MKTG SR - pasek na kartach artykułów

ZZM upadał, Mista rozpoczynała produkcję

Zdzisław SUROWANIEC
Pracownicy Misty nadają ostatni szlif pierwszej kruszarce, jaką wyprodukowali dla Rockstera. W ciągu dwóch lat zmontują 140 takich maszyn.
Pracownicy Misty nadają ostatni szlif pierwszej kruszarce, jaką wyprodukowali dla Rockstera. W ciągu dwóch lat zmontują 140 takich maszyn. Z. Surowaniec
Kiedy Zakład Zespołów Mechanicznych ubolewał nad załamaniem produkcji kruszarek, w zakładzie obok świętowali rozpoczęcie produkcji kruszarki.

Wtorek był sądnym dniem dla Zakładu Zespołów Mechanicznych w Stalowej Woli. Sąd ogłosił upadłość spółki, bo stała się trwale niezdolna do regulowania zobowiązań. Wtorek był małym świętem dla Misty. Spółka rozpoczęła realizację kontraktu na produkcję... kruszarek.

A właśnie spadek zamówień na kruszarki pogrążył Zakład Zespołów Mechanicznych. Państwowy Zakład Zespołów Mechanicznych - zatrudniający 970 ludzi i prywatna Mista - gdzie pracuje 171 osób, to są teraz dwa światy. Łączy je jedno - są producentami kruszarek dla austriackich firm. Ale różnych firm.
Austriacki Hartl to firma o dużym potencjale. Przed paru laty Hartl umieścił produkcję kruszarek właśnie w Zakładzie Zespołów Mechanicznych. Kiedy powstała pierwsza maszyna, zarząd zrobił pokaz, wyprowadził maszynę na zalany słońcem plac przed zakładem montażowym i cieszył się z nowego wyrobu. Z hali wyjeżdżało miesięcznie od trzech do pięciu kruszarek. Szły do sprzedaży na Zachód, skąd płynął do Stalowej Woli strumień euro i dolarów.

CHODLIWY TOWAR

Ostatnio produkcja kruszarek stanowiła czterdzieści procent wyrobów, jakie opuszczały Zakład Zespołów Mechanicznych - usłyszeliśmy od prezesa Wiesława Szymczaka, który na tym stanowisku był tylko siedem miesięczny (we wtorek ustąpił miejsca syndykowi). Czterdzieści procent to dużo. Pozostałe sześćdziesiąt procent to była produkcja dla Huty Stalowa Wola - między innymi pasy gąsienicowe dla spycharek.
Kruszarki były chodliwym towarem, kiedy trwał boom w budownictwie. Maszyny kruszyły kamienne bloki w kamieniołomach, rozdrabniały żelbetonowe ściany starych domów, w miejscu których powstawały nowe obiekty. Ich zaletą było między innymi to, że podjeżdżały tam, gdzie miały pracować, robiły swoje i zostawiały rozdrobniony materiał, łatwy do wywiezienia, używany do budowy dróg czy umacniania fundamentów.

- Miesięczna sprzedaż w pierwszym półroczu ubiegłego roku wynosiła 14 milionów złotych - wylicza prezes Szymczak. To wystarczało na utrzymanie tysięcznej załogi. Załamanie przyszło nagle w drugim półroczu. Z dnia na dzień Hartl zmniejszał zamówienia, bo światowy rynek budowlany pierwszy się wywrócił na plecy. Hartl miał na swoim placu składowym siedemdziesiąt kruszarek, na które nie było chętnych. Jakimś cudem już udało mu się sprzedać dwadzieścia maszyn z tych zapasów. Tymczasem z rozpędu w Zakładzie Zespołów Mechanicznych trwały prace montażowe kilku zamówionych kruszarek, do których zakupiono części i zespoły.

PRZESTAŁ PŁACIĆ

Hartl przestał płacić za maszyny, które wziął i w Zakładzie Zespołów Mechanicznych powstał efekt domina - jedna po drugiej zaczęły się wywracać kostki. Zabrakło pieniędzy na zapłatę producentom części, przestano regulować należności za prąd, w końcu zabrakło także pieniędzy na wypłaty ludziom chorobowego. Kiedy do tego wszystkiego jednemu z wierzycieli puściły nerwy i wygrał sprawę w sądzie o zapłatę za dostawy materiałów, komornik zajął konto spółki i zabrakło pieniędzy na pełne wypłaty poborów za styczeń. - Katastrofa - ogłosił prezes.

O tym, że Zakład Zespołów Mechanicznych miał od dawna problemy, świadczyła pożyczka 16 milionów złotych, jaką dostał od Agencji Rozwoju Przemysłu. Teraz po upadłości Agencja będzie miała marne szanse na odzyskanie forsy.
Zakład Zespołów Mechanicznych pada z wszystkimi tego konsekwencjami dla ludzi tu zatrudnionych. Syndyk będzie kontynuował produkcję, ale jednym tchem dodaje, że spółka musi uzyskać samowystarczalność. To oznacza przede wszystkim zwolnienia. Pracę może stracić nawet sześćset ludzi. Były prezes Szymczak zapewnia, że jest światełko w tunelu, że huta zamawia zespoły, a Hartl zmniejsza ilość kruszarek w magazynie.

Dla ludzi upadek spółki to dramat. Podczas dwudniowego protestu, kiedy palono opony przed dyrekcją naczelną Huty Stalowa Wola i walono petardami, padały takie dosadne słowa o zarządzie: - Oni biorą po piętnaście tysięcy złotych, a my po tysiąc trzysta. Niech ch… strzeli to wszystko. Myśmy robili robotę. Czy zrobiliśmy coś źle? A nie mamy nic!

PIERWSZA KRUSZARKA

Kiedy we wtorkowe południe nad dyrekcją huty unosił się smolisty, czarny dym z palonych i ciągle dowożonych opon, w spółce Mista na terenie specjalnej strefy ekonomicznej, w niewielkiej odległości od Zakładu Zespołów Mechanicznych, odbyła się skromna, ale miła uroczystość prezentacji pierwszej kruszarki, jaka tu została zmontowana na licencji austriackiej firmy Rockster. W ciągu dwóch lat Mista ma wyprodukować 140 tych maszyn. Po trzy miesięcznie. To jedna czwarta całkowitej produkcji, dom której należą między innymi równiarki drogowe.

W Zakładach Zespołów Mechanicznych mówią o maszynie Rockstera wzgardliwie, że to zabawka, że mniejsza od tych, jakie oni produkowali. Współwłaściciel Misty doktor Krzysztof Madziński uśmiecha się i wylicza zalety: - Uniwersalna, z wymiennymi bębnami, co pozwala produkować granulaty o różnych wielkościach.
Czemu Rockster wybrał Mistę, a nie Zakład Zespołów Mechanicznych, który ma doświadczenia w produkcji kruszarek? Prawda jest prozaiczna - Hartl nie życzył sobie, aby pod jednym dachem powstawały kruszarki dla niego i konkurenta. - Poza tym, my jesteśmy małą firmą i kiedy kierownictwo Rockstera z nami rozmawiało, miało poczucie, że są dla nas ważni, że poświęcamy im dużo uwagi, że nie są jednym z wielu klientów jak w hucie. Widzieli nasze zaangażowanie - tłumaczy doktor Madziński.

NISZOWA MASZYNA

Jednak zapewnia, że podeszli do propozycji współpracy z Austriakami jak pies do jeża, bo kruszarka tej klasy, jaką produkują, to niszowa maszyna. Negocjacje były twarde, właściciele Misty zabezpieczyli się na wszystkie strony, aby kontrakt ich nie pogrzebał. Udało się do tego stopnia, że Rocksterowi grozi nawet utrata dokumentacji kruszarki w razie nie dotrzymania umowy.

- Ale w Miście potrafią bronić swoich interesów! A nasi co? - krzyknął jeden z pracowników Zakładzie Zespołów Mechanicznych, kiedy się dowiedział co poprzedziło współpracę Misty z Austriakami. - My zatrudniamy ludzi pod produkcję. Nie mamy nadbagażu zatrudnienia z przeszłości - tłumaczy dr Madziński.
A właśnie w Zakładzie Zespołów Mechanicznych doszło do potężnego wstrząsu, którego efektem będzie radykalna redukcja "nadbagażu zatrudnienia". - Utrzymać trzeba będzie niezbędnych pracowników, a zwalniać trzeba będzie tak, aby nikogo nie zranić - zapowiedziała syndyk Anna Brzozowska.

KONIEC EPOKI

Pracę w Zakładach Zespołów Mechanicznych straci kilkuset pracowników, ale kilkuset ją utrzyma - twierdzą optymiści. Pesymiści wyliczają odwrotnie. Jedno jest pewne - w Zakładzie Zespołów Mechanicznych skończyła się bezpowrotnie pewna epoka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie