. A rodzinne tradycje siatkarskie kontynuują synowie. Co prawda starszy Maciek gra tylko amatorsko w drugim zespole stołecznej Politechniki, ale młodszy Piotrek ma przed sobą dużo większe perspektywy. Przez kilka ostatnich lat uczył się i trenował w Częstochowie, ale po zdaniu matury wrócił do rodzinnego miasta. W nowym sezonie będzie współpracował z ojcem w klubie Jadar RTS Radom.

- Na pewno jako ojciec będę dla niego bardziej wymagający. Oczywiście presja będzie spora, ale mam nadzieję, że sobie z tym poradzimy - zapewnia Jacek Skrok. Szkoleniowiec jest przekonany, że uda im się też uniknąć problemów zawodowych w rozmowach na rodzinnym gruncie w domu. Piotrek patrzy na sprawę jednak nieco inaczej.

- Jak znam życie, w domu nie unikniemy rozmów na siatkarskie tematy, ale cieszę się, że rozpoczynając karierę seniora będę mógł współpracować z ojcem - podkreśla z uśmiechem.

Dziewiętnastoletni siatkarz marzy o tym, żeby pójść w ślady ojca. On był graczem wszechstronnym i równie dobrze radził sobie z przyjęciem, jak i na środku bloku, a Piotrek skazany jest na rolę rozgrywającego. - Już jako kilkuletni chłopak, gdy chodził na mecze Czarnych Radom, chciał naśladować Pawła Zagumnego - wspomina ojciec-trener. O tym, że ma predyspozycje do gry na wysokim poziomie, przekonują powołania do kadry juniorów czy tytuł najlepszego rozgrywającego mistrzostw Polski juniorów, rozegranych w tym roku w Szczecinie.

- W ogóle to ciekawa sytuacja. W tej imprezie na każdej pozycji wyróżniono pociechy byłych siatkarzy. Na przykład najlepszym libero został Tomek Drzyzga, syn Wojtka, a najlepszym atakującym Marcin Jarosz, syn Maćka. Mam nadzieję, że pod moją opieką Piotrek będzie robił systematyczne postępy i w seniorskiej siatkówce też odniesie sukces - z nadzieją mówi pan Jacek.

Stanisław Gielarek: - Syn cierpiał za... nazwisko

Znaną piłkarską rodzinę tworzą Stanisław i Michał Gielarkowie. Los chciał, że jeszcze niedawno pierwszy trenował Siarkę Tarnobrzeg, a drugi w niej grał. Obaj przeżywali wtedy ciężkie chwile.

- Ciężko grało się wtedy w Siarce, gdy tata był trenerem - nie ukrywa Michał, 24-letni napastnik. - Dwa lata temu wchodziłem dopiero do drużyny i nie brakowało złośliwych uwag z trybun. Czasem byłem poniżany, grałem pod dużą presją. Odechciewało się wtedy wychodzić na boisko, sam nie wiem, jak przez to przeszedłem. Myślałem nawet o tym, żeby zrezygnować z gry w piłkę. Ale po tych dwóch sezonach udowodniłem już swoją wartość, gram regularnie w Siarce i mam z tego satysfakcję. Ciężkie chwile przetrwałem dzięki tacie, za co jestem mu bardzo wdzięczny.

- Nie wiem, dlaczego tak się działo. Przed objęciem pracy w Siarce usłyszałem nawet, że albo ja, albo syn - mówi Stanisław Gielarek, były piłkarz i trener Siarki, który pracował także jako szkoleniowiec w Stali Stalowa Wola i Koronie Kielce. - Co ciekawe, gdy podziękowano mi później za pracę, to jednym z zarzutów był ten, że... za mało wpuszczałem na boisko Michała. Jak widać, różnych absurdów w piłce nie brakuje.

Stanisław Gielarek jest wychowankiem Siarki i w niej grał w drugiej lidze jako pomocnik. Podczas studiów trafił też do trzecioligowego AZS AWF Warszawa, gdzie został nawet królem strzelców. - Michał nie miał wyjścia, musiał zostać piłkarzem - śmieje się pan Stanisław. - Nie musiałem namawiać syna, by kopał piłkę, sam trafił do Siarki. Z piłką miał zresztą kontakt od najmłodszych lat. Gdy był mały, połknął piłeczkę ping-pongową (śmiech). Ale tak poważnie, to uważam, że najbliższe dwa lata będą dla jego kariery decydujące. Ma papiery na granie i może zrobić karierę. Potrafi dokładnie podać piłkę, przyspieszyć, oddać mocny i celny strzał. Nie brakuje mu też przygotowania taktycznego. Co tu kryć, my także w domu od piłki nie uciekamy, często rozmawiamy na ten temat, oglądamy wspólnie mecze w telewizji. Gdy byłem jego trenerem, może go nawet czasami krzywdziłem. Na przykład gdy walczyliśmy o awans do trzeciej ligi, rywalizując ze Stalą Stalowa Wola, to chyba za rzadko wpuszczałem go na boisko. Ojciec trener od syna piłkarza wymaga więcej niż od innych, tak to już jest...

Michał wierzy, że będzie grał w piłkę na wysokim poziomie. Jednak w przeciwieństwie do ojca, na pewno nie zostanie trenerem. - Dziękuję za taką "przyjemność". Widzę, ile nerwów kosztuje to mojego tatę - przyznaje Michał. - Szkoda, że nie mogłem go podziwiać, gdy grał na boisku, ale byłem wtedy za mały. Wiadomo, że mając w domu tatę, który z zawodu jest trenerem, można wiele skorzystać, wysłuchać rad. Mój tata był zresztą moim szkoleniowcem także w zespole juniorów. I do dzisiaj bardzo się złości, gdy dostanę jakąś głupią kartkę lub bezmyślnie sfauluję. Czasami pokłócimy się o jakieś piłkarskie sprawy, ale ja szybko odpuszczam, bo wiem, że to on ma rację. Po prostu fajnie jest mieć pod ręką trenera (śmiech).

- Kiedy byłem z Michała szczególnie dumny? Na pewno w czasach, gdy w juniorach sięgał z Siarką po sukcesy pod wodzą trenera Marka Dąbrowskiego. W finałach mistrzostw Polski strzelił wtedy dwa gole w spotkaniu z Zawiszą Bydgoszcz. W trzecioligowej Siarce też rozegrał niejeden dobry mecz. Chłopak ma charakter, potrafił przełamać się w trudnych chwilach podczas gry w Tarnobrzegu, gdy komuś przeszkadzało jego nazwisko. Za to mam dla niego wielkie uznanie. Przy tym skończył studia dzienne, kosztem wielu wyrzeczeń potrafił pogodzić je z piłką. Czy zrobi karierę? On zawsze dobrze się zapowiadał, a ja myślę, że najlepsze mecze dopiero przed nim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: W ślady taty... - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie