MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z komory tlenowej w Stalowej Woli skorzystało kilka tysięcy ludzi. Pomysł jej kupna narodził się na... włoskiej plaży

Zdzisław Surowaniec [email protected]
Doktor Zbigniew Gola przecina w lutym 2009 roku wstęgę na otwarcie komory hiperbarycznej.
Doktor Zbigniew Gola przecina w lutym 2009 roku wstęgę na otwarcie komory hiperbarycznej.
Doktor Zbigniew Gola nurkował do wraków we Włoszech. Kiedy niemiecki nurek uległ wypadkowi, trafił z nim do ciśnieniowej komory tlenowej. Po kilku latach kupił nowoczesną komorę hiperbaryczną.

Od kilkunastu lat zajmuję się nurkowaniem rekreacyjnym. Jestem lekarzem Klubu Płetwonurków Barakuda, grupujących zawodowych nurków-strażaków - przyznaje dr Gola, specjalista internista i reumatolog, właściciel i dyrektor Podkarpackiego Centrum Medycyny Hiperbarycznej w Stalowej Woli oraz Poradni Leczenia Osteoporozy i Chorób Narządu Ruchu.

Helikopterem do komory

- W 2006 roku nurkowaliśmy we Włoszech do ciekawych wraków. Wtedy na skutek awarii sprzętu na dużej głębokości nurek niemieckiej ekipy miał wypadek. Jego koledzy udzielali mu pomocy, a my mieliśmy własny sprzęt ratunkowy do reanimacji. Kiedy przyleciał helikopter, zaoferowałem pomoc i poleciałem z nim. Wtedy w szpitalu po raz pierwszy zobaczyłem komorę hiperbaryczną, używaną między innymi jako komora dekompresyjna dla płetwonurków. To mnie zainspirowało - przyznaje.

Wtedy w Polsce były tylko trzy komory hiperbaryczne. Chińczycy mają najwięcej komór na świecie, blisko czterysta. Ale nawet Słowacja ma ich więcej niż Polska, choć jest mniejszym krajem. Dr Gola nawiązał kontakt z Instytutem Medycy Morskiej i z prekursorem medycyny hiperbarycznej doktorem Zdzisławem Sićko. To pasjonat hiperbarii.

Czemu to służy? Dr Zbigniew Gola tłumaczy: - Jeżeli poddamy organizm działaniu ciśnienia powyżej 1,6 atmosfery, wtedy odwracamy zjawiska fizyczne. To jest ciśnienie, jakie panuje pod wodą na głębokości piętnastu metrów. Tlen podawany do oddychania w takich warunkach nie potrzebuje czerwonych krwinek jako nośników, jest silnie wchłaniany, zasysany do organizmu. Rozpuszcza się w osoczu, w limfie i przechodzi do ustroju. W ten sposób możemy uzyskać od dziesięciu do kilkudziesięciu razy większe stężenie tlenu w organizmie.

Zanim doszło do zakupu, dr Gola ze współpracownikami rozglądał się za komorami.

- Przekonaliśmy się, że obsługa takich komór może być niebezpieczna, że zdarzały się zapłony materiałów łatwopalnych w komorze, dochodziło do spalenia pacjenta z personelem. Tak było w pierwszych komorach, jakie powstawały przed wojną. Takie wypadki były w Japonii i w Chinach - wspomina. Pierwsze tak zwane "sprężenia" robiono w ten sposób, że do pomieszczenia, w której znajduje się pacjent, napuszczało się tlen pod zwiększonym ciśnieniem. Tlen podtrzymuje spalanie, wystarczy więc iskra czy samozapłon żeby doszło do gwałtowanego pożaru czyli eksplozji.

Nowy model komory

Trzeba więc było poszukać bezpieczną komorę. - Pojechaliśmy do Karlsbad w Niemczech, gdzie jest firma Hau-Life-Support produkująca komory. Zobaczyli komorę, w której podnosi się ciśnienie atmosferyczne, natomiast pacjent oddycha tlenem podawanych przez maskę na twarzy. To niweluje podwyższenie tlenu w komorze i niebezpieczeństwo wybuchu. Doktorowi Goli zaświeciły się oczy na widok takiego urządzenia. Podjął decyzję o kupnie.

- To był nowy model. Taka sama komora trafiła wkrótce do szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Warszawie. Takie komory są między innymi w Omanie w Emiratach Arabskich.

Ta, która w 2009 roku trafiła do Stalowej Woli była piąta w naszym kraju i pierwsza na Podkarpaciu. Jest ich niewiele z kilku względów. Komora kosztuje około 1 mln dolarów. Bardzo droga jest procedura terapeutyczna. - Myśmy się tego uczyli przeszło dwa lata, zanim byliśmy gotowi. Pomógł nam Instytut Medycyny Morskiej w kształceniu lekarzy anestezjologów, techników, pielęgniarek - wylicza doktor Gola.

Do postawienia komory potrzeba jest dużo miejsca, potrzebne są pomieszczenia na gabinet dla lekarza, szatnie dla pacjentów, pokój dla obsługi. Potrzebni są lekarze, którzy oprócz wiedzy medycznej, chcą jeszce podjąć ryzyko sprężania się z pacjentami. To jest duże ryzyko. W okresie ostatnich świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, kiedy było sporo pacjentów "tlenkowych", zatrutych tlenkiem węgla, seanse sprężania odbywały się kilka razy w ciągu doby. Lekarz towarzyszący pacjentom poddawany jest działaniu ciśnienia i musi mieć przerwę. A kiedy są stany zagrożenia życia pacjentów, lekarze wchodzą po raz drugi i trzeci. - Świadomie narażają swoje zdrowie i życie, żeby ratować życie i zdrowie innych. Lekarz jest narażony na chorobę dekompresyjną, którą mają nurkowie na dużych głębokościach - zapewnia dr Gola.

Tlenoterapia w ciąży

- Komora jest bardzo pomocna, nie pomaga na wszystko, ale w wielu przypadkach daje dobre efekty leczenia, nawet ratuje życie. Mieliśmy przypadek, kiedy zatruciem tlenkiem węgla uległa ciężarna kobieta. Płód kumuluje w sobie toksyny, które wdycha matka. Tlenek węgla bardzo łatwo się wchłania, natomiast jest go bardzo trudno pozbyć się. Ryzyko powikłań jest duże, dlatego ciężarna kobieta zatruta tlenkiem węgla sprężana jest tylko raz. Kiedy kobieta była poddana tlenoterapii w komorze, ekipa anestezjologów i ginekologów stała przed komorą, żeby w razie odklejenia się łożyska i występującym przy tym mocnym krwawieniu, natychmiast przewieźć kobietę na blok operacyjny. Wszystko skończyło się dobrze.

Tlenoterapia ma szerokie zastosowanie. Zmorą ortopedów i chirurgów są beztlenowce - bakterie nie potrzebujące tlenu, wywołujące ropnie wątroby, ropnie trzustki, płuca, kości. Podawanie tlenu powoduje, że betlenowce są wymiatane i giną, przy wspomaganiu antybiotyków. W komorze można odwrócić nagłą utratę wzroku i słuchu na skutek zatoru tętnicy doprowadzającej krew do nerwów.

- Tlen zapobiega bezpowrotnemu obumarciu nerwów, dopóki nie zostanie usunięty skrzep - tłumaczy dr Gola. Komora z tlenem jest wybawieniem dla osób z odleżynami, z trudno gojącymi się ranami, z rozległymi obrażeniami, ze stopą cukrzycową grożącą amputacją kończyn, z oparzeniami skóry po terapii onkologicznej.

Pomogło wielu

- Kupno komory to był mój pomysł, moja determinacja. Ale pomogli nam Niemcy, producenci komory oraz firma, która zorganizowała atrakcyjne finansowanie. Dużo dobrej woli było ze strony Instytutu Medycyny Morskiej w w montażu, w szkoleniu personelu. Była dobra wola dyrekcji szpitala - wylicza dr Gola. Do rozładowania komory potrzebny był specjalistyczny dźwig, jaki mieli strażacy w Mielcu. - Gdzie byśmy się nie zwrócili o pomoc, każdy chętnie nam pomagał - cieszy się dr Gola.

Początkowo był problem z przekonaniem podkarpackiego Narodowego Funduszu Zdrowia do finansowania zabiegów. Udało się, mimo tego, że to jest bardzo droga procedura. Jednak przez kilka miesięcy personel medyczny pracował za darmo.

- Pieniądze na kupno komory to nie były pieniądze stracone, dały duże korzyści. Ja wyciągnąłem kamyczek, a potem poszła lawina. Dużo dobrego zrobili także dziennikarze, którzy przekazywali informacje o zaletach tlenoterapii w komorze. Szliśmy razem do wspólnego celu. Razem budujemy lepszą rzeczywistość, każdy na swoja miarę - takim rocznicowym wyznaniem zakończyłem spotkanie z doktorem Zbigniewem Golą, który na włoskiej plaży zaraził się pomysłem, który zrealizował w Stalowej Woli.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu STALOWOWOLSKIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie