W niedzielę piłkarze Broni Radom rozgrywali wyjazdowy mecz z wiceliderem tabeli GLKS Nadarzyn. Radomianie prze-grali 2:1, tracąc drugą bramkę w samej końcówce spotkania. Przez cały mecz to podopieczni trenera Artura Kupca rządzili na boisku. Rozegrali najlepsze spotkanie w rundzie wiosennej i powinni co najmniej zremisować. Pech chciał, że nie udało im się wygrać.
Po ostatnim gwizdku sędziego w szeregach Broni zapanowała niemal grobowa atmosfera. Trener Artur Kupiec w nerwach próbując skomentować pojedynek powiedział: - Chcieliście mojej głowy to ją macie.
Zrozumiałe jest, że szkoleniowiec kilka minut po tym feralnym spotkaniu był mocno rozgoryczony i zdenerwowany i pierwsze co przyszło mu do głowy to poddanie się do dyspozycji zarządu.
- Żadnej oficjalnej dymisji nie było i nie będzie. Trener Artur Kupiec ma mocną pozycję w klubie, a w chwilach nerwów mógł powiedzieć coś, czego pewnie później żałował. Prędzej ja i prezes Artur Piechowicz podamy się do dymisji niż szkoleniowiec, który w ciągu trzech lat zrobił w naszym klubie kawał dobrej roboty. Za wynik zespołu odpowiada nie tylko trener i piłkarze, ale klub tworzą również działacze i kibice - mówi Piotr Kalinkowski, wiceprezes Broni Radom.
Przed następnym spotkaniem wyjazdowym z Woyem Bukowiec Opoczyński, które odbędzie się w niedzielę, zarówno trenerowi, jak i piłkarzom potrzebny jest wyjątkowy spokój. Nerwy w tej chwili nie są najlepszym doradcą, bo szanse na utrzymanie w trzeciej lidze wciąż są duże.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?