Prezydent podpisał ustawę o parytetach, która kobietom stwarza większe szanse zaistnienia w polityce. Zmiana ordynacji oprócz pozytywnych ocen, ma również te negatywne. Jej przeciwnicy twierdzą, że jest wymuszona.
W myśl nowych przepisów, na zarejestrowanych listach musi znajdować się co najmniej 35 procent kobiet i 35 procent mężczyzn. Kiedy lista będzie trzyosobowa, to musi na niej być co najmniej jedna kobieta lub co najmniej jeden mężczyzna.
WYMUSZONA ZMIANA?
Sprawdziliśmy jakie zdania na temat zmiany ustawy mają politycy. Część z nich otwarcie przyznaje, że to pomysł chybiony.
- Aktywne kobiety, które mają wielkie chęci i ciężko pracują, doskonale radzą sobie w polityce, tej regionalnej i centralnej. Dlatego ta zmiana w przepisach jest sztucznym i niepotrzebnym dodatkiem - mówi senator Prawa i Sprawiedliwości Grzegorz Banaś. Na pytanie, czy w partii będzie problem ze spełnieniem tych parytetów, odpowiada: - I tu dotykamy kolejnej sprawy, jaka się wiąże z tą ustawą, czyli poszukiwaniem kandydatów na siłę. To absurd.
Piotr Żołądek z Polskiego Stronnictwa Ludowego ma podobne zdanie: - Moim zdaniem, to zabieg na siłę. Oczywiście kobiety są potrzebne w polityce, bo między innymi łagodzą napięcia.
KOBIECA SIŁA
Oczywiście na kobiety stawia posłanka Platformy Obywatelskiej Marzena Okła-Drewnowicz. - To bardzo dobre rozwiązanie, które w bezpieczny sposób zwiększa szanse kobiet w życiu polityczny. Podkreślam w bezpieczny, bo taki procent w naturalny sposób zaprasza kobiety na listy, jeśli byłby on większy, to byłby problem.
Za zmianą przepisów głosowali posłowie z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. - To dobra ustawa, choć nie będzie łatwa w realizacji. Do Sejmu na pewno uda się nam ten parytet zachować - mówi poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Sławomir Kopyciński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?