MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zjazd do Lodowego Smoka

Lidia Cichocka
- Dlaczego chodzimy po jaskiniach? To ciekawość i chęć odkrycia czegoś. Można to chyba porównać z badaniem kosmosu albo dżungli amazońskiej – mówi Andrzej Kasza, speleolog.
- Dlaczego chodzimy po jaskiniach? To ciekawość i chęć odkrycia czegoś. Można to chyba porównać z badaniem kosmosu albo dżungli amazońskiej – mówi Andrzej Kasza, speleolog. archiwum
Kieleccy speleolodzy odkrywali w górach Czarnogóry nowe przejścia i jaskinie. Dla "Echa Dnia" opowiedzieli o swoich wrażeniach z wyprawy.

- Czy się boję? Strach jest rzeczą naturalną, kiedy zjeżdża się 50-metrową studnią w czarną otchłań - mówi Andrzej Kasza, który właśnie wrócił z wyprawy do Czarnogóry. Kieleccy speleolodzy zbadali kolejny odcinek Jaskini Lodowego Smoka. Odkryli też nowe jaskinie.

Andrzej Kasza był jednym z ósemki kielczan (a jeśli liczyć 2,5-roczne dziecko, to dziewiątki), która przez trzy tygodnie badała jaskinie w masywie Prokletije. Już w 2006 roku członkowie Świętokrzyskiego Klubu Speleologicznego zaczęli poznawać jaskinie Czarnogóry. Zainteresowali się masywem, który leży blisko granicy z Albanią. Przez długi czas był on niedostępny, w tych okolicach kwaterowało wojsko. Góry Prokletije są trochę podobne do Tatr, najwyższe szczyty mają 2500 m wysokości.

W ubiegłym roku w towarzystwie serbskich kolegów zapuścili się w głąb jaskini, którą nazwali Jaskinią Lodowego Smoka. - To dlatego, że na dnie pierwszego odcinka, najbliżej wejścia znajduje się jęzor śniegu, który kształtem przypomina smoka - wyjaśnia speleolog. Wejście do jaskini znajduje się nieco poniżej obozowiska rozbitego na wysokości 2000 metrów. Wtedy udało im się zejść na głębokość 160 metrów.

Szukali połączenia

- Więcej nie zdołaliśmy zbadać, ale postanowiliśmy wrócić za rok - wyjaśnia Kasza. - Podejrzewamy, że nasza jaskinia może dochodzić do podnóża góry. Polscy płetwonurkowie, badający potężne wywierzysko zwane Savinove Oko u stóp góry, w której jest jaskinia, znaleźli korytarz, idący w kierunku góry. Liczyliśmy, że my znajdziemy połączenie.

20 lipca speleolodzy wyruszyli do Czarnogóry. - Oprócz nas jechali ludzie z Poznania, Krakowa, Gorzowa Wielkopolskiego - mówi Kasza. Jak zwykle samochody zostawiliśmy w dolinie w miejscowości Gusinje, a sami z wypakowanymi plecakami ruszyliśmy w góry.

Założenie obozu na wysokości 2 tysięcy metrów to spory wysiłek. Trzeba wnieść cały dobytek, jedzenie. Część sprzętu zostawili w poprzednim roku spuszczony na linach w jaskini. Był nietknięty, jednak i tak chodzenie 1000 metrów w dół i 1000 w górę zajęło ekipie tydzień. I biła paskudna pogoda. Wiało, padał deszcz. Na szczęście potem się wypogodziło i można było przystąpić do pracy.

- Podzieliliśmy się na grupy. Ktoś zawsze zostawał w obozie - z reguły było to jedno z rodziców małej Basi - Piotr lub Agnieszka Burczyk i ktoś do pomocy. Ich zadaniem było przygotowanie posiłków. Kilkuosobowe grupy wyruszały w teren, wyposażone w mapy, GPS szukały nowych jaskiń. Udało się ich znaleźć 30, w tym trzy większe. Kolejne trzyosobowe ekspedycje opuszczały się do jaskiń.

- W Jaskini Lodowego Smoka udało nam się zejść kolejne 120 metrów. Najpierw zjechaliśmy potężną 50-metrową studnią o średnicy kilkunastu metrów, potem była kolejna studnia. Kiedy zmierzyłem ją dalmierzem laserowym okazało się, że ma 51 metrów. Wrażenie było niesamowite - przyznaje Kasza. - Koledzy stojący na dole wydawali się tacy mali.
To właśnie w takich chwilach, kiedy człowiek zawieszony jest w absolutnych ciemnościach zaczyna się bać. - Strach jest rzeczą naturalną. Trzeba mieć jednak zaufanie i do sprzętu, i do osób, które zakładały liny. Nam się nic złego nie przytrafiło, chociaż nie brakowało chwil grozy.

Lecące kamienie

Nerwowe godziny speleolodzy przeżyli jednak nie w Jaskini Lodowego Smoka, ale nowej, odkrytej w tym roku. Okazała się ona tak krucha, że przy każdym ruchu sypały się lawiny kamieni. - A te kamienie leciały z upiornym świstem. Zastanawiałem się nawet czy nie przerwać wyprawy, ale ostatecznie zostaliśmy, opisaliśmy jaskinię dokładnie i nie zamierzamy tam wracać. W Czarnogórze sytuacja jest o tyle specyficzna, że nie ma tam górskich służb ratowniczych. Gdyby doszło do poważniejszego wypadku, zdani bylibyśmy wyłącznie na siebie.

Jaskinią Lodowego Smoka nie dało się pójść dalej. - Zatrzymało nas bardzo wąskie przejście, ale wiemy, że za nim coś jest, bo czuć ruch powietrza - mówi speleolog. - Poszerzymy to przejście w przyszłym roku.

W tym zbadali jeszcze jedną jaskinię. Razem z Serbami zeszli 260 m w głąb góry. - Pokonaliśmy studnie, jedną 50-metrową i dwie po 60 metrów. Jaskinia jest ogromna. Na dole znajduje się sala o wymiarach 40 na 40 metrów. To gigant. Podejrzewamy, że ta jaskinia także łączy się z Savinovym Okiem, ale by się o tym przekonać trzeba wspiąć się kominem do góry i szukać dalej drogi. Tym razem nie było na to czasu, ale za rok spróbujemy.

Woda ze śniegu

Większą grupą ruszyli na dwa dni w góry szukać jaskiń. I ta wyprawa trochę ich zaskoczyła. Góry były znacznie większe, znacznie bardzie niedostępne niż się spodziewali. A przecież warunki życia w górach nie są dla nich czymś nowym.

Największy problem to brak wody. Wodę dla siebie robią ze śniegu, który zalega w szczelinie. Każdego dnia jedna osoba opuszcza się do niej, łopatą ładuje śnieg do wiadra. Roztopiony przez słońce spływa do niewielkiego zbiornika. - W ubiegłym roku nie mieliśmy filtrów, ale w tym już o nich nie zapomnieliśmy - mówi Kasza. - Po raz pierwsza zabraliśmy z sobą generator prądu, by móc ładować baterie latarek, komórek, móc pracować na komputerze. To daje komfort, ale jak bardzo jest on kruchy przekonaliśmy się w czasie wyprawy po górach, która przeciągnęła się o kolejny dzień i zaczęło brakować jedzenia. Kiedy trzeba racjonować chleb i wodę człowiek błyskawicznie uczy się pokory - przyznaje Kasza.

Nikt jednak nie zamierza rezygnować z chodzenia po jaskiniach. W Czarnogórze byli sami doświadczeni speleolodzy: oprócz Andrzeja Kaszy, Ewa Jachimkowska, Jacek Hyzicki, Piotr Burczyk, Agnieszka Szrek-Burczyk i ich córka Basia, Zbigniew Tabaczyński, Paweł Niziołek i Marcin Staniec. Wszyscy chcą wrócić do Czarnogóry, a jak wynika z ich rekonesansu jaskiń do zbadania jest tyle, że do końca życia będą mieli co robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zjazd do Lodowego Smoka - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie