MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W sobotę idziemy w tango

Wioletta Wojtkowiak
Taneczna Gala Tarnobrzega - tańczą nasi bohaterowie.
Taneczna Gala Tarnobrzega - tańczą nasi bohaterowie.
Tarnobrzeżanie wstali od biurek i poszli do szkoły tańca - spełnić swoje marzenia, odpocząć od codzienności, rutyny.

Taniec uwodzi, kradnie serce, uzależnia. Oni, prowadzący poważne, dorosłe życie poczuli to wcześniej niż gwiazdy telewizyjnego show. Możesz do nich dołączyć.
Niedziela. Taneczna Gala Tarnobrzega. Święto młodych tancerzy. Wirują mistrzowie Polski, świata i Europy. Ponad dwudziestu tancerzy po trzydziestce i czterdziestce, stremowanych, czeka na swój debiut. Barbara Siwielec, anglistka ze Szkoły Podstawowej numer 4, myśli tylko o tym, by się nie pośliznąć. Czuje na sobie spojrzenia. Co ludzie powiedzą?

Żeby dodać sobie odwagi, jej mąż Szymon, programista, okłamuje się, że to tylko cztery minuty. W rzeczywistości dłużej. Najpierw walc angielski, potem cza-cza, tango, a na koniec szybki jive. Gorące owacje, jakby przed chwilą sięgnęli po główną nagrodę. Tego nie było w programie! Po raz pierwszy w historii gali przed publicznością zaprezentowali się dorośli amatorzy tańca towarzyskiego.
Marta Dusak widzi zszokowanych znajomych i podziw w oczach sędziów turnieju. Sędzia z Warszawy unosi kciuki. Sędzia Wojciech Wójtowicz z Rzeszowa mówi, że jest z wszystkich dumny. - Pięknie pani tańczyła, patrzyłem tylko na panią - słyszy Barbara od swojego ucznia, który dodaje jeszcze speszonej rodzicielce: "Mamusiu, ty też byś się zapisała…". Pełny sukces.

Szymon Siwielec wie, dlaczego ten występ spotkał się z tak gorącym przyjęciem: - Tacy normalni ludzie, nie zawodowcy, lecz z ulicy, pokazali, że taniec może uprawiać każdy. To kwestia wstania od biurka, wejścia na parkiet, udowodnienia, że można tańczyć nie tylko zawodowo, ale dla przyjemności.
Urzędniczka, bankowiec, nauczycielka, pielęgniarka, lekarka, ekspedientka, dyrektor czy biznesmen. Ludzi przeróżnych profesji łączy wspólna pasja. Odnaleźli się w tańcu. Od kilku lat spotykają się w tarnobrzeskiej Szkole Tańca Samba. Sobota, godzina 18.30, parkiet Szkoły Podstawowej numer 10. Średnia wieku - cicho, sza.

DLA SIEBIE, DLA ŻONY, ZA CÓRKAMI

Koniec marzeń i gapienia się, jak tańczą inni. Idę. Postanowiła Iwona Jajko, trzydziestolatka. O tańcu towarzyskim marzyła od dzieciństwa. Zagłuszała tylko myśl o kursie. Przecież nie ma partnera. - W końcu przyszłam sama - mówi pielęgniarka ze szpitala w Nowej Dębie. Kocha swoją pracę, która bywa stresująca i przykra.
Sobota jest odskocznią, zastrzykiem energii. Zawsze emocjonuje ją, jak wygląda grafik dyżurów w sobotę wieczorem. Na szczęście przełożeni są wyrozumiali. Ona spełniła swoje marzenia. W dorosłej Sambie trzeci rok w parze z Pawłem Łukaczem, realizatorem z Radia Leliwa. Jedenaście lat temu rodzice wypomnieli mu na weselu: "Wstydziłbyś się, stół podpierasz!". Aleksander Furman, nauczyciel tańca, pocieszył: "Coś z tym zrobimy". Dziś, kiedy tańczą z Iwoną na jakiejś rodzinnej imprezie, słyszą: "A wy to w jakim klubie tańczycie?".

Dorota i Wiesław Oleksa na taneczną ścieżkę wkroczyli trzy lata temu. Ona - bankowiec - ma zapracowanego męża. Przez większość tygodnia są daleko od siebie. Szukając atrakcyjnego, wspólnego zajęcia, zaproponowała taniec. Małżeństwem są długo. - Trzeba dbać o ogień w związku - mówi. Mąż poszedł na zajęcia, żeby zrobić jej przyjemność, a teraz tańczą tak, jakby urodzili się do tanga.
Jerzy Dusak tańcem zachwycił się w szkole średniej, ale uprawiał wiele innych dyscyplin. Razem z żoną Martą, niegdyś wicemistrzynią Polski w lekkiej atletyce, prowadzą aktywny tryb życia. Bieganie, jazda na rowerze. Ich córki tańczą od ponad dziewięciu lat w Sambie. Wrośli w ich wyjazdy i turnieje i sami łyknęli bakcyla. - Tak długo przebierałem nogami, aż moja żona do tego dorosła i od sześciu lat sami tańczymy amatorsko.

Szymon Siwielec pamięta, jak miał 14 lat, a na dyskotekach podpierał ściany. Pytał kolegów, czy nie poszliby na kurs tańca, a słyszał: "lepiej chodź na piłkę". Odważył się po czterdziestce. I zrobił to początkowo tylko dla żony. - Rok pracowałam nad nim - śmieje się Barbara. Szymona już nie trzeba zachęcać, złapał wiatr w skrzydła. Chociaż żeby pojąć trudniejsze sekwencje kroków, musi je rozłożyć po swojemu, na części pierwsze. Obmyślić algorytm.

TANIEC WYSZEDŁ Z UKRYCIA

Dorota Chwałka, była tancerka turniejowa, a dziś nauczycielka i dusza Samby, cieszy się, że wreszcie taniec wyszedł z ukrycia, coraz więcej go w mediach i dzięki temu, mówiąc młodzieżowym językiem, to już nie jest obciach. Szkoła przeżywa boom. W Tarnobrzegu trudno spotkać dziecko, które nie tańczyłoby w Sambie.

Spora w tym zasługa "Tańca z gwiazdami". Telewizyjny program wydobył taniec towarzyski z podziemi. Wielu dodał odwagi. Sprawił, że nauka tańca nie jest powodem do wstydu. Raczej do dumy. Dorota Chwałka nieustannie dopinguje czternaście dorosłych par. Docenia efekty ciężkiej pracy.

- Dorosłych trudno zachęcić do tańca, bo ciągle brakuje im czasu. Sobota jest jedynym dniem wytchnienia, który większość wolałaby spędzać w domu. A mimo to są pary, które nie opuszczają żadnych lekcji.

45-letni Robert, partner Marty Galend, z zawodu kosmetyczki, na zajęcia dojeżdża specjalnie aż z Rzeszowa. - W życiu nie tańczył, nawet dwa na jeden. Robi niesamowite postępy, teraz nie wstydzi się imprez - chwali go.
Jednak namowy do publicznego występu całej grupy trwały wiele miesięcy. Jerzy Dusak "urabiał" towarzystwo: - Baliśmy się, że starsze wiekowo pary będą mieć duże opory. Ostatecznym argumentem był zakup kreacji, żeby nie było odwrotu. Więc mężowie mówili: "skoro kupiłem ci sukienkę, to tańczmy".

Reakcje znajomych, rodzin, sąsiadów miło ich zaskoczyły. Jerzy Dusak, który w firmie ASA odpowiada za sprawność taboru oczyszczania miasta, w poniedziałek spóźnił się do pracy, żeby nie rzucać się w oczy. Obległy go koleżanki, żądne wyjaśnień.
- Okazało się, że córka jednej z pań poszła, żeby dopingować koleżankę. Tymczasem przez dwie godziny opowiadała mamie o tańczącym Dusaku, a nie koleżance Madzi - śmieje się Jerzy.

We wtorek poczuł się jak gwiazda. Potrzebował części, w sklepie motoryzacyjnym kolejka. Nagle głos sprzedawcy: "O Matko Boska, kto nas zaszczycił. Panie Jurku. Tancerza tu mamy". Został obsłużony bez kolejki. Okazało się, że sprzedawca widział go na tanecznej gali. Po tym występie nawet swojej żonie musiał obiecać, że pójdą na zajęcia dla dorosłych…

NIE ZAPRASZAJCIE NAS W SOBOTY!

Dziś wiedzą, że bez tańca byłoby im trudno. Ruch zmienia sylwetkę i kształtuje charakter. Są uzależnieni. Iwonie Jajko taniec dodał pewności siebie, po szpitalnym korytarzu chodzi wyprostowana.

Barbara Siwielec nigdy nie miała kłopotów z sylwetką, ale łapie się na tym, że w kościele stawia stopy w pozycji wyjściowej. Bezwiednie. I na tym, że radio gra, a ona tańczy po domu. Na wszystkich weselach wiodą prym. Szymon nie podpiera ścian, tylko trzyma ramę. Ręce nie mogą więdnąć.
Marta Galend ma lepszą kondycję, ale najważniejszy jest dla niej kontakt z ludźmi i poczucie satysfakcji. Jerzy Dusak czuje się lwem parkietu. Razem z Martą zaczynają pierwsi, a schodzą ostatni.

Żadne z nich nie może doczekać się sobotnich zajęć i niechętnie przyjmują zaproszenia, kiedy jakaś impreza rodzinna wypada właśnie w sobotę. - Zdarzyło się nam zaprosić gości na grilla i wprowadzić taką atmosferę, żeby nie zauważyli, że nas nie ma, poszliśmy tańczyć - opowiada Marta.

WYMAGAMY OD SIEBIE WIĘCEJ

Niedzielny wieczór Dusakowie z córkami spędzają, oglądając "Taniec z gwiazdami". I nieważne, że na innym kanale leci pasjonujący film. - Bo to jeden z niewielu tematów, na który możemy się pokłócić i każdy jest na swój sposób fachowcem - wyjaśnia Jerzy.

Podoba mu się postawa Mariusza Pudzianowskiego, który postanowił udowodnić, że masa ciała wcale nie przeszkadza tańczyć. Chwali profesjonalizm. To lubi. Sam, jeśli za coś się bierze, dopina wszystko na ostatni guzik.
W tańcu też zaczyna coraz więcej wymagać od siebie. Przez to w sobotę, dzień przed galą, wybuchła wojna w małżeńskiej sypialni. Ktoś trzasnął drzwiami, ktoś poszedł spać na kanapę przed telewizorem.

Marta wyjaśnia: - Musiałam wszystko przygotować. Córka od rana brała udział w obsłudze turnieju. Pojechaliśmy na próbę do hali. Wróciliśmy do domu. Padłam ze zmęczenia. A mój mąż fotel zarzucił na łóżko, ławę w kąt i chce ćwiczyć ostatnie figury!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie