MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żądlenie można polubić

Wioletta WOJTKOWIAK <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
Zdzisław Gil z zawodu operator maszyn numerycznych. O pszczołach wie wszystko. Bez kombinezonu i bez nerwowych ruchów. Tylko spokój może uratować przed żądłem.
Zdzisław Gil z zawodu operator maszyn numerycznych. O pszczołach wie wszystko. Bez kombinezonu i bez nerwowych ruchów. Tylko spokój może uratować przed żądłem. W. Wojtkowiak
Henryk Gil: - Na początku trochę zmuszałem synów do pracy przy ulach.
Henryk Gil: - Na początku trochę zmuszałem synów do pracy przy ulach. W. Wojtkowiak

Henryk Gil: - Na początku trochę zmuszałem synów do pracy przy ulach.
(fot. W. Wojtkowiak)

- W niedzielę nieraz się płakało, że zamiast grać w piłkę, trzeba miód wirować. Ojciec był surowy. Nie było zmiłuj, panowała wojskowa dyscyplina - opowiada Zdzisław Gil z Chmielowa, najmłodszy z czterech braci, którzy tak długo pomagali ojcu aż pokochali pszczoły.

Maria Gil kiedyś pomagała mężowi w prowadzeniu pasieki. Teraz sprzedaje przepyszne miody.
Maria Gil kiedyś pomagała mężowi w prowadzeniu pasieki. Teraz sprzedaje przepyszne miody. W. Wojtkowiak

Maria Gil kiedyś pomagała mężowi w prowadzeniu pasieki. Teraz sprzedaje przepyszne miody.
(fot. W. Wojtkowiak)

Rodzinną pasiekę w Chmielowie zakładał Henryk Gil, z zawodu maszynista. Jego zaraził tą pasją kolega pszczelarz. - Lubiłem miód. Kupiłem dwa roje i rozmnażałem - mówi starszy pan. Najpierw pomagała mu żona Maria. Potem synowie od małego zachęcani do krzątaniny przy ulach, czasem wbrew własnej woli.

Dziś wspominają to ze śmiechem. Kto wychował się na wsi, ten wie najlepiej. Najpierw obowiązek w gospodarstwie, potem inne przyjemności. Z biegiem lat ten obowiązek zaczął im sprawiać przyjemność, bo pszczelarstwem zaczęli się pasjonować. Chrzest mieli bolesny, ale na użądlenia nie zwracają już uwagi.

- Tak długo pomagali, aż to pokochali - opowiada pani Maria. - Ciągle w tych ulach grzebią, chociaż wszyscy mają swoje rodziny i pracują.

Ale żeby z pasji mieć pożytek nie wystarczy lubić miód i owady. Trzeba wiedzieć o nich prawie wszystko. Kazimierz i Krzysztof ukończyli jedyne w Polsce Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli pod Lublinem. Po kursie w tej szkole Wiesław, policjant, jest dyplomowanym mistrzem pszczelarskim. Mistrzem jest też najmłodszy Zdzisław - ma 34 lata, pracuje w spółce Innowacja w Nowej Dębie, jako operator maszyn numerycznych.

Prowadzą pasieki wędrowne. A to znaczy, że wywożą ule w różne miejsca w promieniu 100 kilometrów. Na pola, gdzie kwitnie rzepak, akacje, maliny, gryka, nawłoć i na wrzos. Obowiązków nie brakuje przez cały rok, ale wiosną i latem pracy jest najwięcej. Trzeba na czas wkładać ramki, wyjmować, odwirowywać miód. Nie ma czasu poleniuchować. Pasieka liczy przecież 300 rodzin.

Dla jasności, rodzina to pszczoły w ulu. W sezonie w jednym wesoło brzęczy około 40 tysięcy pszczół. Kiedy się o wszystkie należycie dba, odwdzięczają się setkami kilogramów miodu rocznie. A nie od dziś wiadomo, że z miodu płyną dla zdrowia same korzyści.

Słodycz z poligonu

Od dwóch tygodni ule stoją w kilku miejscach. W lasach na terenie wojskowego poligonu, 25 kilometrów od domu, gdzie kiedyś zakłady mięsne w Nisku miały swój pegeer. Pszczoły pilnie znoszą nektar z nawłoci.

- Roślina jest dla rolników chwastem, dla nas to cenny pożytek. Jednak co roku jej ubywa. Nadleśnictwo sadzi las, a pole ktoś wziął w dzierżawę za dopłaty unijne, więc kosi - mówi Zdzisław Gil.

Już niepokoi się, ile będzie miodu wrzosowego. Wrzos to największy pożytek na tym terenie i już wiadomo, że na pewno zaszkodziła mu susza. Tarnobrzeski okręg pszczelarski słynie z wrzosowisk, na które pszczelarze z innych regionów zwożą swoje ule. Równie duże połacie są tylko na poligonach pod Wrocławiem. Dlatego nasi pszczelarze szczycą się, że wrzosowy miód, to produkt regionalny.

Obserwowanie pracy pszczół dla Zdzisława Gila to przyjemność. Nie boi się wyciągać ramek gołymi rękami, bez ochronnego kapelusza. Na całe szczęście nie jest na jad pszczół uczulony, bo chyba nici wyszłyby z hobby.

- To nieprawda, że pszczoły znają swojego właściciela. Czasami żądlą, jak wściekłe, ale ile razy, już nie liczę. Pszczoły w pasiekach stacjonarnych są spokojniejsze. Te nasze, cygańskie, wytrzęsą się na wozach, a to je denerwuje - mówi bartnik.

Na wszelki wypadek dmucha w owady dymem z mieszka. Oszołomione robotnice napychają wola miodem, są wtedy ciężkie i nie atakują.

Żeby nie ściągać na siebie wściekłości pszczół, warto wiedzieć czego nie lubią: intensywnych zapachów perfum, alkoholu, woni końskiego potu, ciemnych ubiorów i nerwowych ruchów. Nie wolno się oganiać. Dla naszego fotoreportera ostatnia rada była już spóźniona - nie stawać na drodze przelotu do ula. Marcinowi urósł okazały bąbel nad okiem.

Plaster na duszę

Mówi się, że pszczoły łagodzą obyczaje. - Są dobrze zorganizowane, pracowite, spokojne. I tak samo wpływają na człowieka. Wyciszają. Nie można do nich pójść nerwowym. Trzeba się uspokoić - mówi Wiesław. - Obchodzić się z nimi, jak z dzieckiem. Wtedy nie żądlą. Trzeba poznać ich sposób bycia.

Pszczelarstwo wpływa na niego kojąco. Po dniu stresującej pracy nie ma lepszego relaksu od patrzenia na pracę pszczół, zajmowania się nimi, wdychania zapachu nektaru. Dlaczego? To oczywiście niewytłumaczalne, jak dla wszystkich, którzy mają bzika na tym punkcie.

Zdzisław Gil mówi o bracie, że dla niego hobby to sposób na życie. Kolekcjonuje stare beczułki na miód, zabytkowe ule, miody pitne, a przede wszystkim stare książki. Był w piątej klasie technikum, kiedy z Hrubieszowa przywiózł książkę księdza Margońskiego z 1927 roku "Pszczelnictwo nowoczesne". Dała początek kolekcji liczącej już osiemset książek.

- Przedwojenne bywa, że dostaję za darmo, a czasami dużo płacę - mówi pasjonat, częsty gość antykwariatów i aukcji internetowych. Na przykład 200 złotych za niepozorną broszurę, grubości stukartkowego zeszytu z 1903 roku.

Książki o pszczelarstwie sprzed 150 lat z przyjemnością się czyta, bo urzeka ich słownictwo. Julian Lubieniecki w poradniku "Dokładna praktyczna nauka dla pasieczników" radzi im "Jak mają chodzić koło pszczół, aby rozmnożyć prędko pasieki i wydobyć z nich zysk największy możliwy...". Autorowi zapewne chodzi o miód, ale współczesnych interesuje, czy prowadzenie pasieki to opłacalny interes.

- Kiedy drobne szeleszczą w kieszeni, nikt się nie obraża - przyznaje Wiesław Gil. Są hobbistami, więc o nastawieniu na zysk mowy być nie może. Byleby nie dokładać z wypłaty. I oczywiście, żeby starczyło potem na nowe książki...

Z życia pszczół

Matka to najważniejsza osoba w pszczelej rodzinie. Jej zadaniem jest składanie jaj w ulu. Największą społecznością w ulu są pszczoły robotnice. Odpowiedzialne za wszystkie prace w ulu. Żyją przeciętnie około pięciu tygodni. Wreszcie męskie osobniki, czyli trutnie. Potrzebne tylko do zapłodnienia królowej. Żywot trutni jest marny. Jesienią pszczoły wyganiają je z ula, skazując na głodową śmierć.

Cenny miód

Jest źródłem łatwo dostępnej energii. Zawiera monosacharydy takie, jak glukoza i fruktoza, disacharydy, sole mineralne, aminokwasy, enzymy, kwasy organiczne, witaminy, olejki eteryczne, barwniki i wiele innych związków chemicznych. Skład miodu i stosunek poszczególnych związków chemicznych jest uzależniony od gatunków roślin, z których pochodzi nektar. Miód wzmacnia system nerwowy, serce, ma pozytywny wpływ na pracę wątroby, stabilizuje ciśnienie krwi, przyspiesza trawienie. Przeciwdziała procesom starzenia. Obecność między innymi inhibiny powoduje, że miód ma działanie bakteriostatyczne (hamuje rozwój bakterii), a nawet bakteriobójcze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie