MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nieprawdopodobna walka bohaterów o utrzymanie wałów trwa. Prawdziwy obraz powodzi na Powiślu (zdjęcia)

Marcin GENCA [email protected]
Od prawej: Umacnianie wału w Kolonii Nadwiślańskiej.- To jeszcze nie koniec, woda wcale nie opada – przyznaje starszy ogniomistrz Waldemar Stępień, dowódca zastępu z lip-skiej komendy.Obrona wału w Boiskach.
Od prawej: Umacnianie wału w Kolonii Nadwiślańskiej.- To jeszcze nie koniec, woda wcale nie opada – przyznaje starszy ogniomistrz Waldemar Stępień, dowódca zastępu z lip-skiej komendy.Obrona wału w Boiskach.
Na wałach w okolicach Solca nad Wisłą sobota i niedziela była kolejnymi dniami wytężonej pracy. Podobnie było pod Chotczą, gdzie worki z piaskiem, przenoszone przez dziesiątki rąk, ciągle wzmacniają wały Wisły i Iłżanki.

Wisła opada centymetr na godzinę

Jakub Wachnicki i prezes straży Jarosław Galbarczyk, druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Jedlni – Letnisko, pracują na wałach pod Solcem od śro
Jakub Wachnicki i prezes straży Jarosław Galbarczyk, druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Jedlni – Letnisko, pracują na wałach pod Solcem od środy. Fot. Marcin Genca

Jakub Wachnicki i prezes straży Jarosław Galbarczyk, druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Jedlni - Letnisko, pracują na wałach pod Solcem od środy.
(fot. Fot. Marcin Genca)

Wisła opada centymetr na godzinę

Takiego potopu nie pamiętają nawet najstarsi ludzie z Powiśla. O tak dużej wodzie opowiadali im ich dziadkowie ponad 100 lat temu. Kiedy człowiek spędzi 60, 80 lat nad wodą, niejedno już widział, ale żeby fala od Krakowa aż za Płock? To nie mieści się ludziom w głowie. - Nawet w 2001 roku jak przyszła fala, to było to widać, bo poziom wody bardzo się podniósł, rzeka wylała, drugiego dnia był wysoki, a na trzeci dzień Wisła wróciła do koryta - opowiada Wiesław Mazur, sołtys Kolonii Nadwiślańskiej koło Solca. - Teraz jest jakoś tak nienormalnie. Skąd tyle wody się bierze w rzece? Ani deszczu nie ma na południu, zbiorniki ponoć opróżnione, a woda praktycznie stoi, bo co to jest centymetr na godzinę?!

Strażacy i ochotnicy oraz mieszkańcy dosłownie padają z nóg, ale wciąż umacniają wały. Wszyscy wiedzą, że nie ma odwrotu: oddać wał? To jak wyrok na reszcie tych, którzy teraz spokojnie jedzą, pracują, śpią w suchych, jeszcze suchych domach.

OCHOTNICY Z JEDLNI - LETNISKO

- Było już tak, że zeszliśmy, w czwartek. Deszcz leje, na Kamiennej wielka woda, wał puszcza, łatamy, łatamy, aż w końcu zostaliśmy we czterech. Ładujemy worek za workiem, deszcz leje, w końcu zaczęły wyć syreny i nawet my musieliśmy zejść - opowiadają Jakub Wachnicki i prezes straży Jarosław Galbarczyk, druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Jedlni - Letnisko.

Przyjechali w sześciu pod Solec w środę przed południem swoim fordem z dużym motorowym pontonem na przyczepie. Od tamtej pory ciągle umacniają wały. Wtedy, w czwartek, kiedy pękał wał, wyrwa była mała. Wrócili, zapełnili. Już nie oddali.

Przez całą sobotę razem z miejscowymi napełniali worki piaskiem i rozwozili je po wałach, likwidując przesiąki.

- I tak już od środy. Dobę odpoczywamy, dobę pracujemy. Zmieniają nas koledzy ze Stargardu Szczecińskiego, Drawska Pomorskiego, którzy trafili aż tutaj - dodaje starszy ogniomistrz Waldemar Stępień, dowódca zastępu z lipskiej komendy Państwowej Straży Pożarnej, który dowodzi tym odcinkiem. - Najtrudniejsze wciąż pozostaje uszczelnianie, a potem ciągła kontrola wałów. To jeszcze wcale nie koniec, to potrwa, bo woda przecież nie opada.

Po drugiej, "suchej" stronie wału rozlewiska, błoto, szlam, czasem i smród zaleci na koronę. Domy, otoczone przez rozbabrane worki, które leżą teraz pod płotami jak zmokłe kury, mają na sobie zielonomułowatą linię, która do dziś pokazuje jak wysoko podeszła woda.

STRZAŁY NAD WISŁĄ

Bobry to kolejny, po wodzie i zmęczeniu, przeciwnik, którego muszą pokonać ratownicy. Zwierzęta ryją głębokie tunele w podstawie wałów, powodując ich osłabienie. Potem wystarczy, że za bobrem wejdzie tam woda, której nacisk na wał jest olbrzymi… i nieszczęście gotowe. Bo ona nie będzie sobie tak kapać, ciurkać, tylko wywali dziurę na kilka metrów, wedrze się na podwórka i pola, popłynie i zatrzyma się dopiero za kilka kilometrów, dopiero tam, gdzie teren się wznosi.

- One wychodzą w nocy. My też. One przypływają, my chodzimy po wale. One wchodzą, my straszymy latarkami, nawet nogą się odgania. One się nie boją, wracają. A strzelić nie można, bo bóbr jest pod ochroną - opowiada Wiesław Mazur, sołtys z Kolonii Nadwiślańskiej.

Jak dodają miejscowi, o bobrach meldowali do gminnego, a potem powiatowego sztabu kryzysowego. Stamtąd poszedł wniosek o zezwolenie na odstrzał i się zaczęło: a to wojewódzki inspektorat ochrony przyrody, a to ministerstwo środowiska, w końcu do samego ministra poszła prośba, aby dał zgodę, bo inaczej ludzi pozalewa.

Potwierdza to Roman Ochyński, starosta lipski, dodając, że o interwencję w tej sprawie prosił nawet posłankę Marzenę Wróbel. Pomogło? - Minister pozwolił, wojewoda wydał decyzję w pół godziny. Teraz myśliwi mogą po prostu strzelać - dodaje starosta, a miejscowi dziwią się, że oto zwierzęta stały się ważniejsze od ludzi i ich dobytku...

- Mam pod opieką całą logistykę. Teraz rozwożę chłopakom pomidorówkę – mówi młodszy kapitan Karol Ziętala (w środku), kwatermistrz lipskiej komendy straży
- Mam pod opieką całą logistykę. Teraz rozwożę chłopakom pomidorówkę – mówi młodszy kapitan Karol Ziętala (w środku), kwatermistrz lipskiej komendy straży pożarnej.

- Mam pod opieką całą logistykę. Teraz rozwożę chłopakom pomidorówkę - mówi młodszy kapitan Karol Ziętala (w środku), kwatermistrz lipskiej komendy straży pożarnej.

WORKI CZY PIWKO?

Pod Chotczą czarnoodblaskowo od strażackich podkoszulek i mundurów. Miejscowi nieziemsko zmęczeni, zgrzani, upaprani błotem. Leżą na odkrytej furmance, z której przed chwilą zwalili kilkadziesiąt worków z piaskiem.

Na wale Iłżanki, który z miejsca, gdzie stoję wygląda jak zielona wstęga, popstrzona białymi drobinkami worków, takich brygad jest kilka. Ciągnik, przyczepa i zziajane chłopaki - strażaki.

- Sami to byśmy wcale sobie rady nie dali - nie ukrywa Janusz Witczak, wójt Chotczy i wylicza: - Ze 30 przyjechało z Ciepielowa, ponad 20 z Lipska, do tego dali mi ludzi interwencyjnych z zarządu dróg i tak się trzymamy. O swoich to już nie wspominam, a i mnóstwo mieszkańców pracuje na wałach.

Dwa kilometry, w samej Chotczy, nie widać już tego wysiłku. Przy sklepie biały samochód, drzwi otwarte, ze środka leci swojskie: "umpa, umpa, umpa". Chłopaki - niestrażaki wypasione, silne. Piwko popijają, trochę się kiwają, trochę śmieją. Luzik.

DRAMATY MAŁE I DUŻE

Woda zaatakowala dom państwa Kacperskich w Gniazdkowie koło Chotczy w środę po południu, akurat z godzinę po tym, jak rozstawaliśmy się w przeczuciu, że będzie dobrze.

Fala nie siliła się, po prostu przelała się układane przez cały dzień obwałowanie z worków z piaskiem i folii, chociaż wciąż je podwyższali, chociaż przywieźli pompy, chociaż mieli nadzieję…

- Tutaj woda, owszem, zawsze podchodziła, ale nigdy nie sięgnęła obory. Wtedy ja patrzę, a tu już obora pływa! W domu ledwośmy skończyli sprzątać po remoncie, nową kuchnię robiliśmy, nowe meble. Wchodzę: a tam panele już wstają, woda się przelewa - opowiada pani Barbara, która przez kilka dni zdążyła już uspokoić emocje, choć żal pozostał.

- Chłopaki, nie można powiedzieć: ratowali nas jakby własnego domu bronili, piasek sypali, worki układali. Kolega strażak z Lipska zawziął się. "Nie wpuścimy wam wody" mówił i tak razem walczyliśmy - dodaje jej syn Dawid Kacperski, sam zawodowy strażak ze Zwolenia.

- Ale w końcu nawet mój mąż, co przypłynął z Lucimi, bo tam do dziś siedzą cały czas na wałach, a on nimi kieruje, no to nawet on mówi: "chłopaki, odpuśćcie, stało się" - wtrąca gospodyni.

W sobotę po południu na podwórku wody prawie po kolana. Pływa w niej brud, śmierdzi olej… Kotka miauczy na dachu obory, boi się zeskoczyć w to coś, czego tu nigdy nie było.

- Dajemy radę, żyjemy. Rodzinę mamy po drugiej stronie, tam to jest dramat: zalane po okna, po dach. Dzwonią, płaczą, ale co tu teraz zrobisz? - rozkłada ręce pani Barbara. - A u nas lepiej przecież. Droga jeszcze nie zalana całkiem, można do sklepu pojechać, inni też o nas pamiętają, i strażacy przypływają, i policja zagląda. Wodę dostajemy. Nam nic nie trzeba.

- Mieliśmy nadzieję, że woda nie dojdzie. Nie udało się - Dawid Kacperski, zawodowy strażak ze Zwolenia, patrzy na linię po wodzie na ścianie domu r
- Mieliśmy nadzieję, że woda nie dojdzie. Nie udało się - Dawid Kacperski, zawodowy strażak ze Zwolenia, patrzy na linię po wodzie na ścianie domu rodziców.

- Mieliśmy nadzieję, że woda nie dojdzie. Nie udało się - Dawid Kacperski, zawodowy strażak ze Zwolenia, patrzy na linię po wodzie na ścianie domu rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie