Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kabareciarze z Radomia: Waldemar Ochnia i Jarosław Rabenda o swoich żartach na prima aprilis

Antoni SOKOŁOWSKI [email protected]
Żart na poziomie cieszy każdego - twierdzą zgodnie.
Kabareciarze z Radomia: Waldemar Ochnia i Jarosław Rabenda o swoich żartach na prima aprilis

Czy dziś robi się jeszcze żarty na Prima Aprilis? - To zależy od środowiska, zgrania ludzi i ich poczucia humoru. Wydaje mi się, że dawne żarty były bardziej finezyjne - zauważa Jarosław Rabenda, aktor Teatru Powszechnego w Radomiu.

Pan Jarosław akurat wie o czym mówi, bo jest filarem Kabaretu Wzięty, który w ostatnią niedzielę zadebiutował na deskach "Powszechnego". Wcześniej zakładał inne kabarety, a teraz wyreżyserował program "Pro publico betono", który sam napisał i zagrał z trójką kolegów. Na scenie wszystko kręciło się wokół "czterech liter", ale było to podane ze smakiem i polotem.

- Sam się dziwię, że nasz spektakl tak bardzo spodobał się widzom. Od lat nie słyszałem tak jednoznacznych, dobrych ocen - cieszy się Jarosław Rabenda.

By dowcip się udał, improwizacja nie na wiele się zda. Do improwizacji trzeba się bowiem dobrze przygotować, a najlepiej, jeśli uczestniczy w nich więcej osób.

- Gdy studiowałem w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi zdarzało się nam przygotować naprawdę zgrabne pomysły - wspomina aktor.

FILMOWA ROLA

Pewnego razu Jarosław Rabenda i jego koledzy uknuli spisek, by sprowokować jednego ze swoich kolegów aktorów i fikcyjnie zatrudnić go do jednej z głównych ról w pewnym filmie. - To wymagało oczywiście przygotowań kilku osób, by zagrać całą historię tak, aby delikwent odebrał to jako normalną propozycję - zaznacza Jarosław Rabenda.

Jedna z wtajemniczonych koleżanek zadzwoniła do aktora i przekazała mu pilną wiadomość od znanego reżysera, by ten zjawił się na zdjęcia próbne do filmu w łódzkiej wytwórni. Miał tam być już o godzinie 6 rano.

- Nasz kolega wstał bardzo wcześnie rano, z trudem dojechał na miejsce i tam zastał zaspanego portiera. Trzeba było widzieć jego awanturę z tym człowiekiem, na którego nakrzyczał, że utrudnia mu kontakt ze znanym reżyserem. Pewnie myślał, że przez jakiegoś stróża jego wielka kariera aktorska legnie w gruzach - śmieje się Jarosław Rabenda.

NIKT SIĘ NIE ŚMIEJE

Dowcipy są wpisane w życie Waldemara Ochni z Radomia, również kabareciarza i parodysty, człowieka estrady i radia. - Och, czasami bywało ostro! - śmieje się Waldemar Ochnia.

Już od wczesnych lat był żartownisiem. W gronie kolegów opowiadał dowcipy, angażował się w robienie kawałów.

- Gdy przychodził 1 kwietnia w szkole, wszyscy czekali na mój numer, a potrafiłem świetnie przedrzeźniać nauczycieli. Siadałem wtedy na miejscu nauczyciela i udawałem go. Ubaw był po pachy, choć trzeba przyznać, że pewnego razu, za parodiowanie jednego z nauczycieli dostałem uwagę. Taka to rola kabareciarza - dodaje artysta.

Po latach, podczas spotkań z dawnymi nauczycielami, te kawały pana Waldemara są najczęściej opowiadanymi historiami z cyklu "wspomnienia ze szkoły". - Nikt się już na mnie nie gniewa - dodaje ze śmiechem Waldemar Ochnia.

Aktor i kabareciarz Jarosław Rabenda: - Pewnego razu postanowiliśmy zażartować z jednego z kolegów w akademiku. W kilkuosobowym pokoju wszyscy, poza ofiarą żartu, zerwali się z łóżek o świcie. Trzeba dodać, że nigdy żaden student nie wstaje wcześnie, jak nie musi. Zanim jednak studenci zerwali się na równe nogi, przestawili wszystkie wskazówki zegarków na godzinę dziewiątą, choć naprawdę dopiero była szósta rano. Wszyscy wtajemniczeni w żart udawali, że się bardzo spieszą na zajęcia, ubierali się, przegryzali naprędce jakieś śniadanie i poganiali zaspanego i zdumionego popłochem delikwenta, by jak najszybciej wstawał i też biegł na zajęcia. Kręciliśmy się po pokoju, by pod byle pozorem zostać. Tymczasem kolega szybko się ubierał i samotnie pędził na uczelnię, by uniknąć spóźnienia się na zajęcia. Zastał oczywiście zamknięte drzwi uczelni i dopiero wtedy okazało się, że padł ofiarą naszego żartu.

Parodysta, kabareciarz Waldemar Ochnia: - Zdarzyło się, że namówili mnie wyprowadzenia w maliny dziennikarzy z pewnej radomskiej redakcji. Podkładając głos Adama Michnika zadzwoniłem tam i zapowiedziałem się, że w drodze z Warszawy do Radomia wpadnie do nich na chwilę. Miał się rozejrzeć, może jakiś talent odkryć... Oni uwierzyli, że rzeczywiście przyjedzie do nich Michnik. Już po 1 kwietnia opowiadali, że nie dali się nabrać na ten kawał, ale ja wiem, że było inaczej: uwierzyli bez mrugnięcia okiem. Innym razem redakcja II programu Polskiego Radia poprosiła mnie, żebym nagrał fikcyjny wywiad z Danielem Olbrychskim, znanym polskim aktorem i ojcem Rafała Olbrychskiego. Udało się znakomicie. W wywiad wtrąciłem historię, jak to rzekomo syn pana Daniela robi zawrotną karierę aktorską w Hollywood. Wszystko wyszło tak dobrze, że potem wiele osób uwierzyło, że polski aktor robi karierę w Ameryce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie