MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miejska dżungla

Piotr KUTKOWSKI

Rozmowa z Jackiem Słupkiem, przyrodnikiem, o... dzikich zwierzętach żyjących i pojawiających się w Radomiu

* Znany byłeś do tej pory jako znawca ptaków, ostatnio jednak zamieniłeś się też w łowcę węży. Dlaczego?

- To wymuszona specjalizacja. Wszyscy w Radomiu, gdy mają jakiś kłopot z dzikimi zwierzętami, zwracają się do mnie o pomoc. Tak się nauczyli, bo tak jest im wygodniej, a ja nie potrafię odmówić pomocy zwierzętom. Jeśli chodzi o węże, to zajmowałem się nimi nie po raz pierwszy. W ciągu 15 lat mego pobytu w Radomiu zdarzało się to kilkakrotnie i na szczęście zawsze to były zaskrońce.

* Jak ludzie reagują, kiedy widzą węża w mieście?

- Różnie. Dawniej zdarzały się nawet próby linczu. Taka sytuacja była na Borkach, a chodziło o samicę, która nosiła w sobie jaja. Uratował ją przed ludźmi jeden z radomskich prawników. Później zniosła 20 jaj, które inkubowano w terrarium. Wykluły się z nich małe zaskrońce, które zostały wypuszczone na grodzisku Piotrówka. Ostatnio, gdy z zalewu w Siczkach wyszedł na brzeg zaskroniec, ludzie z respektem ustępowali mu miejsca. Skorzystał z tego i po prostu oddalił się w bezpieczne miejsce.

* Jakim sposobem takie "gadziny" pojawiają się w mieście?

- Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że miasta powstawały w oparciu o naturalne ciągi ekologiczne, wzdłuż rzek. A rzeki są korytarzami migracyjnymi zwłaszcza dla tych zwierząt, które lubią takie środowisko. Cztery lata temu na ulicy Filtrowej złapany został wąż. Dostał się tam korzystając z Potoku Północnego. Był on dla niego magistralą wiodącą z lasu. To, że dolina Mlecznej jest korytarzem ekologicznym, nie jest pustym słowem. Obecność węży jest właśnie tego przykładem. Zwierzęta migrują tam, gdzie mają najłatwiej, a ponieważ Mleczna jest otoczona pasem zieleni, więc wyłażą w tych miejscach na brzeg. Kierdelek saren można na przykład spotkać na Grodzisku, a to jest prawie ścisłe centrum Radomia. Jedyną możliwością migracji dla nich jest przejście wzdłuż brzegów rzeki.

* Czy żmije pojawiają się w Radomiu?

- Żmije nie tylko pojawiają się w Radomiu, ale w nim są, stanowiąc element fauny. Lubią się chociażby wygrzewać na torowisku prowadzącym z Lublina do Radomia, kiedyś zresztą jedna z nich zawędrowała aż na ulicę Olsztyńską i trzeba było ją wywieźć do Lasu Kapturskiego. Na żmije trzeba uważać, ale nie są one aż takie groźne, jak niektórzy to sobie wyobrażają. Zwykle widząc ludzi uciekają i dopiero znajdując się w trudnej dla siebie sytuacji starają się bronić.

* Kiedyś spotkałem nocą jeża na jednej z bocznych ulic na Glinicach. To było coś wyjątkowego?

- Obecność jeży, szczególnie w dzielnicach willowych, jest normalnym zjawiskiem. Znajoma uratowała jeża, który próbował przekroczyć aleję Jana Pawła II. Zwierzęta te szukają w mieście przede wszystkim pokarmu. Ja osobiście mam na swojej działce rodzinę jeży, w tym roku powiększyła się ona o dwa małe jeżyki. Moje psy przyzwyczaiły się już do tych zwierząt, choć trzy lata temu robiły z ich powodu straszny alarm. Teraz traktują je niemal jak domowników.

* Kolega mówił mi z kolei o młodych lisach na jego działce na obrzeżach miasta. Mówił prawdę, czy też miał przywidzenia?

- Dwa lata temu była cała historia z lisem, który został oswojony, ludzie widząc jego zachowanie sądzili jednak, że jest chory na wściekliznę. Osobiście oceniam liczbę żyjących w Radomiu dzikich lisów na siedem rodzin. Ich populacja się zwiększyła, 15 lat temu znałem tylko jedną taką rodzinę. Żyła w okolicy Wólki Klwateckiej i Lasu Kapturskiego. Miała nory w dwóch miejscach. Znajdowały się one około dwustu metrów od domu. Teraz lisy żyją też na obszarze znajdującym się pomiędzy liniami kolejowymi wiodącymi w kierunku Lublina oraz Warszawy. Lisy wchodzą już właściwie do ścisłego centrum, penetrując nocą park Leśniczówka. Pewnego razu, gdy jechałem samochodem ulicą Kozienicką lis próbował przebiec przez drogę, widząc jednak światła zatrzymał się i widziałem, że był wyraźnie z tego powodu niezadowolony. Inny lis, którego szczątki znalazłem w pobliżu ronda na ulicy Mieszka I, nie miał tyle szczęścia i zginął pod kołami jakiegoś auta. Świetnie sobie natomiast radzi rodzina lisów żyjąca w pobliżu wysypiska śmieci na Wincentowie.

* Kolejny sygnał, który tym razem pochodzi od czytelnika. Zauważył on w swojej piwnicy jakieś zwinne zwierzę większe od szczura, które zresztą też w żaden sposób szczura nie przypominało. Co to mogło być?

- Myślę, że było to zwierzę, które pomaga zwalczyć szczury i występuje w ścisłym centrum Radomia, czyli kuna domowa. Jest ona wielkości kota, ma czarne futerko z białym krawatem. Taką kunę spotykałem trzykrotnie nocą w okolicach sklepu "Sezam" na ulicy Żeromskiego. Kiedyś zresztą usiadłem na ławeczce i ją obserwowałem. Zajmowała się przeglądaniem śmietników przy kinie "Hel" i przy istniejącym wtedy po drugiej stronie ulicy barze. Zresztą udało jej się przewrócić kosz i znaleźć resztki zapiekanki, którą natychmiast zaczęła zajadać. Jednak kuna zajmuje się głównie szczurami, dlatego też zamieszkuje przeważnie w starszych dzielnicach.

* Niekiedy słyszy się też o bobrach w Radomiu. Czy czeka nas ich inwazja?

- Pewnie tak. W latach dziewięćdziesiątych sprowadzono je do Radomskiego, a w tym samym czasie sprowadzały się one również same. Na odcinku Pilicy w dawnym województwie żyje 30 rodzin bobrzych, ja sam znam z 10 takich miejsc. Trzeba tam uważać, bo bobry nie robią na tak dużej rzece żeremi, robią natomiast olbrzymie nory, w które łatwo wpaść. Oprócz bobrów zbliżają się do Radomia również wydry. Wiem, o dwóch takich siedliskach w mieście.

* Mówiłeś też o dużych ssakach pojawiających się w Radomiu. Czy oprócz saren bywają i inne?

- Tak, chociażby łosie. Jeden był obserwowany na Borkach przy zalewie. Kobiecie, która go widziała wydawało się, że ma omamy, nie ukrywała też przerażenia. To zdarzyło się dwa lata temu. Kiedyś łosiem musiała zajmować się Straż Miejska, ja sam widziałem je w okolicach wysypiska przy elektrociepłowni.

* Czy w mieście mogą występować rzadkie gatunki zwierząt?

- Tak, chociażby nietoperze czy sowy, z czym zresztą wiąże się osobna opowieść. Trafiło do mnie pisklę, które wyszło z gniazda. Znaleźli je ludzie i przynieśli do mnie. Rosło w klatce, a przyglądała się mu moja kilkumiesięczna wówczas córka. Po pewnym czasie zaniepokoiło nas, że córka w dziwny sposób rusza głową, podejrzewaliśmy nawet u niej różne choroby. Sprawa wyjaśniła się, gdy odkryliśmy, że córka naśladuje ruchy sowy, która potrafi obracać głowę prawie o 360 stopni. To był zresztą wyjątkowy ptak, który umiał sam otworzyć klatkę, spacerował po domu, wchodził na fotele.

* Pytając o ptaki nie wypada nie zapytać o bociany. Czy one również żyją w Radomiu?

- Jeszcze dziesięć lat temu Radom był traktowany jako największe skupisko bocianów w województwie radomskim, jednak biorąc pod uwagę powierzchnię miasta i liczbę mieszkańców nie do końca było to prawdą. Wtedy znajdowało się w mieście sześć gniazd, w tym cztery zajęte. W tym roku nie mam jeszcze dokładnych informacji, ale na Wólce Gołębiowskiej sam znalazłem w gnieździe cztery młode pisklęta.

* Ile sam masz zwierząt w domu?

- Był taki miesiąc, że przechowywało się u mnie lub kurowało 30 ptaków. Trafiały do mnie myszołowy, jastrzębie, kawki, inne gatunki. Teraz nie ma żadnego ptaka, mam za to osiem kotów, trzy psy i wspomniane już jeże.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie