Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Tarnobrzegu ruszył proces oskarżonego o współudział w dokonaniu dwóch bandyckich rozbojów

Marcin RADZIMOWSKI
Tomasz W. doprowadzany na wczorajszą rozprawę, został dowieziony z krakowskiego aresztu śledczego.
Tomasz W. doprowadzany na wczorajszą rozprawę, został dowieziony z krakowskiego aresztu śledczego. Marcin Radzimowski
W sądzie ofiary bandyckich rozbojów ponownie wrócili wspomnieniami do traumatycznych chwil

Pierwsi świadkowie - pokrzywdzeni, złożyli w środę zeznania w procesie 26-letniego Tomasza W. z Tarnobrzega, oskarżonego o współudział w dokonaniu dwóch bandyckich rozbojów na właścicieli kantorów. Miał działać w ramach zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym.

Tomasz W. to jeden z dwóch skruszonych gangsterów, których zeznania doprowadziły do rozbicia gangu i wyjaśnienia kilku bandyckich napadów z bronią w ręku z lat 2001 - 2005 w całym regionie. 26-latek ma odrębny proces (pozostali zostali skazani, czekają na rozprawę apelacyjną), gdyż zbyt późno został przekazany do Polski z Niemiec, gdzie odbywa karę za dwa rozboje i zabójstwo prostytutki.

Na pierwszej rozprawie Tomasz W., podobnie jak na procesie sześciu członków gangu, szczegółowo opisywał swój udział w grupie i dwa rozboje - w Stalowej Woli i Staszowie, w których wziął udział. Wczoraj o tych samych napadach opowiadali przed sądem pokrzywdzeni.

NIKT NIE WIEDZIAŁ

Pierwszym z nich był mieszkający w Kolbuszowej były właściciel kantoru (obecnie taka działalnością zajmuje się jego syn), który 29 kwietnia 2004 roku wybrał się z pieniędzmi do Stalowej Woli. Do największego w całym regionie kantoru walutowego.

- To były moje pieniądze, dorobek całego życia. Wtedy był bardzo korzystny kurs, dlatego postanowiłem wymienić walutę na złotówki - zeznawał wczoraj przed Sądem Okręgowym 62-latek. - Nikomu nie mówiłem o tym wyjeździe, sam podjąłem decyzję i sam pojechałem.
Kolbuszowianin wsiadł do samochodu i po dotarciu do kantoru w Stalowej Woli z dolarami, euro i innymi walutami wymienialnymi, wszedł do środka. Pół godziny później opuścił kantor, trzymając 415 tysięcy złotych w brezentowej torebce.

- Idąc cały czas się oglądałem za siebie, czy nikt mnie nie obserwuje. Nikogo nie widziałem - relacjonował pokrzywdzony. - Szedłem szybko, żeby dojść do samochodu. Kiedy przechodziłem przez tunel w bloku, nie wiem skąd doskoczyło do mnie dwóch napastników. Jeden stanął z przodu, widziałem jego twarz. Zaczął szarpać za torbę i w tym samym momencie poczułem silne uderzenie w tył głowy. Zamroczyło mnie na chwilę, a kiedy się ocknąłem widziałem uciekających sprawców. Próbowałem ich gonić, ale nie dałem rady. Później widziałem tylko z daleka tył odjeżdżającego samochodu. Ja myślę, że ktoś obecny w kantorze mnie wystawił, bo widział dużo pieniędzy.

CHCE ODDAĆ DOLĘ Z ROZBOJU

Oskarżony odpowiadając na pytanie sądu potwierdził, że to on uderzył pokrzywdzonego w tył głowy. Pytany, czy zamierza zwrócić mężczyźnie zrabowane pieniądze, odparł, ze częściowo tak.

- Z tego rozboju miałem 10 tysięcy złotych i tyle chcę oddać jako odszkodowanie, pracując w zakładzie karnym A za to uderzenie, jako zadośćuczynienie dodatkowo dwa, trzy tysiące złotych - stwierdził Tomasz W.

Do traumatycznych dla nich chwil powrócili wczoraj również właścicielka kantoru wymiany walut w Staszowie oraz jej zięć, napadnięci w styczniu 2005 roku. Właśnie podjechali samochodem pod dom, wioząc ponad 100 tysięcy złotych. Zostali zaatakowani przez uzbrojonych napastników (jednym z nich był Tomasz W.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie