Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widziałem z bliska, jak płonęły wieże WTC - wspomnienia mieszkańca Podkarpacia

Ewa KURZYŃSKA
Andrzej Chmielowski, a w tle wkomponowane dwie wieże WTC, które zaatakowali terroryści.
Andrzej Chmielowski, a w tle wkomponowane dwie wieże WTC, które zaatakowali terroryści. Archiwum
Ci, którzy 11 września 2001 roku byli w Nowym Jorku, mówią, że nigdy nie zapomną tego dnia...

Gdy terroryści zaatakowali Nowy Jork, Andrzej Chmielowski z Kolbuszowej był na Manhattanie. Z dachu wieżowca widział kłęby dymu z płonących wież WTC. - Na ulicach rozpętało się piekło - wspomina. Pochodząca z Tarnobrzega Agnieszka Węglarz mówi, że w Nowym Jorku od kilku dni pada: - W przeddzień dziesiątej rocznicy atmosfera jest przygnębiająca.

11 września 2001 roku był w Nowym Jorku pięknym, słonecznym dniem. - To był wtorek. Zachwycało bezchmurne niebo. Wiem, że często tak się mówi, ale wtedy nic, absolutnie nic, nie zapowiadało tragedii - wspomina Katarzyna Thorpe z Rzeszowa, która przed 10 laty spędzała w Nowym Jorku wakacje.

WSZĘDZIE KŁĘBIŁ SIĘ DYM

Andrzej Chmielowski przez kilka miesięcy pracował na Manhattanie. - Wtedy, jedenastego, jak co dzień wsiadłem na prom, którym pływałem do pracy. Z pokładu obserwowałem panoramę miasta z górującymi nad wszystkim bliźniaczymi wieżami - opowiada mężczyzna.

Na Manhattanie przesiadł się do metra. Dobiegała godz. 8.30. - Jedna ze stacji znajdowała się tuż pod wieżami. Sądzę, że mijałem ją niedługo przed tym, jak pierwszy samolot uderzył w północną wieżę - mówi.

Tuż przed 9 dotarł na miejsce. Jakieś 3 kilometry od World Trade Center. Windą wyjechał na szczyt wieżowca, w którym na 27. piętrze wykańczał z kolegą apartament.
- Widok na WTC przesłaniał nam nieco sąsiedni drapacz chmur. Gdy więc zobaczyliśmy kłęby czarnego dymu, uznaliśmy, że to wybuchł jakiś pożar. Nic wtedy nie wiedzieliśmy o tragedii, która rozgrywała się tak blisko...

Trzy minuty po godzinie 9 w drugą z wież uderzył kolejny boeing. Wtedy dla wszystkich stało się jasne, że wydarzenie, które brano za tragiczny wypadek, ma o wiele bardziej złowieszczą wymowę.
NIE DZIAŁAŁY TELEFONY

Po ataku przestały działać telefony. Nie sposób było powiadomić bliskich, że jest się bezpiecznym. - Problemy wyniknęły stąd, że na szczycie jednej z wież znajdował się nadajnik. Nad naszymi głowami nagle zaczęły latać wojskowe odrzutowce. Dymu było coraz więcej. Wydało nam się dziwne, że teraz unosi się jakby z dołu. Dopiero potem zrozumiałem, że to dymiły ruiny pierwszej z zawalonych wież. Zaniepokojeni, zjechaliśmy z kolegą na dół. Na ulicach panowało pandemonium. Wszędzie biegali spanikowani ludzie, wyły syreny karetek, ktoś płakał. Minęliśmy witrynę sklepu z telewizorami. Na wszystkich ekranach te same ujęcia: widok wież, w które uderzają samoloty. To było nie do uwierzenia! - nie kryje emocji pan Andrzej.

Katarzyna Thorpe o tragedii dowiedziała się telefonicznie, od znajomego. - Włączyłam telewizor. Widząc płonące wieże, nie mogłam wyjść z szoku. Kilka dni wcześniej byłam na szczycie jednej z nich. Podziwiałam piękny widok na Nowy Jork. Do dziś mam bilet wstępu na taras widokowy - mówi ze smutkiem kobieta.

PYŁ, GRUZ I ZGLISZCZA

Następnego dnia pojechała niedaleko miejsca tragedii. Wszyscy ludzie, których spotkała, mieli na twarzach maski. Ulice były pozamykane, w powietrzu unosiły się pył i dym z tlących się jeszcze zgliszczy.

- Piorunujące wrażenie robiły wszędzie porozwieszane zdjęcia zaginionych osób z apelami bliskich. Ktoś szukał ojca, ktoś inny dziecka, żony. Sam Manhattan zmienił się nie do poznania. Ruch był sparaliżowany, wszędzie widziało się wojsko - dodaje Andrzej Chmielowski.

W atakach z 11 września zginęły 2973 osoby, w tym sześcioro Polaków. Terroryści uderzyli nie tylko w Nowym Jorku. Trzeci z porwanych samolotów zniszczył część Pentagonu. Czwarty, który prawdopodobnie miał uderzyć w Biały Dom lub Kapitol, rozbił się w odległości około 15 minut lotu od Waszyngtonu.

- Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych ciągle pamiętają o tamtych wydarzeniach. Niektórzy nawet się boją, czy w 10. rocznicę zamachu nic się nie wydarzy. W tym tygodniu w metrze zaobserwowałam więcej patroli policyjnych i wojska. Szczególnie na dużych dworcach, takich jak Grand Central, Time Square i oczywiście w okolicy "Strefy Zero" - mówi Jolanta Ciemielewska, która pochodzi z Woli Raniżowskiej koło Rzeszowa, a od kilku lat mieszka w Nowym Jorku.

Pochodząca z Tarnobrzega Agnieszka Węglarz mówi, że w Nowym Jorku od kilku dni pada, woda zalewa drogi: - Atmosfera jest przygnębiająca. Nie tylko za sprawą zbliżającej się rocznicy, ale także huraganu Irene, z którym zmagaliśmy się niedawno. Codziennie przejeżdżam koło WTC i widzę we mgle miejsca upamiętniające wydarzenia z 11 września. Sądzę, że w niedzielę cała Ameryka i mieszkający tu ludzie będą mówić i myśleć tylko o jednym. Ja także.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie