Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychodzą z domu nic nie mówiąc i nie wracają. Każdego roku na Podkarpaciu życie próbuje sobie odebrać ponad dwieście osób

Marcin RADZIMOWSKI
Jeden z desperatów, mieszkaniec powiatu tarnobrzeskiego, wszedł na dach remizy strażackiej i groził, że skoczy. Ściągnęli go policjanci i strażacy.
Jeden z desperatów, mieszkaniec powiatu tarnobrzeskiego, wszedł na dach remizy strażackiej i groził, że skoczy. Ściągnęli go policjanci i strażacy. Marcin Radzimowski
"Skoczków" prawie nie ma. Częściej desperat staje na torach, słucha sygnału pędzącego pociągu, patrzy w światła lokomotywy i czeka. Ale najczęściej - sznur przyczepiony do haka u sufitu i pętla na szyi. Tak właśnie umierał Marcin spod Sanoka, który transmitował swoją śmierć na żywo w Internecie…

Pierwszy dzień sierpnia tego roku. W Domaradzu koło Brzozowa pędzący quadem młody mężczyzna na przejściu dla pieszych wjeżdża w 14-latkę. Ucieka z miejsca wypadku, lekko ranna dziewczyna trafia do szpitala.

Kilka godzin później policjanci dostają wezwanie. Osiemnastoletni sprawca wypadku nie żyje. Powiesił się u kolegi w garażu. Odebrał sobie życie, bo bał się odpowiedzialności karnej.

BAŁ SIĘ WIĘZIENIA

Strach był też motywem w tragedii, która wydarzyła się półtora roku temu w Kotowej Woli (powiat stalowowolski). Dziewiętnastolatek jadąc samochodem, podczas mijania mercedesa sąsiadów, lekko go zarysował. Był załamany. Myślał, że naprawa samochodów pochłonie dużo pieniędzy, a on ich nie miał. Bał się też tego, że trafi za to do więzienia.

Niedługo potem znalazła go matka. Za domem, na gałęzi jabłoni. Na szyi miał zaciśniętą w śmiertelnym uścisku pętlę ze sznurka od snopowiązałki.

- Najczęściej przyczynami samobójstw są: załamania nerwowe, kłopoty rodzinne i problemy finansowe. Ale motywem są też zdrada małżeńska i zawód miłosny - mówi prokurator Marta Mruk-Walczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Tarnobrzegu. - Raczej rzadko samobójcy zostawiają listy pożegnalne. Niekiedy wysyłają SMS-a do bliskiej osoby, informując o swojej decyzji.

Najczęściej jednak desperaci wychodzą z domu nic nie mówiąc. I nie wracają.

NAJCZĘŚCIEJ MĘŻCZYŹNI

Desperatami są częściej mężczyźni. Przed dwoma laty w ogólnej liczbie 238 prób samobójczych 192 podjęli właśnie mężczyźni. Życie odebrały sobie wtedy 162 osoby, w tym 135 mężczyzn.

Statystyki policyjne wskazują, że na Podkarpaciu życie odbierają sobie najczęściej ludzie w wieku 50-70 lat (74 próby samobójcze) i w wieku 30-50 lat (70 prób). Zdarzają się jednak także przypadki z udziałem dzieci. Przed dwoma laty pięcioro ludzi poniżej 14 roku życia próbowało popełnić samobójstwo. Dwoje, niestety, skutecznie.

Ale nie tylko młodzi ludzie decydują się na dramatyczny krok. Zabijają się także starsi, często będący u schyłku życia. Kilkanaście miesięcy temu w Żupawie (powiat tarnobrzeski) w pomieszczeniu gospodarczym powiesił się 72-latek. Od lat ciężko chorował. W końcu postanowił skrócić swoje cierpienia.

To była czarna seria, bo kilka dni później odebrał sobie życie kolejny mieszkaniec powiatu. 26-latek z Wrzaw powiesił się na terenie cegielni polowej w tej miejscowości, gdzie pracował. Nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Wspólnie z żoną spodziewał się wkrótce narodzin dziecka.

List pożegnalny zostawił z kolei 58-letni desperat (mieszkaniec województwa warmińsko-mazurskiego), który odebrał sobie życie w mieszkaniu swojego znajomego w Tarnobrzegu. Obaj mężczyźni robili wspólne interesy i przyjaźnili się. Właściciel hurtowni został na noc u tarnobrzeżanina, gdyż następnego dnia miał jeszcze w Tarnobrzegu załatwiać jakieś interesy. Rano właściciel domu znalazł ciało partnera od interesów. Powiesił się w pokoju córki!

Obok leżał list, w którym opisał powody samobójstwa. Miały być nimi kłopoty finansowe - podobno miał za nie winić swojego znajomego z Tarnobrzega, z którym ubijał interesy. Jeden z nich nie wypalił, właściciel hurtowni stracił duże pieniądze.

BEZ SZANS NA RATUNEK

Bardzo rzadko desperaci odbierają sobie życie skacząc z dachu bloku mieszkalnego, z balkonów, przez okno. Choć i takie przypadki się zdarzają - najczęściej "skoczków" można spotkać w Rzeszowie, ale tam też jest najwięcej wysokich budynków. W Stalowej Woli było w ostatnich miesiącach kilka przypadków wypadnięcia przez balkon. Nie można jednak jednoznacznie ustalić, czy były to próby samobójcze, czy wypadki. Zazwyczaj autorzy skoków byli kompletnie pijani.

Nieczęsto też samobójcy stają na torach. Podobno to jeden z najtrudniejszych sposobów odebrania sobie życia. Przerażający ma być moment patrzenia na nadjeżdżającą lokomotywę, słuchania sygnału dawanego przez maszynistę i dźwięku piszczących hamulców.

- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś leżał między torami czy kładł głowę na szynie. Oni zawsze stali, stali i patrzyli przed siebie - wspomina Piotr, pracownik kolei z Tarnobrzega. - Potem głuche uderzenie i człowiek albo zostaje odrzucony na bok, albo wciągnięty pod maszynę. Praktycznie bez szans na przeżycie.

Policyjni technicy nie lubią takich samobójstw. Często ciało człowieka jest porozrywane na kawałki i porozrzucane na odcinku stu, dwustu metrów. Trzeba wszystko pozbierać, bo tego wymaga szacunek do ludzkich szczątków.

WBIŁ SOBIE NÓŻ

Jednym z najdziwniejszych w ostatnim czasie samobójstw był przypadek z Nowej Dęby (powiat tarnobrzeski) sprzed roku. W jednym z mieszkań w bloku znaleziono zwłoki 35-letniego Mariusza. Jak ustalił lekarz, mężczyzna nie żył od dwóch dni. Miał ranę kłutą brzucha, od niej się wykrwawił. Policja i prokuratura dokonała szczegółowych oględzin ciała i mieszkania (drzwi mieszkania były zamknięte od środka, trzeba było je wyważyć, aby wejść).

Okazało się, że było to samobójstwo. 35-latek od lat cierpiał na chorobę wrzodową, w ostatnim czasie uskarżał się na potworne bóle. Wszystko wskazuje na to, że aby dłużej nie cierpieć, wbił sobie nóż w brzuch…

Nietypowy sposób wybrał też kilka lat temu młody mieszkaniec Tarnobrzega. Mężczyzna rozpędził swoje BMW i jadąc ulicą Kopernika, z ogromną siłą uderzył w rampę i budynek. Nie miał szans na przeżycie, bo samochód zmienił się w stertę pogiętej blachy. Po wykonanych badaniach ustalono, że nie był to wypadek, lecz zaplanowane i wykonane samobójstwo.

- To były wyjątkowe przypadki, bo generalnie zdecydowana większość desperatów odbiera sobie życie poprzez powieszenie. Taka metoda to 99,9 procent przypadków - dodaje prokurator Marta Mruk-Walczyk, wiceszefowa tarnobrzeskiej "rejonówki".

DETERMINACJA

Sznur uwieszony u gałęzi drzewa, belki w stodole, haka od żyrandola na suficie. I pętla na szyi. Ale sznur wcale nie musi być uwieszony wysoko, wystarczy nawet rurka w szafie lub klamka drzwi. Właśnie do klamki przywiązał sznur z pętlą 44-letni tarnobrzeżanin, który odebrał sobie życie wiosną tego roku. Bywa i tak, że desperat powiesi się… leżąc na podłodze.

Przed niespełna dwoma laty dwudziestolatek ze wsi koło Gorzyc (powiat tarnobrzeski) powiesił się w stodole. Pętlę zrobił z dętki od roweru. Nie udało się go odratować. Kilka dni później miał iść na swoją studniówkę. Dwa lata wcześniej jego starszy brat też próbował popełnić samobójstwo - wieczorem wdrapał się na dach remizy strażackiej w sąsiedniej wsi i zaczął krzyczeć. Nie skoczył, bo zdążyli go ściągnąć policjanci i strażacy. Był kompletnie pijany.

Wiosną tego roku w Nowej Dębie odebrał sobie życie młody mężczyzna. Stróżom prawa znany był ze swojej przeszłości kryminalnej, na koncie miał wyroki za włamania i kradzieże. Kolejna sprawa właśnie się toczyła.

Postanowił się zabić. Nieważne było dla niego, że jego kobieta spodziewa się dziecka. Był tak zdeterminowany, że podjął aż trzy próby samobójcze jednego dnia. Za pierwszym razem uwiesił sznur u żyrandola. Skoczył z taboretu, ale żyrandol się urwał. Później kolejna próba - u ozdobnego wieszaka na kwiatek przy ścianie. Ale wieszak też spadł. W końcu zaczepił sznur u haka na suficie. Znaleziono go martwego.

ŚMIERĆ NA ŻYWO

"Chce ktoś zobaczyć, jak się wieszam?" - zapytał na internetowym czacie 27-letni Marcin z Zagórza koło Sanoka. Był 27 stycznia 2009 roku, dzień jego urodzin. Marcin włączył internetową kamerę, to, co robił, oglądało na żywo wiele osób. Niektórzy próbowali go odwieść od pomysłu, internautka z Rzeszowa zadzwoniła na policję.

Tak szybko, jak było to możliwe policjanci ustalili adres zamieszkania desperata. Kiedy dotarli na miejsce, było za późno. 27-latek już nie żył, powiesił się na sznurze uczepionym do rurek od centralnego ogrzewania. Kamera internetowa wciąż była włączona… Do dziś nie wiadomo, jaki był motyw. Skrywana choroba, problemy osobiste, nieszczęśliwa miłość?

Wśród młodych ludzi w wieku 18-30 lat bardzo często powodem targnięcia się na własne życie jest zawód miłosny - zdrada partnera, rozpad związku.

W Niedzielę Wielkanocną ubiegłego roku wieczorem służby ratownicze spieszyły do Stalów (powiat tarnobrzeski). W lesie w tej miejscowości na drzewie powiesił się 24-latek. Tego dnia rzuciła go dziewczyna. Młody człowiek załamał się, swoje zmartwienie utopił w alkoholu. Wieczorem wysłał do swojej ukochanej SMS-a. Informował, że jego życie straciło sens, że się powiesi w miejscu, gdzie ostatni raz byli na spacerze.

Ta wskazówka ułatwiła odnalezienie desperata - pierwsi na miejscu byli owa dziewczyna oraz ojciec chłopaka. To oni wspólnie odcięli mężczyznę, wiszącego na sznurze uwiązanym do gałęzi drzewa. Później długa reanimacja podjęta przez policjantów, a następnie przez ekipę pogotowia, przyniosła efekt. Przeżył.

- W większości ludzie odbierają sobie życie pod wpływem alkoholu. To nie jest bez znaczenia, bo właśnie alkohol sprawia, że nawet drobne problemy stają się większe niż są w rzeczywistości - ocenia Alicja Serafin, psycholog ze Stalowej Woli. - Tak naprawdę każdy problem można w jakiś sposób rozwiązać, a jeśli sami nie umiemy, powinniśmy porozmawiać z naszymi bliskimi. Nie warto odbierać tego, co mamy najcenniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie