Przed budynkiem dyrekcji w miejskim szpitalu siostry zorganizowały pikietę. Zjechały na nią pielęgniarki z całej Polski.
- Wyjechałyśmy w środę o 22 by zdążyć na czas do Radomia. Nie wyobrażam sobie, by mogło nas zabraknąć, gdy nasze koleżanki walczą o lepsze jutro - mówi Małgorzata Makuchowska, pielęgniarka ze Szczecina.
Siostry przyjechały w czepkach.
- Górnicy na strajk biorą kilofy, my czepki - podkreślały.
Pod budynek dyrekcji siostry udały się z transparentami. Te głosiły: "Bez podwyżek nie ruszamy dość obietnic od was mamy", "My się władzy nie boimy strajk do końca prowadzimy", "Wszyscy razem się skrzykniemy i podwyżkę dostaniemy". Przed południem okrzykami chciały skłonić dyrektora do rozmów. Andrzej Pawluczyk poinformował media, że nie ma pielęgniarkom do zaoferowania nic poza propozycją, która padła już w sobotę - chodzi o dodatek do pensji wypłacany przez 5 miesięcy z pieniędzy, które lecznica ma otrzymać za nadwykonania z Narodowego Funduszu Zdrowia.
W końcu w południe szef szpitala spotkał się z siostrami. Było krótko i rzeczowo.
- Nie ma pieniędzy by spełnić wasze oczekiwania - powiedział Andrzej Pawluczyk, po czym zaproponował pielęgniarkom spotkanie w świetlicy.
Kilkadziesiąt minut później siostry przekazały dyrektorowi petycję, w której napisały, "...to nie strajk doprowadził do kryzysu szpital, a na protestujące zrzucana jest wina..."
- Dowodem na złe zarządzanie szpitalem jest fakt, że dyrekcja rozesłała w czwartek do ordynatorów pismo z informacją, że wynagrodzenia za dyżury i pracę nocną za lipiec zostaną wypłacone dopiero we wrześniu - mówi Anna Trzaszczka, szefowej Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w szpitalu przy Tochtermana.
Pełne poparcie radomskim pielęgniarkom okazały koleżanki z kraju, które w strugach deszczu uczestniczyły w manifestacji.
- Przyjechałam z Międzyrzecza, to nie pierwsza moja manifestacja. Nie może być tak, że pielęgniarka z 28- letnim stażem zatrudniona na oddziale zarabia na rękę 1750 złotych - mówi Jolanta Wojtyś.
Do manifestacji w Radomiu odniósł się premier Donald Tusk: Wszystko wskazuje na to, że kilka lat zmarnowano w tym szpitalu jeśli chodzi o restrukturyzację i oszczędności, bo pielęgniarki powinny więcej zarabiać - mówił. - Natomiast struktura zatrudnienia, podział obowiązków powinny być lepiej zorganizowane. Wiele zależy od ludzi pracujących tam na miejscu - dodał.
Gdy pielęgniarki manifestowały szpital prawie normalnie pracował. Bez zakłóceń przyjmowano pacjentów w poradniach specjalistycznych. Tylko do tych przy ulicy Lekarskiej trudno było chwilami się przebić, bo tłum sióstr niemal tarasował wejście. Na oddziałach siostry od ponad tygodnia pracują w okrojonym składzie. Większość chorych wypisano do domów. Szpital za wyjątkiem oddziału chirurgicznego przyjmuje tylko osoby z zagrożeniem życia.
Manifestujące siostry wspierało także część pacjentów.
- To wina rządu, że doprowadził do rujnacji szpitala. Pielęgniarki nie są gorsze od innych grup zawodowych - krzyczał Czesław Rdzanek.
Było też grono niezadowolonych, a wręcz oburzonych sytuacją.
-Ten strajk to paranoja. A co ma powiedzieć człowiek, który jest od pół roku na bezrobociu - machał ręką Tadeusz, który przyglądał się pikiecie.
- Nie popieram strajku pielęgniarek ani takiej manifestacji. Nie chciałbym być pacjentem, który boi się, że mogą go za chwilę ewakuować - mówi pan Albin.
Lekarze skarżą się, że sytuacja w placówce jest bardzo zła, zwłaszcza, gdy do szpitala trafiają nowi chorzy. Wtedy medycy muszą prosić pielęgniarki z zespołu interwencyjnego o pomoc. A taki zespół tworzą siostry, które strajkują.
Po południu dziewięć sióstr zamknęło się sekretariacie tuż przy pokoju dyrektora.
- Zamierzamy w ten sposób protestować - powiedziały. - To była spontaniczna decyzja, ale jesteśmy jej świadome. Będziemy okupować gabinet dotąd aż dyrektor zechce z nami rozmawiać jak należy.
Okupujące wyposażyły się w śpiwory, koleżanki doniosły im wodę, a nawet szczoteczki do zębów.
- Jeśli nie zostaniemy usunięte siłą będziemy to przez noc i dzień - mówi Zenona Sadowiska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w szpitalu miejskim.
W momencie, gdy siostry zaczęły okupować gabinet dyrekcji w oknach budynku pojawił się również transparent z napisem: "Strajk okupacyjny".
Jakie nastroje panowały wśród pielęgniarek?
- Musimy wytrwać do końca, nie poddamy się teraz - mówi Małgorzata, pielęgniarka z kardiologii.
- Liczymy się z wszystkimi konsekwencjami strajku, łącznie z tym, że możemy stracić pracę, ale walczymy w słusznej sprawie - mówi jej koleżanka Jolanta.
Do okupujących gabinet sióstr przyszedł policyjny mediator. Obyło się tylko na rozmowie, bo panie obiecały spokój i porządek. Manifestacja z udziałem pielęgniarek z całej Polski trwała do godziny 18. Siostry rozjechały się do domów autokarami. Radomskie pielęgniarki wróciły do świetlicy, gdzie od 10 dni prowadzą strajk - z wyjątkiem 9, które okupują pokój dyrekcji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?