Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła wyprawa zabytkowymi traktorami

Roman FURCIŃSKI
Paweł Wiadrowski (z lewej) i jego syn Mateusz wybrali się kilkusetkilometrową podróż zabytkowymi ciągnikami.
Paweł Wiadrowski (z lewej) i jego syn Mateusz wybrali się kilkusetkilometrową podróż zabytkowymi ciągnikami. archiwum rodzinne
Paweł Wiadrowski i jego syn Mateusz spod Warki postanowili dokonać nie lada wyczynu. Wsiedli w swoje zabytkowe pojazdy, mające ponad 60 lat i wyruszyli na festiwal starych maszyn i ciągników w Wilkowicach w województwie wielkopolskim. W trasie wzbudzali sensację i nie obyło się bez przygód.

Jakie maszyny?

Wilkowice w województwie wielkopolskim. Nareszcie! Po pięciu dniach podróży dotarli do celu.
Wilkowice w województwie wielkopolskim. Nareszcie! Po pięciu dniach podróży dotarli do celu.
archiwum rodzinne

Wilkowice w województwie wielkopolskim. Nareszcie! Po pięciu dniach podróży dotarli do celu.

(fot. archiwum rodzinne)

Jakie maszyny?

Ciągnik Ursus C-45. Był produkowany w latach 1947-1959 przez zakłady Ursus w Warszawie. Był kopią niemieckiego ciągnika Lanz-Bulldog D9506, którego wiele egzemplarzy zostało w Polsce po drugiej wojnie światowej. Produkcję seryjną C-45 uruchomiono we wrześniu 1947 roku, do końca roku z fabryki wyjechało 130 sztuk. Do napędu zastosowano jednocylindrowy, dwusuwowy silnik średnioprężny o mocy 45 KM. Uruchamianie silnika odbywało się przez podgrzanie gruszy żarowej ręczną lampą lutowniczą. Po podgrzaniu należało wyjąć koło kierownicy wraz z kolumną i wsunąć w jedno z bocznych kół zamachowych. Następnie, przez pokręcenie za koło kierownicy można było uruchomić silnik. Początkowo ciągnik ten produkowany był na kołach stalowych, później na ogumionych.
Ciągnik Steyer A180. Produkcji austriackiej, z 1949 roku. Model przeznaczony dla rolników i małych gospodarstw. Pojemność skokowa 1330 ccm. Posiadał czterostopniową skrzynię biegów, z biegiem wstecznym. W latach 1949-64 wyprodukowano około 45.070 sztuk.

Decyzja o wyjeździe traktorami była spontaniczna. - Na festiwal ciągnikiem przyjeżdża pewien Niemiec. Mieszka tuż za polską granicą. Ma do pokonania około 200 kilometrów. Kiedyś sobie powiedzieliśmy, że fajnie by było, gdybyśmy my pojechali na ten festiwal naszymi traktorami. W tym roku postanowiliśmy, że tak zrobimy. W Polsce jesteśmy chyba pierwsi, którzy pokonali taki dystans - dodał Mateusz Wiadrowski.

60-LETNIE ZABYTKI

Paweł Wiadrowski mieszka w gminie Warka. Jest przedsiębiorcą. W swoim gospodarstwie zgromadził niezwykłe maszyny rolnicze. Niezwykłe, bo posiada różne maszyny i urządzenia, często mające po kilkadziesiąt lat. Można śmiało zaryzykować, że jest to takie małe, prywatne muzeum maszyn i sprzętu rolniczego.

Pan Paweł najpierw wybrał traktory, którymi pojadą. Były to dwa egzemplarze z 1949 roku. Razem z synem zaczęli od treningu. Jazda ciągnikiem wcale nie jest taka łatwa, a zwłaszcza takim sprzed ponad pół wieku. Trzeba się nieźle napracować przy kierowaniu tym bardziej, że dystans 430 kilometrów zamierzali pokonać w ciągu kilku dni. Dziennie mieli więc przemierzać 80-120 kilometrów.

Wyprawa miała się odbyć na zabytkowych maszynach, polskim Ursusie C-45 i austriackim Steyrze A180. Przez kilka dni jeździli po 10-15 kilometrów.

NIESZCZELNA POMPA

Trasa wiodła z Warki przez Białobrzegi, Piotrków Trybunalski, Sieradz i Kalisz do Wilkowic.
Pierwszego dnia, po przejechaniu pierwszych 10 kilometrów nastąpiła nieoczekiwana przygoda. Ursus, którym kierował Paweł Wiadrowski, wyrzucał olej.

- Postanowiliśmy odprowadzać zużyty olej do butelki przyczepionej pod spodem ciągnika. Tak ujechaliśmy następne 20 kilometrów. Na następnym przystanku obwiązaliśmy tłumik materiałem, po którym olej ściekał na dół i w ten sposób zminimalizowaliśmy chlapanie - wyjaśnił Mateusz Wiadrowski.

Pierwszego dnia zrobili 120 kilometrów. Na nocleg zatrzymali się w Opocznie.

PO DRODZE SZYBKIEGO RUCHU

Następny dzień rozpoczęli od uszczelnienia pompy paliwowej. Ale i tak mieli przygodę, tym razem inną.

- Byliśmy w Piotrkowie Trybunalskim, powinniśmy przejechać prosto przez miasto. Jednak ze względu na remonty ulic musieliśmy pojechać objazdami, pomyliliśmy drogę i wyjechaliśmy na drogę szybkiego ruchu numer 1. Przejechaliśmy nią, poboczem, ze dwa-trzy kilometry, do najbliższego zjazdu i wróciliśmy na właściwą trasę - mówił pan Mateusz.

Znowu zrobili w ciągu dnia 120 kilometrów, ale w tym 20 kilometrów "gapowego".

Noc spędzili w zajeździe przed Sieradzem. - Wzbudzaliśmy zainteresowanie na drodze. Kierowcy podchodzili do nas życzliwie, byli pełni podziwu dla nas. Dużo rozmawialiśmy przez CB radio z kierowcami tirów. My zainstalowaliśmy sobie CB radio, żeby się porozumiewać między sobą - wyjaśnił pan Mateusz.

KRNĄBRNY URSUS

Kolejne dni upłynęły spokojnie, jechali mniej kilometrów dziennie. Aż do ostatniego, piątego dnia. - Ursus nie chciał odpalić. Próbowaliśmy go zapalić z pociągu. Steyr przeciągnął drugi ciągnik przez całe miasto, ale i to nie pomogło. Wyjechaliśmy na przedmieścia i bocznej uliczce próbowaliśmy usunąć usterkę. W końcu się udało. Do celu dojechaliśmy około godziny 14. Cali w oleju, ale byliśmy z siebie dumni. Jeszcze raz sprawdziliśmy Ursusa. Okazało się, że grusza żarowa była pełna nagaru - dodał Mateusz Wiadrowski.

DO DOMU NA LAWETACH

Traktorzyści z Warki za swój wyczyn i pięknie utrzymane ciągniki otrzymali dwa puchary od ogólnopolskiego klubu "Traktor i maszyna".

Z powrotem, do domu już nie jechali ciągnikami. Zostały one załadowane na lawetę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie