MKTG SR - pasek na kartach artykułów

ROZPACZ NAD WODĄ

Izabela KOZAKIEWICZ

To miało być zwyczajne popołudnie paczki przyjaciół z jednej szkoły. Była sobota, piękna pogoda, kilkaset metrów dalej trwał wiosenny festyn. Nad zalewem w Siczkach byli wędkarze, wypoczywający ludzie rozpalili grille. Wystarczyła chwila, żeby sielanka zmieniła się w koszmar. Piętnastoletni chłopiec utonął, mimo rozpaczliwej próby ratunku ze strony kolegów. Płacz, krzyki rozpaczy, żal. I wiele pytań. Czy gdyby w porę na ratunek ruszyli ludzie wypoczywający nad zalewem, udałoby się go uratować?

Dramat rozegrał się w ostatnią sobotę. Gimnazjaliści dzień rozpoczęli od udziału w Święcie Niezapominajki, które odbywało się w pobliskim ośrodku Lasów Państwowym w Jedlni Letnisku. Później poszli nad zalew, chcieli między innymi wykąpać się. Było ich tam ośmioro, siedmiu chłopców i jedna dziewczynka, wszyscy z Gimnazjum w Jedlni Letnisku. Zaczęli od zabawy w wydzielonej pomostami części zalewu. Grali w piłkę w wodzie, pływali, mimo że był dopiero 13 maja.

- Woda nie była bardzo zimna, dało się kąpać. W tym roku po raz pierwszy pływaliśmy już w kwietniu, w poprzednich latach zaczynaliśmy w maju - opowiada August.

Dzieci czuły się pewnie, zalew znały doskonale. Niejednokrotnie przepływały go w poprzek. Jeden z chłopców ma kartę pływacką, pozostali mieli zdawać egzamin, żeby ją dostać, Marcin zdobył patent żeglarski. Poza tym wokoło było sporo ludzi, wędkarze. Było ciepło i słonecznie.

Skoczył ostatni

Około godziny 14 kilkoro gimnazjalistów postanowiło popłynąć z pomostu na dziką plażę po drugiej stronie zalewu. Najpierw do wody weszło dwóch chłopców i ich koleżanka, chwilę później skoczyło jeszcze dwóch kolegów Kacpra. On z dwójką pozostałych miał czekać na pomoście. Jeszcze wtedy było wesoło. Dzieciaki urządziły sobie nawet w wodzie wyścigi, kto pierwszy dotrze do brzegu. Jeden z płynących mniej więcej w połowie dystansu położył się na wodzie na plecach, żeby odpocząć. Bo choć pływał dobrze, to kąpiel po całym dniu zabawy i przebywania na słońcu, a później wejście do zimnej wody zrobiły swoje. Nikt z nich nie widział, kiedy do wody wskoczył także Kacper. Chłopiec resztkami sił zdołał dopłynąć tylko do kolegi odpoczywającego w wodzie. Już wtedy zaczął się topić i na dno za sobą ciągnąć także kolegę. Kurczowo chwytał się go i podtapiał. Ten, przestraszony, zaczął wzywać pomocy.

- My byliśmy już prawie na brzegu, wychodziliśmy z wody, kiedy usłyszeliśmy wołanie - relacjonuje August. - Upewniliśmy się, czy oni nie żartują i popłynęliśmy z powrotem.

Krzyczał tylko jeden z kolegów, z Kacprem chłopcy nie mieli już żadnego kontaktu. Udało im się uratować Dawida, jeden z gimnazjalistów popłynął z nim do brzegu. Marcin i August walczyli o życie Kacpra.

- Ale on na nic nie reagował, prosiliśmy go, żeby przekręcił się na plecy, żeby spokojnie dał sobie pomóc. A on nic nie mówił, nic już do niego nie docierało, ciągle się nam wymykał i szedł pod wodę, kilka razy udało nam się go wyciągnąć nad powierzchnię - wspominają.

W końcu jednak chłopcy nie dali rady. Musieli płynąć do brzegu. Wszystko to działo się na oczach osób wypoczywających w Siczkach. W czasie kiedy Marcin i August próbowali ratować Kacpra, ich kolega Olek biegał najpierw po molo i prosił, żeby ktoś pomógł jego kolegom, żeby chociaż zadzwonił po karetkę. W szoku Olek biegał i szukał materaca, który chciał rzucić do zalewu. Wydawało mu się, że na drugim brzegu opala się na nim jakaś kobieta. Kiedy tam dobiegł, okazało się, że to był koc. Na drugim brzegu zalewu o pomoc prosili pozostali gimnazjaliści.

- My też cały czas krzyczeliśmy. Nie wierzę, że wśród tych 30 osób nad wodą nikt nie umiał pływać - mówi z żalem jeden z chłopców. - Jak Kacper szedł już pod wodę, wskoczył do nas jakiś mężczyzna i rzeczywiście zaczął nurkować, ale już było za późno, za długo to trwało. Pamiętam, że to on w pewnym momencie kazał nam płynąć na brzeg - opowiada August.

Dwóch kolejnych mężczyzn, o których mówili nam świadkowie, rzeczywiście weszło do wody od strony dzikiej plaży. Ale ich udział w akcji ratunkowej, zdaniem chłopców, ograniczył się do wyprowadzenia z wody podtopionego gimnazjalisty i chłopaka, który mu pomagał.

- Oni nawet nie zaczęli płynąć, po prostu weszli do wody - relacjonują gimnazjaliści.

Dlaczego skoczył?

Jeden ze świadków, z którymi rozmawialiśmy w sobotę tuż po tragedii, opowiadał, że na początku myślał, iż dzieci bawią się w wodzie. Wcześniej robiły to w wydzielonym kąpielisku. Dopiero kiedy na brzegu rozpłakała się koleżanka Kacpra, a jeden z chłopców krzyczał, że "Kacpra już nie ma", mężczyzna zrozumiał, że w Siczkach rozegrała się tragedia.

Czy Kacpra można było uratować? Chłopiec pływał najsłabiej z całej grupy. Nikt z jego kolegów nie przypuszczał, że on w ogóle skoczy. Dlaczego to zrobił? Na pomoście, poza jego przyjaciółmi, byli też inni rówieśnicy ze szkoły. Może Kacper nie chciał wyjść na gorszego?

- On chciał po prostu być kimś - mówi August, jego kolega z klasy. - Poza tym, jak się stoi na pomoście, to do brzegu wydaje się naprawdę blisko. Dopiero z plaży widać, że jest inaczej.

Przepłynięcie zalewu zmęczyło nawet chłopców, którzy świetnie pływali. Kacper wytrzymał tylko połowę dystansu. Poza umiejętnościami i kondycją, przeciwko niemu była temperatura wody, w sobotę miała ona 12 stopni Celsjusza.

- Żeby dotrzeć do brzegu, chłopcy musieli przepłynąć przez nurt płynącej wody, przez to była one jeszcze zimniejsza niż ustana woda w zbiorniku. A nawet te 12 stopni to mało jak na kąpiel - dodaje dowodzący akcją poszukiwawczą chłopca Jacek Pastuszko z Grupy Wodno-Nurkowej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Radomiu. - Chłopiec był rozgrzany, mógł być zmęczony po wcześniejszych zabawach. Nawet doświadczony pływak przy takiej różnicy temperatur mógł mieć problemy. Na tę tragedię złożyło się wiele czynników.

W miejscu, w którym Kacper utonął, zalew ma głębokość od 2,5 do 3 metrów. Na dnie zalega warstwa mułu, przejrzystość jest niemalże zerowa. Jak mówi Jacek Pastuszko, nurkowie szukali ciała chłopca praktycznie po omacku.

- Teraz trudno wyrokować, czy chłopca można było uratować. Przyznaję jednak, że byłem zdziwiony, iż nikt z dorosłych nie próbował. Po tym, jak chłopiec już zniknął pod wodą, żeby go uratować, potrzeba byłoby szczęścia. Gdyby ktoś zanurkował i trafił na niego, mógł go wyciągnąć. Można było jednak próbować wcześniej. W czasie akcji poszukiwawczej przyszła do nas jedna kobieta, która przyznała, że ma wyrzuty sumienia, iż nie skoczyła wtedy do wody - opowiada Jacek Postuszko.

O tym, że był czas na ratowanie dziecka, świadczy choćby fakt, że zdążyli do niego dopłynąć koledzy. Gdyby zresztą nie oni, w sobotę w Siczkach utonęłoby dwoje dzieci.

Wiktor Pomykała, lekarz anestezjolog, który karetką pogotowia przyjechał do Siczek, powiedział, że nawet po 10-15 minutach pod wodą Kacper miał jeszcze szansę na przeżycie. Młody organizm jest bowiem odporniejszy na niedotlenienie.

- Jeśli ktoś myśli, że kiedy będzie potrzebował pomocy, ktoś mu jej udzieli, to się myli. Po tym, co się stało, już to wiem - kończy rozmowę August.

PS. Imiona niektórych bohaterów tekstu zostały zmienione.

Potrzebny rozsądek

Krzysztof Krzysztoszek, ratownik i instruktor Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Radomiu: - Do rozpoczęcia sezonu pozostało jeszcze dużo czasu, kąpieliska nie są jeszcze otwarte, dlatego nie ma na nich ratowników. Woda jest jeszcze zbyt zimna do pływania, tak było też w Siczkach. Temperatura powietrza i organizmu dzieci przebywających na słońcu była na pewno duża, w takich przypadkach może dojść do szoku termicznego, zatrzymania akcji serca. Przestrzegam przed tym wszystkich młodych ludzi. Jestem ratownikiem od ponad 20 lat, od sześciu lat szkolę ratowników, może w tym czasie nie uczestniczyłem w zbyt wielu akcjach ratunkowych, ale jeśli już, to w większości przypadków tonący wpadali w panikę. Taka osoba traci zdolność rozsądnego zachowania, nie słucha tego, co się do niej mówi. Jeśli ktoś nie przeszedł szkolenia dla ratowników i nie zna metod obezwładniania czy holowania do brzegu, może mieć poważne problemy z uratowaniem tonącego.

To niewyobrażalna tragedia

Maria Staniszewska, dyrektor Publicznego Gimnazjum w Jedlni Letnisku: - To, co wydarzyło się w sobotę na zalewem, ten dramat naprawdę zrozumieją tylko ci, którzy przeżyli podobny. W tej całej tragedii jesteśmy dumni z chłopców, którzy nie zawahali się i ruszyli na ratunek dwóm kolegom. Na pomoc dorosłych - niestety - nie mogli liczyć. Ci chłopcy bardzo przyjaźnili się z Kacprem, tworzyli zgraną grupę. Nazywali siebie "filozofami", bo zawsze mieli coś do powiedzenia. Każdy nauczyciel potwierdzi, że to mądre i rozsądne dzieci. Taki był też Kacper - zdolny, dobrze się uczył, miał mnóstwo zainteresowań.

Tragiczna statystyka

W ubiegłym roku w regionie radomskim utonęło aż dziewięć osób, w tym jedno dziecko. W większości ofiarami wody byli mężczyźni, zginęła tylko jedna kobieta.

Gdzie się kąpać

Kąpieliska w okolicach Radomia są organizowane: w Radomiu na Borkach, w Chlewiskach, Domaniowie, Garbatce Letnisku, Grabowie, Iłży, Janikowie k. Kozienic, Koszorowie, Kozienicach, Pionkach, Sieciechowie, Siczkach, Szydłowcu, Toporni, Zwoleniu, Warce i w Białobrzegach na Pilicy. Poza tym jest wiele miejsc, w których funkcjonują dzikie kąpieliska, poza kontrolą ratowników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie